[107] Złotowłosa sojuszniczka

590 52 27
                                    

W jednej chwili cały mój świat się zatrzymał.

Zerwałam się na równe nogi, wpadając na Złotowłosą.

Nie. On nie mógł tego zrobić.

– Beck, ty mały, wredny sukinsynu – wysyczałam. Wbiłam paznokcie we wnętrze dłoni, jednak chwilowy ból wcale mi nie pomógł.

Świadomość tego, że Beck nie żyje i nie mam nawet jak na niego nawrzeszczeć, sprawiała, że wzbierała we mnie jeszcze większa wściekłość.

I tak, dobrze wiem, że mogłam przywołać go z zaświatów, jednak nie miałam zwyczajnie ochoty patrzeć na jego twarz.

Taki paradoks.

– Spider-Man to Peter Parker? – Złotowłosa wydawała się w tak wielkim szoku, że ledwie stała o własnych siłach. – Ale to niemożliwe. Znam go. Chodzi ze mną do szkoły. Nie mógłby zrobić czegoś takiego.

Nagle spojrzała na mnie i szerzej otworzyła oczy. Przyłożyła dłoń do ust, zduszony jęk wydobył się ze ściśniętego gardła.

– Ty jesteś Allison Stark, prawda? – zapytała cicho. Przekrzywiła głowę, w jej oczach pojawił się dziwny błysk. – Co to za pytanie, przecież każdy cię zna. Jak mogłam wcześniej nie zwrócić na to uwagi? Jesteś dziewczyną Parkera. Wiedziałaś, kim on jest? – Przeczesała rozwiane włosy palcami, a potem się zaśmiała. – Oczywiście, że wiedziałaś! W końcu sławna Kontrast spotykała się z jeszcze sławniejszym Spider-Manem. Nie wierzę, że wcześniej na to nie wpadłam. Przecież to takie oczywiste!

Zignorowałam jej kolejny wywód, czując wibracje w dłoni, w której kurczowo ściskałam telefon.

Widząc imię Petera, odebrałam tak szybko, jak na to pozwalały mi trzęsące się palce.

– Allie, stało się coś złego...

Słysząc jego drżący głos, ledwie powstrzymałam łzy. Mocniej przycisnęłam telefon do ucha i uniosłam palec wskazujący, nakazując w ten sposób milczeć Złotowłosej, która wciąż gadała.

Zdecydowanie gadała bardzo dużo. Jeśli nie znało się kogoś wystarczająco długo, coś takiego mogło odstraszyć.

– Wiem, widziałam – powiedziałam cicho, starając się włożyć w te dwa słowa tyle współczucia i ciepła, żeby Peter wyczuł to nawet z drugiego końca Nowego Jorku.

– Gdzie jesteś?

– W parku, w którym mieliśmy się spotkać.

– Będę za dwie minuty.

Rozłączył się, więc schowałam telefon do kieszeni. Zobaczyłam coś, przez co ponownie musiałam go wyjąć i spojrzeć na ekran.

Minął miesiąc, od kiedy wróciliśmy z Londynu. Uśmiechnęłam się lekko, widząc październik na wyświetlaczu.

Coraz mniej czasu. Już niedługo.

– Nie wiem, jak zrobiłaś tę sztuczkę z drugą Kontrast. Dałam się nabrać. Wszyscy się dali – mówiła dalej Złotowłosa.

Przewróciłam oczami i podeszłam do niej z grymasem na twarzy. Przycisnęłam rękę do jej ust, drugą chwytając ją za szyję i ściskając.

Od razu zamilkła, z przerażeniem patrząc na moje poczynania. Była za słaba, żeby się uwolnić, i dobrze o tym wiedziała, dlatego nawet się nie ruszała, by moje palce mocniej nie wbiły się w jej gardło.

– Jeszcze słowo, a skręcę ci kark – warknęłam. Pod palcami czułam, jak Złotowłosa z trudem łyka ślinę. – Rozumiemy się?

Nie musiała się nawet ruszać; w jej oczach widziałam pewność, że więcej nie piśnie nawet słówka.

Puściłam ją i z dziwną satysfakcją słuchałam, jak powoli odzyskuje oddech.

Musiałam z całej siły powstrzymać się przed podejściem do niej i uleczeniem jej.

W chwili, gdy chciałam ją przeprosić za zbyt gwałtowne zachowanie (swoją drogą po raz drugi tego dnia. Czy to ona ma na mnie taki wpływ?), obok mnie na ziemi wylądował Peter.

Był w swoim kostiumie, maskę ściskał w dłoniach, przez co było widać roztrzęsiony wyraz jego twarzy oraz rozpacz i wściekłość w jego oczach.

– Allie...

Nie pozwoliłam mu dokończyć. Mocno go przytuliłam, wsuwając palce w jego włosy i przyciągając go do siebie jak najbliżej. Peter schował twarz w zagłębieniu mojej szyi i głośno wciągnął powietrze, jakby powstrzymywał się od płaczu.

– Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Przetrwamy to – powtarzałam do momentu, w którym Złotowłosa nie zmierzyła mnie ciekawskim spojrzeniem ponad ramieniem Petera.

– Jak ja to przetrwam? – zapytał Peter, odsuwając się na tyle, by móc spojrzeć mi w oczy, wciąż kurczowo zaciskając palce na moich biodrach.

– My – poprawiłam go z lekkim uśmiechem. – Damy sobie radę, zobaczysz.

Złotowłosa odchrząknęła, przez co oboje na nią spojrzeliśmy. Peter zmarszczył brwi.

– To znaczy, że jesteś niewinny? Nie zrobiłeś tego – sprecyzowała, patrząc Peterowi w oczy. Nie wydawała się przerażona czy pełna niechęci. Była po prostu ciekawa. Jak małe dziecko, które widzi coś po raz pierwszy.

Pokręciłam głową, na co widocznie odetchnęła z ulgą. W tym momencie spoważniała. W jednej chwili zdawała się być zupełnie inną osobą. Nie była słabą, nieśmiałą dziewczyną, a pewną siebie kobietą, która w każdej chwili mogła podbić świat.

– W pierwszej kolejności musimy się stąd ulotnić. Park to miejsce publiczne, ktoś zaraz nas zobaczy – powiedziała, wyjmując telefon z kieszeni. Napisała coś, a kiedy wynik ją zadowolił, z uśmiechem schowała go do torby. – Mieszkam dosłownie tuż przy parku. To ten budynek z ogromnym billboardem. Ósme piętro, mieszkanie trzydzieste pierwsze. Rodziców nie ma w domu, siostra jest jeszcze w szkole. Możecie tam pójść i opracować plan działania.

Peter spojrzał na nią z wdzięcznością i odbił się od ziemi.

– Dziękuję – odezwałam się, gdy pociągnęła mnie za rękę w stronę jej domu.

– Nie ma za co. Muszę przestać myśleć o Chrisie, a uwielbiam tworzyć strategie, więc to rozwiązanie idealne.

To naprawdę dziwne, że dziewczyna, którą poznałam godzinę temu przez zupełny przypadek, potrafiła zachować się najrozsądniej z nas wszystkich. Właśnie w ten sposób bezimienna dziewczyna została naszą sojuszniczką.

Nie udawaj kujonie | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz