[112] Opublikuj

1.1K 74 83
                                    

KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ

Nigdy nie sądziłam, że śluby są tak straszną rzeczą.

Nie zrozumcie mnie źle – z daleka bardzo fajnie się na nie patrzy. Przychodzi, jeśli ktoś cię zaprosi też. Jeszcze lepsze jest jedzenie, alkohol, taniec i zabawy.

Gorzej, jeśli samemu bierzesz ślub i musisz wszystko planować.

Wtedy już nie jest tak ciekawie.

Trzeba połączyć wizje dwóch osób i stworzyć z nich dzieło sztuki.

Wszystko jest ważne; od miejsca wesela, po jedzenie, a nawet kolor obrusów na stołach.

Powoli pęka mi od tego wszystkiego głowa, ale mimo to wciąż jestem szczęśliwa.

Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Petera i stanę z nim przed ołtarzem.

Kilka spraw organizacyjnych, bo pewnie jesteście trochę w tyle: dzisiaj, już za kilka godzin biorę ślub. Mama powtarzała, że to wciąż trochę za wcześnie, ale wiedzieliśmy, że odkładanie tego w czasie nie ma sensu. Wiedzieliśmy, co do siebie czujemy i że to się nie zmieni. Peter jest częścią mojej duszy i nie mogłabym go opuścić. Nigdy.

I tak zbyt długo zajęło nam planowanie wszystkiego, ale chcieliśmy poczekać, aż skończymy szkołę.

Nasz wielki dzień wypadał 31 października, gdy nie było jeszcze ani za ciepło, ani za zimno. Poza tym chciałam mieć pretekst, żeby na swojej sukni ślubnej naszyć małe, z daleka niewidoczne pajączki.

Drugą sprawą jest noc poślubna i miesiąc miodowy. Oboje postanowiliśmy, że po całym tym przedstawieniu dla znajomych i dziennikarzy wsiądziemy do limuzyny, która zawiezie nas prosto do domu, z którego nie wyjdziemy przez kolejny miesiąc.

Chyba że Nowy Jork będzie potrzebował superbohaterów.

Nie mogę doczekać się, aż w końcu powiem Peterowi to, co właśnie za chwilę wam zdradzę.

Otóż za osiem miesięcy w końcu poznam Xaviera. Nie mam pojęcia czy moja wizja, gdy byłam w śpiączce, była prawdą, ale całą sobą czuję, że to jest chłopiec. A skoro tak, to jego imię musi brzmieć Xavier.

Wracając do sprawy ślubu. Popłakałam się, gdy prosiłam Tony'ego, by zaprowadził mnie do ołtarza. W końcu zawsze był dla mnie jak ojciec.

Steve miałby dzisiaj sto siedem lat. Odszedł, nie cierpiąc przy tym. Gdy Peggy umarła... załamał się. W końcu była miłością jego życia.

Nagły huk sprawił, że podskoczyłam i prawie upuściłam telefon.

– Allison, przysięgam, że wyważę te drzwi, jeśli nie wyjdziesz za pięć minut! – krzyknęła Złotowłosa, ponownie uderzając w drzwi. – Nie mów, że zaplątałaś się w tę sukienkę. Przecież ona nie ma tylu warstw!

Spojrzałam na suknię ślubną, która zajmowała prawie całą przestrzeń małej łazienki, w której się zamknęłam, by uciec przed tym całym szaleństwem.

Gdy Wanda po raz kolejny prawie włożyła mi pędzelek do oka, a Lisa zbyt mocno pociągnęła za włosy, wymknęłam się pod pretekstem wizyty w toalecie, usiadłam na podłodze i zaczęłam pisać.

Bałam się, że inaczej nie znalazłabym czasu na dokończenie ostatniego rozdziału. Końca historii.

– Allie przysięgam, że zaraz otworzę drzwi spinką!

– Idę, już idę! – odkrzyknęłam, przewracając oczami. – Muszę zrobić jeszcze tylko jedną rzecz.

Dopiszę ostatnie zdania, nacisnę przycisk opublikuj i moja historia dobiegnie końca. Mam nadzieję, że dobrze bawiliście się, gdy opisywałam wam moje życie.

Pisząc to mam łzy w oczach.

Po raz ostatni żegnam się z wami jako Allison Romanoff.

Od dzisiaj wszystko się zmieni.

To zupełnie nowy początek. I zupełnie nowa historia do opowiedzenia.

OPUBLIKUJ.

I tak oto dobrnęliśmy do końca. Była to wędrówka, podczas której próbowałam znaleźć swój styl i samą siebie, w której też (mam nadzieję) pomogłam w jakiś sposób wam.

Odpowiadam na pytanie, którego jeszcze nie zadaliście: nie, nie będzie kontynuacji. Od samego początku książka skończyć się miała w taki sposób i nie planowałam nic więcej.

Bardzo dziękuję wam, że towarzyszyliście mi w tej przygodzie.

Życzę wam wszystkim wesołych świąt.

Oraz żebyście znaleźli swojego Petera lub Allie ❤️

Nie udawaj kujonie | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz