[25] Pani Natasha prawie mnie zjadła

1.7K 81 90
                                    

Wyszłam z windy i od razu skierowałam się do salonu. Żeby dojść do pokoju, musiałam przez niego przejść, więc chcąc nie chcąc i tak musiałabym kogoś spotkać.

Jakie było moje zdziwienie, gdy nikogo tam nie zastałam. Westchnęłam z ulgą i zamknęłam drzwi od mojego pokoju.

– A gdzie to się było, młoda damo? – Podskoczyłam na dźwięk czyjegoś głosu. Na moim łóżku siedzieli Tony i moja mama.

– No ja... byłam u Petera – szepnęłam, patrząc na swoje buty.

– Po co u niego byłaś? – spytała Natasha, unosząc brew. Jej twarz pozostawała bez wyrazu. Halo, ludzie, czy tylko mnie przeraża moja własna matka? Przecież ja nawet nie wiem, kiedy jest zła, kiedy szczęśliwa, a kiedy najlepiej uciekać od niej jak najdalej!

– Musiałam pobić dla niego kilku kolesi, a potem obronić przed jego ciocią – wymamrotałam i podeszłam do szafy, żeby wyjąć ubrania, w które po chwili się przebrałam.

Z niezwykłą delikatnością złożyłam koszulkę Petera i położyłam ją na brzegu biurka. W wazonie stała świeża żółta róża.

– Co to ma znaczyć? – spytał podejrzliwie Stark, a ja przewróciłam oczami zirytowana.

– Czy ja was wypytuję o każdy szczegół waszego życia? Nie. Więc zrozumcie, jeśli nie chcę wam się z czegoś tłumaczyć. Było źle, naprawiłam sytuację, teraz jest dobrze. Więcej nie musicie wiedzieć. A teraz chciałabym się spakować – warknęłam do nich i otworzyłam drzwi, dając im jasno do zrozumienia, że mają wyjść.

Kiedy mijali mnie w progu, usłyszałam szept Iron Mana:

– I jeszcze mi powiedz, że temperament odziedziczyła po Stevie.

– Ja nie jestem aż tak agresywna – zachichotała Natasha. Och, czyli była w dobrym humorze? Warto wiedzieć.

– Stworzyliście mieszankę wybuchową. Do tego jeszcze w wieku nastoletnim. Mamy przerąbane przez następne kilka lat. – Tym razem zaśmiali się oboje, a ja z głuchym warknięciem zatrzasnęłam drzwi.

Nie byłam jednak długo sama, bo po chwili do mojego pokoju wpadła torpeda i rzuciła się na łóżko.

– Opowiadaj, opowiadaj! – wykrzyknęła wesoło Lisa.

– Niby co mam opowiadać – prychnęłam i wyjęłam walizkę.

– Dobrze wiesz, o co chodzi – powiedziała i spojrzała na mnie poważnie.

– Niech ci będzie – westchnęłam i zaczęłam opowiadać, co się stało wczoraj.

Oczywiście nie obyło się bez wyrzucenia jej, że nie zjawiła się na spotkaniu.

Zaczęłam pakować ubrania, dochodząc do dzisiejszego ranka.

– Czekaj – przerwała mi. – Mówiłaś, że miałaś jego koszulkę. A potem po prostu wyszłaś. Czyli masz nadal jego koszulkę?

Pokiwałam głową, a później wskazałam biurko.

Dziewczyna momentalnie do niego dopadła i pogładziła materiał koszulki.

Potem wzięła ją i jak gdyby nigdy nic wrzuciła do walizki, którą miałam właśnie zamknąć.

– Serio? – skarciłam ją spojrzeniem i wyjęłam własność chłopaka.

W tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi.

– Wejść! – krzyknęłam, nadal pochylając się nad walizką.

– To może ja was zostawię – mruknęła Lisa. Wtedy podniosłam głowę i zobaczyłam Petera opierającego się o ścianę tuż przy wejściu.

Nie udawaj kujonie | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz