[51] Miłość to choroba

1.5K 81 140
                                    

PRZYPOMINAM, ŻE ROZDZIAŁ PONIEDZIAŁKOWY SIĘ NIE POJAWI!

NATOMIAST W DNIACH 19.03. – 22.03. ODBĘDZIE SIĘ MARATON :D

Cztery miesiące. Sto osiemnaście dni, podczas których cierpiałam niesamowite katusze.

A to tylko i wyłącznie z mojej winy.

Wiele osób powtarzało mi, że jestem niesamowicie głupia. Dopiero teraz byłam pewna, że mają rację.

Wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Nie powinnam skreślać Petera, zwłaszcza kiedy przyznał, że mnie kocha. Ale sama świadomość tego, że czuje do mnie coś głębszego, po prostu mnie przerażała.

I choć wiedziałam, jak będzie wyglądało nasze życie w przyszłości, nie byłam w stanie odpowiedzieć mu tymi samymi słowami. Dla mnie było to coś zupełnie nowego i świeżego, nie wiedziałam, jak powinnam się zachowywać. I chyba to bolało mnie najbardziej. Że choć wreszcie dostałam to, czego tak bardzo pragnęłam, nie wiedziałam co z tym zrobić i bardzo szybko z tego zrezygnowałam.

– Allie, pójdziesz ze mną do laboratorium? – Lisa wsunęła głowę do mojego pokoju.

– Nie chcę – jęknęłam i schowałam głowę pod poduszkę.

Po chwili poczułam, że tuż obok mnie ugina się materac. Sekundę później ponownie widziałam twarz Lisy.

– Unikasz mnie – szepnęła, przypatrując mi się z przymrużonymi oczami.

Usiadłam i poprawiłam koszulkę, która się przekręciła.

– Nie unikam.

Lisa westchnęła ciężko i spojrzała w bok, na pusty wazon. Kiedyś wkładałam do nich róże.

– Doskonale wiem, że to robisz. Akurat w tej kwestii nie musisz kłamać. Jesteś moją przyjaciółką, Allie. Nie ukryjesz przede mną tak istotnej rzeczy. – Kiedy się nie odezwałam, ponownie westchnęła. – Wstawaj, musisz w końcu ruszyć się z tego pokoju.

Złapała mnie za rękę i ciągnęła za nią do momentu, aż wylądowałam na podłodze. Po kilku długich minutach podniosłam się z przyjemnie ciepłej podłogi (niech żyje ogrzewanie podłogowe!) i podeszłam do szafy.

– Daj mi się chociaż ubrać – powiedziałam, otwierając drzwiczki.

Mój wzrok momentalnie spoczął na półce przeznaczonej dla Petera. Jego ubrania wciąż tu były, przywołując bolesne wspomnienia.

Kocham cię.

Zacisnęłam powieki i na oślep wybrałam coś ze swojej półki. Przez ostatnie miesiące unikałam wszystkiego, co było związane z Peterem. Za bardzo te rzeczy przypominały mi o tym, co straciłam i co mogłam zyskać, gdyby nie moja głupota i potrzeba ratowania innych.

Dlatego właśnie korzystałam z ubrań, których nie wkładałam do szafy. Zwyczajnie rzucałam je na ziemię. Tuż przed szafą pojawił się mały stosik, który aktualnie znajdował się w praniu.

– Allie, rusz się – pogoniła mnie Lisa, więc posłusznie poszłam do łazienki, z której wyszłam już po trzech minutach. – Wyglądasz potwornie. Mogłaś się chociaż uczesać.

Wzruszyłam ramionami.

– Nie chciało mi się.

– Ostatnio dziwnie się zachowujesz – stwierdziła i wyszła z mojego pokoju, a ja ruszyłam w ślad za nią.

Złamane serce boli.

– Dzięki wielkie – burknęłam.

Weszłyśmy do laboratorium, które – w porównaniu do mojego pokoju – było niesamowicie białe. Przymknęłam oczy, by przyzwyczaić się do tej jasności, a kiedy to się stało, Lisa już dawno stała przy swoim stanowisku i coś pisała.

Nie udawaj kujonie | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz