Przypominam o możliwości głosowania do 31 lipca!
Wiele razy miałam do czynienia ze śmiercią. A kiedy mówię wiele, naprawdę mam na myśli naprawdę WIELE.
Widziałam najbliższych, którzy zabijali. Widziałam też kompletnie mi obce osoby padające bez życia na ziemię. Ba, sama zabijałam, za co moja mroczniejsza część duszy ponosiła całkowitą odpowiedzialność.
Teraz, po śmierci najbliższych mi osób, czułam, jakbym sama umierała od środka. Powoli gniła, rozpadała się na kawałki. Jednak badania i podekscytowany głos doktor Lee sugerował coś kompletnie odwrotnego.
– Twoje tkanki regenerują się niesamowicie szybko – oznajmiła, pokazując palcem na zamazany kształt na rentgenie.
Poprawiła okulary zsuwające jej się na nos, w tak podobnym do Lisy geście, a ja niemal się rozpłakałam. Niemal. Czułam się tak niebywale pusta, że wydawało mi się to aż niemożliwe. By człowiek jednocześnie czuł tak wiele, a jednocześnie nie czuł nic.
Leżałam w tym pokoju od kilku godzin i nikt nie chciał mi powiedzieć, co się działo. Vito powiedział, że to dla mojego dobra. Gówno prawda. Nie bał się powiedzieć mi o Lisie i jej śmierci, ale bał się zabrać mnie do tych, co przeżyli. Na domiar złego zostawił mnie z doktor Lee, która z zachwytem patrzyła na środek mojej klatki piersiowej, jakby moja moc miała zaraz z niej wyskoczyć i się z nią przywitać.
Syknęłam cicho, gdy kolejna kość z głośnym trzaskiem wróciła na swoje miejsce.
– Z tego co widzę, twój nadgarstek nie jest już złamany – stwierdziła lekarka, przyglądając się ręce, która jeszcze chwilę temu była sina, a teraz przybrała zdrowy odcień.
Nie mam bladego pojęcia, skąd ona wie, które kości się zrastają. Nie potrafiłam zlokalizować odpowiedniego miejsca, bo wszystko bolało mnie tak bardzo, że ciężko było mi cokolwiek stwierdzić.
Najwidoczniej powiedziałam to na głos, bo doktor Lee się zaśmiała, a potem pokiwała głową ze smutkiem.
– Przed chwilą dostałaś fentanyl, Allie. Twój organizm potrzebuje czasu, żeby wrócić do pełnej sprawności. Do tego czasu musisz leżeć i odpoczywać.
Fuknęłam na nią i poprawiłam włosy, które wpadły mi do oczu. Czułam, że są posklejane i wolałam nie zgadywać od czego, choć zabarwione na czerwono palce były odpowiedzią na niezadane przeze mnie pytanie.
– Muszę zobaczyć się z innymi. Proszę – wyszeptałam. W jej oczach błysnęło coś na kształt bólu. Ona też straciła najbliższych. Wszyscy ich straciliśmy. Ale ona nie rozumiała. Musiałam zobaczyć na własne oczy, że oni żyją. Że Natasha i Steve wciąż tu są.
– Nie, dopóki nie wyzdrowiejesz – powiedziała ostro doktor Lee. Przez chwilę mierzyłyśmy się złowrogimi spojrzeniami. Lekarka westchnęła i ponownie poprawiła okulary. Podeszła do mojego łóżka z kroplówką, co było dziwne, bo ta, która wciąż była podpięta, była prawie pełna.
– Co pani robi? – spytałam podejrzliwie. Zanim odpowiedziała, odłączyła jedną kroplówkę i podłączyła drugą.
– Wymieniam kroplówkę – odpowiedziała, jakbym zupełnie tego nie zauważyła. Miałam ochotę spytać jej, czy mówi poważnie. – Twój organizm zdołał już udowodnić, że nie działa na niego fentanyl. Ani morfina. Dlatego spróbujemy czegoś innego.
– Czego?
Nie podobał mi się ton, jakim to mówiła. Obejrzałam zbyt dużo bajek Disneya, żeby wiedzieć, że właśnie tak mówią złoczyńcy, kiedy udają, że są mili. Czyli wtedy, gdy robili coś złego pod nosem bohatera.
– Estazolamu.
Próbowałam przywołać nazwę leku oraz jego właściwości, ale myśli zdawały się przelatywać mi przez palce, nim zdołałam je pochwycić. Podświadomość krzyczała do mnie o zbliżającym się niebezpieczeństwie, ale za nic nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego doktor Lee miałaby mi zaszkodzić. Przecież zawsze mi pomagała, dlaczego teraz miałaby mi coś zrobić.
Magia. Eksperymenty. Sława.
Słowa przepływały przez umysł, nim sformułowałam z nich zdania.
– Miłych snów – powiedziała mdląco słodkim tonem. – Miejmy nadzieję, że...
Resztę jej wypowiedzi pochłonęła ciemność.
Niemalże sekundę później specyficzne ciepło rozlało się po moim ciele, kumulując się w zgięciu łokcia, gdzie przypięto kroplówkę. Jak przez mgłę połączyłam fakty. Magia usuwała toksyny z organizmu. Po raz tysięczny podziękowałam w duchu temu, kto mnie nią obdarował.
Otworzyłam oczy, wybudzając się z dziwnego transu i spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Odpłynęłam na niecałe cztery minuty.
Kolejna kość wskoczyła na swoje miejsce, teraz jednak dokładnie poczułam gdzie, przez co miałam ochotę krzyczeć z bólu. Z trudem się od tego powstrzymałam i, zaciskając zęby, wyjęłam igłę łączącą mnie z kroplówką.
Zaczęłam odpinać elektrody i pulsometr, a z każdą chwilą w pokoju robiło się coraz ciszej. Kiedy rzuciłam ostatnią elektrodę na ziemię, w mojej głowie rozjaśniło się na tyle, że przeklęłam doktor Lee.
Estazolam to silny lek nasenny, powodujący zwiotczenie mięśni, stosowany w leczeniu zaburzeń snu. Patrząc na dawkę, którą mi podała, chciała mnie uśpić, i to na długo. Podejrzewam, że efektem przyjęcia tak dużej dawki byłoby zapadnięcie w śpiączkę.
– Dlaczego aż tak bardzo chce, żebym nie spotkała się z innymi? – zapytałam swojego odbicia, które wyglądało wyjątkowo nędznie. – Czy ona myśli, że moja rozpacz rozniesie cały Nowy Jork?
Na moment wszystkie moje problemy i smutek odeszły w niepamięć. Moim celem było dostanie się do reszty. Nie wiedziałam gdzie będą. W nowej siedzibie Avengers spędzałam bardzo mało czasu, co teraz działało na moją niekorzyść, ale domyślałam się, gdzie mogli być, a to już coś.
Jedynym problemem było to, że nie mogłam wstać. Najwidoczniej jeszcze nie wszystko, co powinno, znalazło się na swoim miejscu całe i zdrowe, bo z moich oczu zaczęły płynąć łzy, kiedy tylko spróbowałam usiąść. Ugryzłam się w język, by nie krzyknąć z bólu.
Spróbowałam sięgnąć swojej mocy, by przyspieszyć proces leczenia, jednak to, co wcześniej wydawało mi się studnią energii, teraz było zaledwie kałużą.
Nie mogłam się poddać, ale wiedziałam, że nie dam rady się wyleczyć i stanąć na nogi. Dlatego zrobiłam jedyną rzecz, która przyszła mi do głowy – użyłam resztki mocy, w myślach uformowałam ją w małą kulkę, a potem rzuciłam ją jak najdalej.
Kiedy złota kulka zniknęła, a wraz z nią moc, która jeszcze nie utrzymywała mnie przy życiu, skupiałam się na dwóch słowach: znajdź Petera.
Jednocześnie marzyłam, żeby moja moc znalazła Petera w świecie umarłych, bym mogła zobaczyć go choć jeszcze ten jeden raz, ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że go tam nie będzie. W końcu jego dusza, jak i dusze wielu innych znajdowały się w kamieniu na ręce Thanosa. Och, jak wielką ochotę miałam połamać mu palec po palcu, używając przy tym innych narzędzi...
– Podobno potrzebujesz pomocy – usłyszałam czyiś głos i odwróciłam gwałtownie głowę, przez co fala bólu przepłynęła przez moje ciało. Skrzywiłam się, ale już chwilę później moją twarz rozjaśnił uśmiech. – Na wszystkich bogów, Allie, wyglądasz jak trup, a w końcu to ja z naszej dwójki jestem tutaj martwy.
CZYTASZ
Nie udawaj kujonie | Peter Parker
FanfictionᏢᎪᎡᎢ ᏫNᎬ & ᎢᎳᏫ Pomiędzy ratowaniem świata, spaniem, jedzeniem i problemami z nieznośnym pająkiem mam kilka minut przerwy dziennie. Ten czas zainwestowałam w opisanie wam mojej historii. Wejdź, a się przekonasz - moje życie jest skomplikowane, lecz n...