„Srebrne Skrzydła" już 1 października.
We wszystkich książkach, w których spotykałam się z bitwą, bohaterowie magicznie się odnajdowali (jak na mój gust aż zbyt magicznie), wpadali sobie w objęcia i namiętnie się całowali. Skoro tak się działo, musieli mieć naprawdę małe to pole bitwy.
Zabiłam kolejnego kosmitę; jego krew prysnęła mi na twarz. Poczułam jej nieprzyjemnie metaliczny posmak w ustach. Splunęłam na ziemię.
– Ohyda.
Nawet nie zdążyłam odsapnąć, kiedy rzuciła się na mnie kolejna dwójka. Śliska od krwi rękojeść miecza wyślizgnęła mi się z palców, a kosmici uśmiechnęli się do siebie perfidnie. Spojrzeli na mnie jak na swój kolejny posiłek, ukazując przy tym ostre zęby.
– Witajcie, panowie – przywitałam się radośnie. Ponownie na siebie spojrzeli, jednak tym razem bardziej w stylu „Te, wariatka jakaś, co nie?". Przekrzywiłam głowę i uśmiechnęłam się, choć u mnie to musiało wyglądać dość obrzydliwie, bo na zębach miałam krew i ziemię. Zanim doprowadzę się do jako takiego porządku minie naprawdę dużo czasu. – Pokazać wam sztuczkę?
Kosmici przechylili głowy.
Uniosłam ręce, wystawiając w ich stronę palce wskazujące i środkowe, celując do nich z niewidzialnych pistoletów. Po chwili udałam, że naciskam na spust.
– Bang! Nie żyjecie!
Kosmici opadli bez życia na ziemię. Jak dobrze, że nikt nie potrafi dostrzec mojej mocy. Pewnie wtedy to nie wyglądałoby tak zjawiskowo.
Długo nie nacieszyłam się tą jakże wspaniałą grą aktorską, bo otoczyło mnie czterech kosmitów. Poprawiłam sklejone włosy i uśmiechnęłam się kpiąco.
– Wam naprawdę się nudzi – stwierdziłam z przekąsem. Po raz pierwszy spróbowałam ataku na więcej niż dwie osoby. Złapałam za cztery złote liny, łączące mnie i kosmitów, i mocno pociągnęłam. Ich energia życiowa przelała się na mnie. Nie żyli, gdy ja zaśmiewałam się nad ich ciałami. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, który mimowolnie wydostawał się z mojego gardła.
Im więcej mocy wchłaniałam, tym bardziej szurnięta się stawałam – to najprostsze wytłumaczenie. Podczas walki więcej energii dostawałam, niż uwalniałam, a sama też miałam swoje ograniczenia.
Nagle wpadłam na kogoś plecami. Przed oczami pojawiła mi się lina i gwałtownie za nią złapałam, gotowa w każdej chwili za nią pociągnąć.
Śmiech zamarł mi na ustach, gdy się odwróciłam. Lina wysunęła mi się spomiędzy palców i rozpłynęła się, kiedy tylko dotknęła ziemi.
– Wanda? – spytałam cicho. Wanda uśmiechnęła się i mocno mnie przytuliła. Zacisnęłam palce na jej ubraniu. – O Boże, Wanda. O kurcze, Pietro. Wanda, on...
– Spokojnie, widziałam go – przerwała mi, widząc, że mam problem z wypowiedzeniem jakiegokolwiek sensownego zdania. Jej oczy błyszczały ze szczęścia. – Lisa jest gdzieś na obrzeżach. Razem z Vitem. Ale to chyba nie jej teraz szukałaś.
Skinęłam głową. Wanda zmarszczyła brwi i uniosła dłoń, dotykając nią mojego policzka.
– Czy to normalne, że twoje oczy świecą na złoto?
Machnęłam lekceważąco ręką.
– To od zbyt wielkiej mocy, którą zgromadziłam – wytłumaczyłam. Po chwili wybuchłam śmiechem, bo wyobraziłam sobie coś nierealnego. – Pewnie wybuchnę, jeśli wchłonę więcej.
Jej oczy rozszerzyły się z przerażenia. Chciała coś powiedzieć, ale jej wzrok powędrował na coś za moim ramieniem.
Odwróciłam się i zaśmiałam, co z perspektywy kogoś obok musiało wyglądać dość szaleńczo.
CZYTASZ
Nie udawaj kujonie | Peter Parker
أدب الهواةᏢᎪᎡᎢ ᏫNᎬ & ᎢᎳᏫ Pomiędzy ratowaniem świata, spaniem, jedzeniem i problemami z nieznośnym pająkiem mam kilka minut przerwy dziennie. Ten czas zainwestowałam w opisanie wam mojej historii. Wejdź, a się przekonasz - moje życie jest skomplikowane, lecz n...