[108] Czy to nie czyni z nas wszystkich potworów?

644 51 44
                                    

R.I.P. Lisa, o której istnieniu zapomniałam.

Mieszkanie Złotowłosej było małe, ale nie wyglądało na ciasne. Ktoś, najprawdopodobniej jej rodzice, tak dobrał dodatki, że salon wydawał się przytulny. Biała kanapa i ciemne dodatki sprawiały, że czułam się niemal jak w domu. Brakowało tylko walających się wszędzie śrubek i zbroi Tony'ego, albo brakujących kończyn.

Sztucznych oczywiście. Te prawdziwe trzymamy gdzie indziej.

Złotowłosa krążyła po salonie, ciągnąc się za długi warkocz. Jasne oczy błyszczały przerażająco w żółtym świetle lamp, które zapaliła, kiedy tylko tutaj weszliśmy.

Siedziałam na kanapie obok Petera, który kurczowo zaciskał palce na moim kolanie. Naprzeciwko nas, na fotelu obitym skórą siedziała Lisa. Tuż za nią, trzymając ręce na oparciu fotela, stał Vito (i nie, wcale nie dodałam ich teraz, bo wcześniej o nich zapomniałam. To było zaplanowane. Naprawdę).

Ostatnio nie widzieliśmy się często. Tak naprawdę nieustannie się mijaliśmy, nie mając czasu, żeby zamienić ze sobą choćby słowo. Kiedy jednak tylko zadzwoniłam do Lisy, ta kazała podać mi swoje współrzędne. Dziesięć minut później wraz ze swoim chłopakiem pukała do drzwi Złotowłosej.

Siedzieliśmy tu od godziny. Na stoliku leżały dwa kartony po pizzy, która miała nam pomóc wymyślić jakiś plan. Sposób, w jaki moglibyśmy to odkręcić. Wszystko naprawić.

Spojler alert: nie udało nam się.

Straciliśmy niemal cały dzień na wymyślenie czegokolwiek, jednak w tych czasach internet był czymś nie do powstrzymania. Social media działały na zasadzie „podaj dalej", a ten, kto pierwszy udostępnił informację, był wielbiony przez pięć minut, dopóki nie utonął w morzu udostępnień. Fake newsy powstawały co sekundę, a każdy kolejny post coraz bardziej mieszał w głowie.

Społeczeństwo w tych czasach jest tak zatracone, zagubione w świecie technologii. Wszystko podaje w wątpliwość, jednocześnie wierząc w rzeczy, mówione w wiadomościach. Nikt nie uwierzy w krem odmładzający czy odchudzające legginsy, ale za to jeśli ktoś włamie się do systemu wiadomości i puści filmik, w którym mówi o winie Spider-Mana, dany filmik w trzy godziny zdobędzie sto pięćdziesiąt milionów wyświetleń na YouTube'ie.

Tak właśnie wygląda sprawiedliwość świata. Niewinni ludzie cierpią, gdy wyzyskiwacze korzystają ze swojej chwilowej sławy. Wykorzystują każdą możliwą okazję i sytuację, by odebrać jak najwięcej.

Przeklęty Beck.

Jego imię będę przeklinać do końca swoich dni, co zważywszy na naszą obecną sytuację, nie potrwa zbyt długo.

Nie tylko Peter został potępiony w filmiku, który nagrał Beck. Również zostałam wciągnięta w to gówno, a zważywszy na to, że wszyscy uważają, że jestem ze Starków, dostało mi się o wiele, wiele mocniej.

Na początku dla rozluźnienia rzuciłam żart, że powinniśmy się wyprowadzić, uciec z kraju i zamieszkać w podziemnym bunkrze. Musiałam siłą powstrzymać Petera od wykonania tego pomysłu.

Było naprawdę, naprawdę źle.

Fala hejtu, który na nas spadł, była nie do opisania.

Mordercy.

Terroryści.

Powinniście zgnić w więzieniu.

Nie zasługujecie na to, by żyć.

Jak mogliście to zrobić?

Psychopaci!

Właśnie wyrzuciłem wszystkie plakaty z superbohaterami. Przez was zwątpiłem we wszystko, co słuszne.

Jak mamy ufać tym, w których ręce powierzamy nasze życie?

Zbrodniarze.

Kryminaliści.

POTWORY.

