[99] Poczęstowałabym cię ciasteczkami i herbatą

811 68 17
                                    

Srebrne skrzydła już na profilu. Wpadnijcie, jeśli chcecie ;)

– Kontrast! – Odwróciłam się, słysząc czyjś krzyk. Minęło kilka minut, a Peter zdołał gdzieś już zniknąć. Dlatego sama jednocześnie próbowałam atakować stwora i chronić ludzi, którzy nie rozumieli takich słów jak „Odsuń się!" czy „Uciekaj, do jasnej cholery!".

– Czasem przydałyby mi się takie sieci, jak ma Peter – powiedziałam do siebie, gdy wychodziłam z wody, do której przed chwilą wpadłam, bo ratowałam jakiegoś ciapowatego ucznia. – Tak, to dobra myśl. Nie musiałabym tak biegać.

Zatrzymałam się wpół kroku, stając na kładce pomiędzy uliczkami. Wciąż starając się utrzymać równowagę, spojrzałam w górę, na wieżę, która zaczęła się sypać, ale jakimś cudem jeszcze nie spadła.

– Och, Peter – wyszeptałam. Nie zastanawiając się, ruszyłam w tamtym kierunku. Jednak zanim tam dobiegłam, wieża spadła, zasypując mnie pyłem i kurzem.

Musiałam odejść na bezpieczną odległość i uspokoić oddech, a gdy wróciłam na poprzednie miejsce, wodny stwór zniknął, a wraz z nim latający człowiek. Znalazłam za to Petera – całego i zdrowego. Oraz równie mokrego co ja.

– Wszystko w porządku? – spytał, zdejmując z twarzy maskę klauna. Nie mam pytań, naprawdę.

– Nic mi nie jest. A tobie? Wyglądasz, jakbyś oberwał w głowę.

Peter uśmiechnął się krzywo i wstał.

– Dziękuję kochanie, ty również wyglądasz zjawiskowo.

Przewróciłam oczami, choć na moich ustach pojawił się uśmiech, który starałam się ukryć, odwracając się do niego plecami.

– Kto to był? – zmieniłam temat. Machnęłam ręką w stronę wody, która wciąż falowała, zalewając niektóre pomosty i przejścia.

– Nie mam pojęcia. Ale miał moce!

Naprawdę, nie domyśliłam się, przecież każdy normalny człowiek lata z wielkim akwarium na głowie.

– Wracajmy do hotelu. Musimy sprawdzić, czy nic nikomu się nie stało.

Sama świadomość tego, że rozpadającą się ruderę, w której mieliśmy spędzić noc, nazwałam hotelem, wręcz bolała. Ale czego spodziewałam się po wycieczce szkolnej? Pięciogwiazdkowego hotelu?

Na szczęście wszyscy byli cali. Oglądali właśnie wiadomości. Niestety nie znaliśmy włoskiego, dlatego ciężko było nam cokolwiek zrozumieć.

Uczniowie dość szybko wymyślili ksywkę dla nowego bohatera – Mysterio.

Kiedy upewniłam się, że wszyscy uczniowie żyją, nauczyciel nie dostaje ataków paniki, rozmawiając przez telefon, a Ned nie obściskuje się ze swoją dziewczyną, weszłam do swojego pokoju, który dzieliłam z MJ.

Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi, od razu wiedziałam, że nie jestem sama.

Odwróciłam się na pięcie w pozycji obronnej, w każdej chwili gotowa odeprzeć atak.

– Widzę, że miesiące papierkowej roboty nie odebrały ci nic ze zwinności.

Prychnęłam pod nosem i usiadłam na łóżku, zakładając nogę na nogę.

– Ciebie również miło widzieć, agentko Hill – odpowiedziałam opryskliwie, mierząc ją uważnym spojrzeniem. Maria Hill, prawa ręka Fury'ego. Co robi we Włoszech? – Poczęstowałabym cię ciasteczkami i herbatą, ale nie mają tutaj nawet ciepłej wody.

– Nie przyszłam tutaj na herbatę i ciastka – odpowiedziała, niezrażona moim podłym humorem.

– Więc o co chodzi? – zapytałam zniecierpliwiona. Nie marzyłam o niczym innym jak o pójściu spać. – Lepiej powiedz prawdę, bo nie uwierzę, że akurat dostałaś od Fury'ego bilet na samolot i tydzień urlopu, więc postanowiłaś polecieć do Wenecji, a potem trafiłaś do tego, pożal się Boże, hoteliku.

Maria Hill zaśmiała się cicho, jednak po chwili na jej twarz powróciła powaga.

– Fury mnie przysłał. Jesteś potrzebna.

– Co tym razem?

Agentka Hill rozejrzała się, jakby spodziewała się, że zaraz znajdzie ukrytą kamerę.

– Ściśle tajne. Dowiesz się, jeśli pójdziesz ze mną.

– A co, jeśli nie pójdę?

Wzruszyła ramionami.

– Wtedy weźmiemy ze sobą Parkera.

Zacisnęłam palce w pięści.

– Ani mi się waż. Nie mieszajcie go w to. Peter ciężko przeżył śmierć Tony'ego.

– Jak my wszyscy, Romanoff – przerwała mi ostro. Wzdrygnęłam się, słysząc nazwisko mamy. Czasem wciąż zapominałam, że należy także do mnie.

– Co nie zmienia faktu, że nie jest jeszcze gotowy.

Maria Hill spojrzała na ekran telefonu, który trzymała w ręce.

– Najwidoczniej jest. Właśnie dostałam wiadomość od Fury'ego, że jadą do bazy.

Przymknęłam na chwilę oczy, licząc do dziesięciu. W rzeczywistości zajęło mi to o wiele więcej czasu niż dziesięć sekund, ponieważ po każdej cyfrze powtarzałam sobie w duchu, że nikogo nie zabiję.

Nie pomagał mi w tym fakt, że prawdziwe duchy wyczuły moje zdenerwowanie i wręcz dobijały się do bram zaświatów, błagając o wypuszczenie. Jednak ja nie zamierzałam tego zrobić.

Wreszcie otworzyłam oczy i posłałam agentce Hill najsztuczniejszy uśmiech, jaki mogłam z siebie wykrzesać.

– A więc prowadź – wysyczałam, co tamta postanowiła zignorować. Otworzyła drzwi od pokoju i wyszłyśmy na korytarz, czego nie zauważyli ani pracownicy, ani nauczyciele.

Przez całą drogę starałam się wydobyć z niej jakiekolwiek informacje, dopytując o nowego bohatera oraz to, po co mu to akwarium. Spojrzenie, jakie mi wtedy posyłała, było wręcz bezcenne. Coś pomiędzy „zaraz wybuchnę ze śmiechu" a „zamorduję cię, jeśli nie przestaniesz gadać". Dlatego chyba nie muszę mówić, że mówiłam tak długo, aż pod koniec podróży miałam chrypkę.

Weszliśmy do budynku, który z zewnątrz wyglądał niewiele lepiej niż hotel, który opuściłyśmy. W środku jednak o wiele bardziej wyglądał jak tajna kryjówka hakerów i superbohaterów, łamane na gościa bez oka i jego pomocnicy.

– Lepiej wyjaśnijcie mi, co tu się dzieje, zanim stracę cierpliwość – powiedziałam na wstępie, gdy tylko zobaczyłam Fury'ego.

Na szczęście lub też nieszczęście, tuż obok niego stał Peter, który wydawał się wręcz zafascynowany tym, co widział. A za nimi stał gościu z akwarium na głowie, tyle że bez akwarium. Jak na człowieka, który ubiera się tak... niecodziennie wyglądał naprawdę dobrze.

A gdy mówię naprawdę dobrze, to znaczy naprawdę dobrze. Jeśli wiecie, co mam na myśli.

– Quentin Beck – przedstawił się, wyciągając w moim kierunku rękę. Uścisnęłam ją, aby mieć go z głowy. Jak najszybciej chciałam obić twarz Nicka Fury'ego.

– Allison, ochłoń – poradził mi Fury. Posłałam mu mordercze spojrzenie, ale poszłam za jego radą. Oparłam się plecami o ścianę i w ciszy słuchałam opowieści jednookiego i gościa z akwarium bez akwarium. Z każdym kolejnym słowem coraz bardziej zastanawiałam się, czy mam się śmiać, czy płakać. Inna rzeczywistość? Żywiołaki?

A to dopiero pierwszy dzień wycieczki. Przed nami jeszcze trzynaście dni ciężkiej harówki.

Nie udawaj kujonie | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz