Ogłaszam wszem wobec, że jestem niespotykanie głupia.
Ale to pewnie już wiecie.
Dwa tygodnie temu przekonałam swojego chłopaka, żeby zaprosił na Homecoming dziewczynę, której szczerze nie cierpię i najchętniej zrzuciłabym ją ze szczytu Pomnika Waszyngtona. Podkreślam: mój chłopak i znienawidzona dziewczyna.
A co w tym najgorsze? Że Peter jakoś specjalnie się ze mną nie kłócił.
Chyba to bolało mnie najmocniej.
Oczywiście Peter zapewnił mnie, że pójdzie z nią jako przyjaciele, tak jak ja pójdę z MJ (tu posłał mi chłodne spojrzenie), co z kolei oznaczało, że nie mam się o co martwić. Ale cholera jasna, martwiłam się z dwóch prostych powodów. Po pierwsze: Liz czuła coś do Petera i mogła uznać jego zaproszenie za zielone światło do działania, a jak powszechnie wiadomo, Peter jest mój! Po drugie: jeśli się nie zgodzi, będę musiała znaleźć inny sposób na dostanie się do niej oraz jej ojca.
Dlatego przełknęłam fakt, że żeby mój plan się udał, muszę zrezygnować z niektórych rzeczy. Jedną z tych rzeczy był miły wieczór w towarzystwie mojego chłopaka.
***
Ważna informacja, którą pominęłam (wiecie, dużo się ostatnio działo): odkąd dowiedziałam się, że zamieszkamy w nowej siedzibie Avengers, wyprosiłam Tony'ego o zapisanie mnie na kurs prawa jazdy.
A więc oto jesteśmy, niemal pół roku później, z umiejętnościami Tony'ego, jego pieniędzmi i samochodami oraz cierpliwości moich cudownych nauczycieli udaje mi się utrzymać samochód pomiędzy odpowiednimi liniami i jeszcze nikogo nie zabiłam, więc to naprawdę coś.
Siedziałam w czarnym mercedesie, który, choć wciąż należał do Starka, został przeze mnie oznakowany. Na lusterku wstecznym zawiesiłam symbol Yin Yang, więc niepisanie samochód należał do mnie.
Stukałam palcami o kierownicę, wybijając rytm piosenki lecącej w radiu. Piątej piosenki z rzędu, żeby była jasność. Czekałam na Petera, aż odsiedzi swoją karę w kozie (czy to określenie nie jest zbyt starodawne?), ale ten – cóż za nowość – spóźniał się od ponad dwudziestu minut.
Wreszcie zobaczyłam go wychodzącego ze szkoły. Uśmiechał się, jakby dostał zniżkę w swoim ulubionym sklepie, co nie zwiastowało niczego dobrego. Wyszłam teraz na jakąś straszną dziewczynę, naprawdę.
Peter zajął miejsce pasażera i położył swój plecak na tylnym siedzeniu, wciąż się przy tym uśmiechając. Kiedy był tak blisko, dostrzegłam ślad rumieńców na jego policzkach.
– Spotkałeś Liz? – spytałam, zsuwając okulary przeciwsłoneczne na nos.
– Skąd wiesz? – zapytał zdziwiony. Prychnęłam, poprawiając okulary.
– Zgadywałam. – Bum, kolejne kłamstwo. Wiem, że nie powinnam być zazdrosna, zwłaszcza że ostatnio Peter sam powiedział, że Liz go nie interesuje, ale po jego dzisiejszej reakcji zaczęłam się trochę bać. W końcu Peter był pierwszym, przed którym się otworzyłam. To dzięki niemu stałam się tą osobą, którą jestem dzisiaj. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym go straciła.
Przygryzłam dolną wargę, powtarzając w myślach, że jestem sto razy lepsza od Liz i na pewno Peter by mnie dla niej nie zostawił. Czując na sobie wzrok Petera, ruszyłam z parkingu, zaciskając palce na kierownicy.
– Więc? – Uniosłam brwi, nie odrywając wzroku od drogi.
– Więc... co? – dopytywał Parker.
Przewróciłam oczami.
– Spytałeś ją, czy pójdzie z tobą na Homecoming? – doprecyzowałam.
CZYTASZ
Nie udawaj kujonie | Peter Parker
FanfictionᏢᎪᎡᎢ ᏫNᎬ & ᎢᎳᏫ Pomiędzy ratowaniem świata, spaniem, jedzeniem i problemami z nieznośnym pająkiem mam kilka minut przerwy dziennie. Ten czas zainwestowałam w opisanie wam mojej historii. Wejdź, a się przekonasz - moje życie jest skomplikowane, lecz n...