– Chroniłam tych ludzi, odkąd nauczyłam się, czym jest sprawiedliwość – odezwałam się, przerywając ciszę, która zapadła pomiędzy nami. Złotowłosa podniosła głowę, patrząc na mnie w skupieniu i żując kawałek pizzy. – Od kiedy zaczęłam rozróżniać dobro i zło. Przestępstwo od wykroczenia, strach od złości. Pomagałam im, czasem nie śpiąc całymi dniami, nocami chodząc na patrole, by zapewnić im bezpieczeństwo. A oni tak mi się odpłacają? Kiedy tylko pojawia się wiarygodny news, oni w niego wierzą. Mimo tylu lat, wszystkich blizn, wylanych łez i milionów podziękowań, oni tak po prostu uwierzyli w jedną negatywną rzecz.

Lisa wzruszyła ramionami. Vito mocniej zacisnął dłonie na oparciu.

– Tak to zazwyczaj jest, że ludzie łatwiej wierzą w gorsze rzeczy. Łatwiej je zapamiętują. Trudniej zapominają. Częściej wypominają. Nikt nie powiedział, że życie jest usłane różami. Sama dobrze wiesz, że lepiej spodziewać się najgorszego. By więcej nie zostać zranionym ani zaskoczonym. Bo myśl, że ktoś, komu ufałaś, właśnie cię zdradził, jest o wiele boleśniejsza, gdy się jej nie spodziewałaś.

Peter ponuro skinął głową.

Wszyscy wiedzieliśmy, że Vito miał rację.

Często od punktu widzenia zależało, kto był złoczyńcą. Teraz byłam niemal pewna, że potworami byli ludzie, którzy nas oskarżali. Nie musieli wcale odgrywać żadnej roli czy nosić masek. Wystarczy, że są okrutni. Głusi na prawdę. Wolą wierzyć w coś, co jest łatwiejsze do zrozumienia. Odrzucają lata wiary w coś, na rzecz jednego błędu, zmiany, którą prościej im przyjąć.

Czy to nie czyni z nas wszystkich potworów?

Najgorsze chyba jednak było to, że ludzie nie zapomnieli. Mimo że minął tydzień.

Później miesiąc.

A potem pół roku.

Uczniowie mijali nas na korytarzach, czasem popychali lub wyzywali, jednak to było rzadkością.

Prawda jest taka, że oni się nas bali.

Szeptali między sobą na korytarzu, robili zdjęcia, pokazywali filmik, który przez ostatnie pół roku stał się dla nas prawdziwą udręką.

Nie chcieli skończyć jak Beck, ich bohater, który stracił życie w nieuczciwej walce.

Nie wiem kiedy przestałam mieć dość tego wszystkiego. Pomimo wsparcia, które dostawaliśmy z Peterem, to wciąż było bardzo trudne. Aż w końcu pękłam.

Odliczałam miesiące i dni.

W rocznicę śmierci Tony'ego i Natashy postanowiłam z tym wszystkim skończyć. Z dziwną ekscytacją odliczałam kolejne godziny, które dzieliły mnie od dnia, w którym zmieni się wszystko.

W ten dzień miała odbyć się wielka impreza, coś na kształt ceremonii, podczas której mieliśmy powspominać i upamiętnić ich śmierć oraz setek innych. Przypomnieć, że nie poszła na marne.

Wiedziałam, że miały pojawić się na niej same ważne osoby – w końcu sama tworzyłam listę gości i wysyłałam zaproszenia.

Dlatego, gdy został jedynie miesiąc i w powietrzu dało się wyczuć żałobną nutę, wystukiwałam rytm radosnej piosenki z nadmiernym podekscytowaniem.

Miałam wielkie wymagania co do przedstawienia, które planowałam. Zdołałam napisać już testament, który ukryłam pod materacem łóżka. White zdawała się wyczuwać, że jest tam coś ważnego, bo ciągle drapała materac pazurami, jakby chciała dostać się do dokumentu.

Wciąż dziwiłam się, że Tony zapisał mi tak wielką część swojego majątku. Postawmy sprawę jasno: dla mnie była ona duża, on pewnie bez skrupułów mógłby wydać wszystkie te pieniądze w kilka sekund, żeby kupić sobie pięćdziesiąt domów jednorodzinnych. Takich z basenem. I miejscem do grania w golfa.

Cała ta suma miała zostać przekazana niejakiemu Peterowi Parkerowi oraz dziewczynie o pseudonimie Złotowłosa (minęło dziesięć miesięcy, a ja wciąż nie pamiętam jej imienia, zgadliście).

Miesiąc. Został tylko miesiąc.

Błagam, nie krzyczcie na mnie, ale zostały dwa, góra trzy rozdziały do końca.

Nie udawaj kujonie | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz