[94.5] Musisz uciekać

709 61 60
                                    

Dodatkowy rozdział na poprawę humoru z okazji powrotu do szkoły :DD

Oczywiście ten rozdział nie jest „obowiązkowy", nie ma wpływu na dalsze postrzeganie historii. Choć – moim zdaniem – również jest ważny.

Kilka słów o Wandzie [bo wielu czekało].

Ból rozdzierający każdą komórkę jej ciała. Rozpacz i ogromne przerażenie, wstrząsające jej organizmem. Mięśnie skurczyły się bez udziału jej woli. Łzy lały się po jej twarzy, rozmazując wszystko dookoła. Oczy zaczęły piec, przez co musiała je zamknąć. Z gardła wydostał się szloch, nad którym nie mogła zapanować.

W jednej chwili zrozumiała, że go straci. Wyczuwała to tak samo, jak wtedy, gdy straciła brata.

Właśnie teraz, gdy w części pogodziła się ze stratą Pietra, gdy choć trochę poczuła się lepiej i myślała, że ułoży sobie życie z kimś, kogo kocha, jego również miała stracić. I – co najgorsze – sama miała przyczynić się do tej straty.

Musiała unicestwić Visiona, jedyną osobę, która w jakiś sposób zastąpiła pustkę po stracie brata.

Ona miała przyczynić się do całego bólu, który będzie odczuwać.

***

Mimo rozpaczy, którą odczuwała, czuła też swego rodzaju ulgę. Thanos go nie dostanie. Wszyscy ludzie, wszystkie istoty będą bezpieczne.

Ale jakim kosztem?

Tu pojawiał się ten okropny wątek, coś, czego nienawidził każdy bohater – poświęcenia.

Owszem, w wielu wypadkach byli gotowi do poświęceń, często nawet nie mieli wyboru. Dlaczego jednak mieli wybierać pomiędzy miłością swojego życia a życiem innych? Dlaczego na ich barkach spoczywała taka odpowiedzialność? I najważniejsze: dlaczego Wanda tak się poświęciła, użyła mocy, by zabić ukochanego, a i tak musiała patrzeć, jak Thanos przywraca go do życia, a potem zabiera Kamień, który utrzymywał go przy życiu, co wiązało się z jego ponowną śmiercią.

Dwa razy w przeciągu trzech minut przeżyła śmierć Visiona. Bolało tak bardzo, jakby wraz z jego śmiercią wyrwano jej serce. Dwa razy.

Niemal z ulgą przyjęła świadomość, że Thanos pstryknął palcami. Ze spokojem przyjęła ból, poczucie, że rozpada się na kawałki.

Ale nie umarła. Nie. Pojawiła się w Kamieniu Dusz, jak wyjaśnił Strange. Nie mogła odejść, nie mogła uwolnić się od przejmującego smutku.

Z każdą minutą rozpacz wydawała się coraz bardziej dojmująca.

Aż nagle znów wrócili do żywych. Wanda przekuła rozpacz we wściekłość. Gdy znalazła się na polu bitwy, jej jedynym celem było odnalezienie Thanosa i – tak jak w przypadku Ultrona – wyrwanie mu serca, żeby poczuł, jak to jest.

Jedynie za pomocą delikatnych, ale stanowczych ruchów dłoni podrywała kosmitów w powietrze i rozrywała ich na kawałki.

Wyczuwając czyjąś obecność, odwróciła się gwałtownie i uniosła ręce, podnosząc tego kogoś w powietrze. W ostatniej chwili zauważyła jasne włosy, posklejane od krwi i brudne od pyłu. Niebieskie oczy wpatrywały się w nią z przerażeniem.

Ręce jej zadrżały, aż wreszcie opadły jej wzdłuż boków. Pietro upadł na plecy, ale nawet nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Podniósł się szybko, wciąż na nią patrząc.

Wanda nie potrafiła utrzymać wzroku na jego twarzy. Doszukiwała się na jego ciele jakichś ran, strzał po kulach, krwi. Na skroni miał zaschniętą krew, ale nie widziała rany.

– Pietro? – wyszeptała. Jej głos się łamał. – Ale jak? Jak to możliwe? Przecież ty...

„Nie żyjesz" chciała powiedzieć, ale słowa nie potrafiły przejść jej przez gardło.

