[34] Zaczęło się dość niewinnie

1.6K 84 166
                                    

– Byłabym wdzięczna, gdybyś czasem coś dopowiadał – powiedziałam do Vita, który wciąż patrzył nieufnie na White. Albo Petera. Któreś z nich. Albo obu na raz – to też było możliwe.

Skinął głową i wygodniej rozsiadł się na krześle. Natomiast Peter usiadł na brzegu łóżka z White, która umościła się na jego kolanach, domagając się pieszczot. Naprawdę, czasem miałam wrażenie, że ona kocha go bardziej niż mnie.

– A więc... – powiedziałam i odchrząknęłam, bo cała trójka utkwiła we mnie zaciekawiony wzrok. – Zaczęło się dość niewinnie...

– Tak – zaśmiał się Vito – ukartowanym spotkaniem ze mną.

W tym momencie zrozumiałam, że nie przedstawiłam go Peterowi.

– Przesadzasz. – Przewróciłam oczami z uśmiechem. – Tak w ogóle, Peter, to jest Vito. Mój przyjaciel.

Peter spojrzał na mnie z uniesioną brwią, ale przywitał się z Vito. Zrozumiałam to spojrzenie aż za dobrze. Pamiętam, jak długo opierałam się, żeby chociaż być miła dla Petera, a Vito po prostu wlazł z butami w moje życie i tak został.

– Więc – tym razem to Vito zaczął – zobaczyłem ją w metrze. Wyglądała jak turystka, ale jej włosy i rozbiegany wzrok od razu zwróciły moją uwagę.

Uśmiechnęłam się ciepło, pamiętając te wszystkie rady, które Natasha wciąż szeptała mi do ucha. Dziwnie się czułam, bo tak zazwyczaj zaczyna się opowieści typu „Jak poznałem waszą matkę".

– W pewnym momencie i ona mnie zauważyła. Kiedy się do mnie uśmiechnęła, wiedziałem, że muszę z nią porozmawiać. – Skrzywił się, jakby sam wrócił myślami do tamtej chwili. – Okazja nadarzyła się, gdy wyszliśmy z metra. Butelka, którą chciała otworzyć, potoczyła się wprost pod moje nogi.

– Hej, to nie było specjalnie! – oburzyłam się. – To wszystko ta długonoga paniusia i jej szpilki!

– Tak, tak. – Vito spojrzał na mnie wymownie, jakby mówił, że i tak mi nie wierzył. – Przedstawiła się jako Arina, a po chwili przyszła Natasha i niemal zasztyletowała mnie wzrokiem. Postanowiłem, że jako dżentelmen uratuję naszą kochaną Arinę z rąk okrutnej ciotki i zaprosiłem ją do kawiarni.

Nie wiem, czy mi się przewidziało, ale mięsień na szczęce Petera drgnął, gdy się nam przyglądał. Tak, na pewno mi się wydawało.

– Ta kawiarnia była większym utrapieniem niż moja wyimaginowana ciotka. – Parsknęłam śmiechem. – Była różowa – wyjaśniłam z rozbawieniem. – Tam opowiedziałam mu łzawą historyjkę o matce pijaczce i o tym, że muszę znaleźć pracę, bo ciotka nie będzie mnie utrzymywać.

– Naprawdę ci uwierzyłem – powiedział cicho Vito. Zobaczyłam ból w jego oczach, który próbował zamaskować rozbawionym uśmiechem.

– Przepraszam – mruknęłam, a Vito puścił mi oczko.

– Postanowiłem, że jej czegoś poszukam. Najpierw starałem znaleźć się coś prawdziwego, ale gdy to nie wypaliło, zaproponowałem jej pracę w klubie mojego wuja. – Wymieniliśmy znaczące spojrzenia, bo doskonale wiedzieliśmy, jak skończyła się tamta rozmowa.

– W nocy, gdy nieźle się upił, zakradłam się do jego gabinetu i skopiowałam dane z jego komputera na pendrive'a, ukrytego w naszyjniku – ciągnęłam. Pominęłam kilka aspektów, które dla Lisy i Petera nie powinny mieć znaczenia. Choć dobrze wiedziałam, że oni wiedzą, iż coś ukrywam. Widziałam to w ich uważnym wzroku, gdy opowiadałam. – W poniedziałek zaczęłam pracować tam pod przykrywką. Na szczęście nie musiałam występować przed tymi napalonymi mężczyznami, bo chyba bym ich prędzej udusiła, niż przed nimi rozebrała.

Nie udawaj kujonie | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz