Dziękuję wam za ponad 40 tysięcy wyświetleń. Moje serduszko się raduje :D
Wieść o złapaniu ojca Liz szybko się rozniosła. Nie, żebym była okrutna, ale z niemałą satysfakcją patrzyłam, jak wyjmuje rzeczy ze swojej szkolnej szafki i wkłada je do kartonu. Robiła to powoli, przyglądając się każdemu przedmiotowi tak długo, jakby miała je wyrzucić, a nie zabrać ze sobą. Miałam ogromną ochotę odepchnąć ją, zrzucić wszystkie jej rzeczy do pudła na ziemi, podać je jej i pomachać na pożegnanie, czego oczywiście nie zrobiłam, bo byłoby to niegrzeczne. Jeszcze bardziej niegrzeczne niż gapienie się na nią z końca korytarza.
Skrzywiłam się, poprawiając plecak, który zsunął się z mojego ramienia. Wszystko mnie bolało, nie wiem tylko, czy spowodowane to było wciąż gojącą się raną, czy może tym, że kochana doktor Lee nie była zbyt delikatna przy zakładaniu szwów. Co zapewne było spowodowane tym, że Tony zadzwonił do niej w środku nocy i poprosił (w swoim stylu, oczywiście), by niezwłocznie przyjechała do starej siedziby Avengers, bo nierozważna dziewucha wykrwawi mu się zaraz w salonie.
Kiedy nie całkiem po kryjomu przedostaliśmy się do Stark Tower, a pożegnawszy się z Peterem, który na szczęście nie zobaczył, jak bardzo jestem podziurawiona (co nie brzmi jakoś specjalnie normalnie), poszłam do swojego pokoju, w którym, czekał na mnie Tony. Najwidoczniej Happy musiał do niego zadzwonić i opowiedzieć mu o szczątkach odrzutowca na plaży.
Widząc mnie w takim stanie, nawrzeszczał na mnie i dał mi szlaban. Okrutne, naprawdę. W końcu musiał przerwać swoją tyradę, bo nie byłam już w stanie stać.
Doktor Lee nie była zadowolona faktem, że budzimy ją po dwudniowym dyżurze, ale naprawiła mnie, jak to tylko ona potrafi. Lisa oczywiście też nie była zadowolona, zwłaszcza że przeze mnie i Petera straciła swój pierwszy w życiu bal, bo musiała siedzieć z Nedem w bibliotece, gdzie później przyłapała ich woźna.
I pewnie Tony i Lisa nie patrzyliby na mnie w taki dziwny sposób, gdybym nie kłamała im prosto w oczy, że jakiś facet przechodził obok szkoły i mnie dźgnął. Zwłaszcza że oboje znali prawdę.
Niewdzięcznicy. Ja umierałam, a oni zabierali moją bransoletkę ze strojem, bo „za bardzo się narażam".
– Allie. – Czyjś głos wyrwał mnie z odrętwienia. Podniosłam głowę, mając nadzieję, że to Pietro. Od momentu, w którym zniknął, nie widziałam go ani razu. Bałam się, że oddał mi całą energię, którą posiadał i że już więcej go nie zobaczę. Niestety, patrzyłam właśnie na opuchnięte od płaczu oczy Liz.
– Cześć? – Uniosłam brwi, przyglądając się jej. Nie wiedziałam jak zareagować, więc po prostu stałam, kiedy ona próbowała się zebrać, żeby coś powiedzieć. Pociągnęła nosem i mocniej zacisnęła palce na kartonie. W końcu westchnęłam, bo wyglądało na to, że to ja mam pierwsza coś powiedzieć. – Przykro mi. Wiesz, z powodu twojego ojca.
Liz skinęła głową, patrząc na swoje buty.
– A mi przykro, że się ukrywałaś.
Jeśli to było możliwe, to uniosłam brwi jeszcze wyżej.
– Z czym się ukrywałam? – spytałam zbita z tropu.
– Z tym, że chodzisz z Parkerem. To było niemiłe z twojej strony. Zwłaszcza gdy poszłam z nim na Homecoming, a potem razem z tobą gdzieś zniknął – fuknęła. O, wróciła stara Liz.
Po ostatnich wydarzeniach Peter najwidoczniej postanowił, że koniec z ukrywaniem się, bo kiedy tylko weszłam do szkoły, to przypadł do mnie, jakby gonił go... hmmm... Sęp, i pocałował, wywołując tym samym nowy szkolny skandal. W końcu ja byłam Allison Stark, a on to Peter Parker. Niby kim on jest, żeby chodzić z taką nadzianą lalą?
Powiem jedno: wszyscy, którym się to nie podoba, mogą pocałować mnie w dupę.
Uśmiechnęłam się szeroko i skrzyżowałam ramiona na piersi.
– Ach, o to ci chodzi. Tak, to było dość głupie – stwierdziłam, patrząc na rzeczy, które miała w kartonie. Jakim cudem zdołała zmieścić tego aż tyle? Czy ona miała jakieś drugie dno w tej szafce, czy jak?
Liz zrobiła obrażoną minę.
– Wiedziałaś, że mi się podoba – burknęła. – Wiedziałaś, a i tak z nim flirtowałaś.
Ostatkiem siły woli powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem. Boże, czy ona teraz będzie wytykać mi moje błędy? Jak to mówią, leci na całość.
– Nie wiedziałam, że flirtowanie ze swoim chłopakiem jest zabronione – prychnęłam. Ponad jej ramieniem zobaczyłam Petera, do którego puściłam oczko. – Słuchaj, gdybyś zwracała uwagę na coś więcej oprócz swojego odbicia w lustrze i promocji w sklepach z ubraniami, to wiedziałabyś, że Peter w żadnym wypadku nie jest tobą zainteresowany. I nie był przez ponad półtora roku. Naprawdę mi przykro, że wyjeżdżasz, bez ciebie z pewnością będzie nudniej, ale nie zdziw się, że jakoś specjalnie nie będę za tobą tęsknić. – Zacmokałam zdegustowana, widząc jej minę. No cóż, jak już mówimy sobie wszystko, to mówimy sobie wszystko. – Pozwól, że się oddalę, bo pewnie będziesz chciała nawrzeszczeć na jeszcze kilka osób.
Odwróciłam się na pięcie, w myślach przybijając sobie piątkę. Udałam się do biblioteki, bo właśnie tam miało odbyć się ostatnie w tym roku spotkanie kółka matematycznego, gdzie najpewniej nasz ukochany nauczyciel się rozklei i będzie gapił się na puchar, który zdobyliśmy w międzystanowym konkursie.
Po kilku minutach dołączył do mnie Peter i nie zwalniając, złapał mnie za rękę i splótł nasze palce.
– Jak się czujesz? – zapytał, a ja uśmiechnęłam się słabo. Peter był jedną z trzech osób, przy których nie musiałam udawać i mogłam pokazać, jak bardzo zmęczona byłam obecną sytuacją.
– Oprócz tego, że leki od doktor Lee przestają działać i znowu czuję, jakby odrzutowiec rozcinał mnie na pół, to całkiem znośnie.
Peter się zaśmiał, a ja w tej chwili uznałam, że to najpiękniejszy dźwięk na świecie. Wydawał się być szczęśliwy. A jeśli on był szczęśliwy, to i ja byłam szczęśliwa. Nie przeszkadzał mi nawet brak bransoletki na nadgarstku. I nawet jeśli czułam się dziwnie, nie czując jej ciężaru oraz ciepła, byłam pewna, że dopóki jestem z Peterem, wszystko będzie dobrze.
Czekając na Petera pod nową siedzibą Avengers w moim samochodzie, nie mogłam przestać się uśmiechać. Patrzyłam na jego niewyraźną sylwetkę widoczną przez szyby ciągnące się przez niemal całą długość ścian i nie mogłam powstrzymać uczucia, które wydostało się z dna mojej duszy. Czy tak właśnie czuje się szczęśliwy człowiek? Nie potrafiłam powstrzymać wrażenia, że wszystko dobiegło końca. Nie będzie więcej zamachów, latających ludzi, strasznych broni, ani krwi. Będzie tylko Peter.
Kiedy Parker wyszedł z siedziby, z tym promiennym uśmiechem i błyszczącymi oczami, nie miałam serca powiedzieć mu, że właśnie stracił szansę na zostanie jednym z Avengers oraz zdobycie najnowszego stroju, nad którym pracowaliśmy razem z Tonym, Lisą i Vitem przez kilka miesięcy. Po prostu odwzajemniłam jego uśmiech i słuchałam go uważnie, gdy jechaliśmy do Queens. May zaprosiła mnie na kolację, z okazji moich siedemnastych urodzin. Postanowiła wyprawić mi skromne urodziny, z tortem, balonami i maratonem filmów.
Wszystko wydawało się tak zwyczajne, że na moment zapomniałam, że jesteśmy kimś więcej niż tylko nastolatkami. Zwyczajna dziewczyna i zwyczajny chłopak, którzy po szkole jadą do jego ciotki na kolację, a później będą robić zwyczajne rzeczy. Choć na moment w moim życiu zapanował spokój.
Będąc superbohaterką, tak naprawdę spokój wydawał się być czymś dziwnym i nie na miejscu. Ponieważ jako bohaterka muszę być zawsze gotowa, chwila odpoczynku wydaje się być ciszą przed burzą. Właśnie dlatego, pomimo tego momentu szczęścia, wciąż nie mogłam rozluźnić zesztywniałego ciała, które jakby przygotowywało się na nieprzychodzące uderzenie.
A fakt faktem, to uderzenie długo nie przychodziło. Minęły miesiące względnego spokoju, zanim uderzenie nadeszło. A kiedy już nadeszło, zrównało wszystko z powierzchni Ziemi. Wszystko, co kiedykolwiek kochałam i czego pragnęłam, rozpadło się w pył wraz z jednym imieniem, które na zawsze wyryło się w mojej głowie. Imieniem, którego nienawidzę z całego serca.
Tym miłym akcentem oficjalnie kończymy część pierwszą tej jakże krótkiej książki. Rozdział 75 już za tydzień.
CZYTASZ
Nie udawaj kujonie | Peter Parker
FanfictionᏢᎪᎡᎢ ᏫNᎬ & ᎢᎳᏫ Pomiędzy ratowaniem świata, spaniem, jedzeniem i problemami z nieznośnym pająkiem mam kilka minut przerwy dziennie. Ten czas zainwestowałam w opisanie wam mojej historii. Wejdź, a się przekonasz - moje życie jest skomplikowane, lecz n...