Pietro potarł ręką kark.

– Niespodzianka?

Przygryzł dolną wargę, niezdecydowany, co powinien teraz zrobić. W końcu zrobił krok w jej stronę i rozłożył ramiona.

Wanda wpadła w nie, nie przejmując się brudem i pyłem. Wdychała zapach jego ciała, pomieszany z kwaśnym i metalicznym zapachem krwi.

Próbowała zapamiętać to wszystko – to, jak bardzo żywy się wydawał. Tak prawdziwy. Rzeczywisty.

– Jak? – zdołała wyszlochać. Nawet nie wiedziała, kiedy zaczęła płakać.

– Allie mi pomogła. Ona ma moc, może wskrzeszać zmarłych.

W sercu Wandy zrodziła się nadzieja. Skoro Allie zdołała przywrócić Pietra do życia, może uda jej się też wskrzesić Visiona?

Wiedziała, że to nie było stuprocentowo pewne. Vision w końcu nie narodził się jak każdy inny człowiek. Był inny. Wyjątkowy. Wspaniały.

Ale tyle wystarczyło, by ból zelżał, a lodowato zimna furia została zastąpiona troską.

– Nic ci nie jest? – zapytała, odsunąwszy się od niego. Uniosła dłoń, palcem dotykając jego skroni. Pietro skrzywił się i obrócił głowę.

– To tylko krew. Ta wariatka mnie uleczyła.

Najwidoczniej miał na myśli Allie.

Wanda spojrzała w bok, zastanawiając się, jak ująć w słowa to, co chce mu przekazać.

– Pietro... Myślę, że nie powinno cię tu być. Nie powinieneś walczyć. Musisz uciekać. Znaleźć bezpieczną kryjówkę i przeczekać tam do końca.

Pietro wybuchł śmiechem, ale kiedy zobaczył, że nie żartuje, od razu spoważniał.

– Przez ostatnie pięć lat miałem dużo czasu, by uciec. Ale tego nie zrobiłem. Byłem przy Allie, bo tego potrzebowała. – Zamilkł na chwilę, niewidzącym wzrokiem wpatrując się w stertę gruzu za jej plecami. – Kocham ją, wiesz? Nie w taki sposób, w jaki kocham ciebie.

W jego spojrzeniu dostrzegła ból, ale też miłość.

– Rozumiem. – Ona też miała osobę, którą kochała ponad życie. Straciła ją przez to, że zachciało się jej być bohaterem.

– Ale ona kocha Petera. Nigdy nie spojrzy na mnie tak, jak ja widzę ją. Cóż, najwidoczniej tak miało być.

Wanda uśmiechnęła się smutno. Pietro znów ją przytulił. W jego oczach pojawiły się radosne iskierki.

– Przeżyjemy to. Zobaczysz.

Pokiwała głową, w gardle nagle jej zaschło. Poczuła się dziwnie. Nagle zdała sobie sprawę, że Allie przez ostatnie pięć lat miała Pietra na wyłączność. Gdy Wanda spędzała czas w Kamieniu Dusz, ona go poznawała, zaprzyjaźniała się z nim. Pierwszy raz od dawna poczuła się zazdrosna. Nie spodobało jej się to.

Pietro zmarszczył brwi, jakby właśnie przyszło mu coś do głowy.

– Chyba jej powiem. – Znów miał na myśli Allie. – W końcu równie dobrze mogę nie przeżyć do jutra. Boże, Wanda, żartowałem! Nie rób takiej miny.

Pocałował ją w czoło i uśmiechnął się szeroko.

– Do zobaczenia później.

Po chwili zniknął. W jej umyśle zapanował nagły spokój. Myśli stały się bardziej klarowne. Z ramion spadł jej ogromny ciężar, choć zastąpiła go troska. O brata. O siebie. Musiała przeżyć, by móc się nim zaopiekować. Nadrobić stracony czas. Teraz jej życie nabrało większego sensu. Znów stało się ważne.

Mocą torowała sobie drogę w kierunku, w którym udał się Pietro. Nagły zastrzyk energii sprawił, że z łatwością zabijała kolejnych kosmitów.

Mam nadzieję, że taki dodatkowy rozdział się wam spodobał.

Do zobaczenia w piątek!

Nie udawaj kujonie | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz