[37] Najdziwniejsza rzecz, jaką zrobiłam

1.7K 100 214
                                    

– Jak to jest chodzić do szkoły? – spytałam Lisę, która właśnie weszła do mojego pokoju. Plecak zsunął się z jej ramienia i upadł na ziemię, a ona sama rzuciła się na łóżko z głośnym westchnięciem.

Przez chwilę analizowała moje pytanie.

– Jest ciekawie. Choć rzeczy, które omawiamy na lekcjach, wiem już od dawna.

– Czyli nudno – stwierdziłam, a ona się zaśmiała.

– Nauczyciele tłumaczą to niesamowicie ciekawie. Na pewno lepiej niż jak same próbowałyśmy zrozumieć to, co napisano w podręcznikach. Poza tym często biegamy na boisku albo ćwiczymy. Mają tam ładnych chłopców.

Lisa przygryzła dolną wargę. Prychnęłam cicho i pokręciłam głową.

– Przypominam, że masz chłopaka – zauważyłam. Lisa skrzywiła się i wybuchła śmiechem.

– To nie znaczy, że nie mogę dostrzegać urody innych.

Parsknęłam cicho i spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

– Gdyby Vito był moim chłopakiem, nie zawracałabym sobie głowy innymi. Przecież on wygląda jak bóg!

Lisa spochmurniała i posłała mi ostre spojrzenie.

– No co ty nie powiesz? Wiesz, ile razy w przeciągu tego tygodnia musiałam tłumaczyć dziewczynom, że niestety, ale ten wspaniały mężczyzna ma już wybrankę swego serca?

Zaśmiałam się na jej słowa, poprawiając kołdrę. Stark zauważyła ten gest i wskazała na moje ręce ukryte pod kołdrą.

– Jak się trzymasz?

Westchnęłam ciężko i uniosłam dłonie.

– Jest dobrze. Przez ten tydzień nic się nie zmieniło, choć Peter tu nie przychodzi.

– Nie przychodzi?! – wrzasnęła, przez co podskoczyłam ze strachu. – Co to ma znaczyć?! Dlaczego?

– Powiedziałam mu, żeby zajął się nauką – przyznałam i opuściłam głowę, przyglądając się zamarzniętym palcom. Najgorsze było to, że nie mogłam ich zginać, co sprawiało pewne problemy. Ale nie narzekam, mogło być przecież o wiele gorzej. – Powiedziałam, że jest lepiej niż było, i że ma nie przyjeżdżać, bo go nie wpuszczę.

– Allie – jęknęła Lisa. Pochyliła się i spojrzała na mnie groźnie. – Obiecaj, że jutro tutaj przyjdzie. Przecież wiesz, że on...

– Jest moją jedyną nadzieją. Tak, gdzieś już to słyszałam. – Przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się krzywo. – Niech ci będzie, napiszę do niego jutro.

– Nie będę ci już przeszkadzać. Pójdę odrobić matematykę, a ty się połóż. Wyglądasz na zmęczoną.

Lisa wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Westchnęłam i posłusznie się położyłam. Byłam wykończona, bo czułam, że organizm próbuje walczyć z zimnem, które opanowywało moje ciało. Wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku. Od tego feralnego dnia, w którym niemal pocałowałam Petera, nie stało się nic poważnego. Lód na skórze się nie powiększył, z czego byłam niezmiernie dumna.

***

– NIE! – krzyknęłam, kiedy tylko się obudziłam.

Wstałam około dziesiątej i chciałam poprawić włosy, które niefortunnie opadły mi na twarz podczas snu. Tylko problem polegał na tym, że nie mogłam zgiąć ręki. Usiadłam jak poparzona, by odkryć, że było źle. Naprawdę, naprawdę źle. Lód z rany na biodrze przeniósł się na niemal cały brzuch, przez co z trudem oddychałam, ręce zamarzły mi niemal do łokci, a nogi do kolan. Do tego jak wstałam, zobaczyłam też ślady lodu na szyi.

Nie udawaj kujonie | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz