[68] Czas na wspominki!

1.2K 83 85
                                    

Ogłaszam wszem wobec, że jestem niespotykanie głupia.

Ale to pewnie już wiecie.

Dwa tygodnie temu przekonałam swojego chłopaka, żeby zaprosił na Homecoming dziewczynę, której szczerze nie cierpię i najchętniej zrzuciłabym ją ze szczytu Pomnika Waszyngtona. Podkreślam: mój chłopak i znienawidzona dziewczyna.

A co w tym najgorsze? Że Peter jakoś specjalnie się ze mną nie kłócił.

Chyba to bolało mnie najmocniej.

Oczywiście Peter zapewnił mnie, że pójdzie z nią jako przyjaciele, tak jak ja pójdę z MJ (tu posłał mi chłodne spojrzenie), co z kolei oznaczało, że nie mam się o co martwić. Ale cholera jasna, martwiłam się z dwóch prostych powodów. Po pierwsze: Liz czuła coś do Petera i mogła uznać jego zaproszenie za zielone światło do działania, a jak powszechnie wiadomo, Peter jest mój! Po drugie: jeśli się nie zgodzi, będę musiała znaleźć inny sposób na dostanie się do niej oraz jej ojca.

Dlatego przełknęłam fakt, że żeby mój plan się udał, muszę zrezygnować z niektórych rzeczy. Jedną z tych rzeczy był miły wieczór w towarzystwie mojego chłopaka.

***

Ważna informacja, którą pominęłam (wiecie, dużo się ostatnio działo): odkąd dowiedziałam się, że zamieszkamy w nowej siedzibie Avengers, wyprosiłam Tony'ego o zapisanie mnie na kurs prawa jazdy.

A więc oto jesteśmy, niemal pół roku później, z umiejętnościami Tony'ego, jego pieniędzmi i samochodami oraz cierpliwości moich cudownych nauczycieli udaje mi się utrzymać samochód pomiędzy odpowiednimi liniami i jeszcze nikogo nie zabiłam, więc to naprawdę coś.

Siedziałam w czarnym mercedesie, który, choć wciąż należał do Starka, został przeze mnie oznakowany. Na lusterku wstecznym zawiesiłam symbol Yin Yang, więc niepisanie samochód należał do mnie.

Stukałam palcami o kierownicę, wybijając rytm piosenki lecącej w radiu. Piątej piosenki z rzędu, żeby była jasność. Czekałam na Petera, aż odsiedzi swoją karę w kozie (czy to określenie nie jest zbyt starodawne?), ale ten – cóż za nowość – spóźniał się od ponad dwudziestu minut.

Wreszcie zobaczyłam go wychodzącego ze szkoły. Uśmiechał się, jakby dostał zniżkę w swoim ulubionym sklepie, co nie zwiastowało niczego dobrego. Wyszłam teraz na jakąś straszną dziewczynę, naprawdę.

Peter zajął miejsce pasażera i położył swój plecak na tylnym siedzeniu, wciąż się przy tym uśmiechając. Kiedy był tak blisko, dostrzegłam ślad rumieńców na jego policzkach.

– Spotkałeś Liz? – spytałam, zsuwając okulary przeciwsłoneczne na nos.

– Skąd wiesz? – zapytał zdziwiony. Prychnęłam, poprawiając okulary.

– Zgadywałam. – Bum, kolejne kłamstwo. Wiem, że nie powinnam być zazdrosna, zwłaszcza że ostatnio Peter sam powiedział, że Liz go nie interesuje, ale po jego dzisiejszej reakcji zaczęłam się trochę bać. W końcu Peter był pierwszym, przed którym się otworzyłam. To dzięki niemu stałam się tą osobą, którą jestem dzisiaj. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym go straciła.

Przygryzłam dolną wargę, powtarzając w myślach, że jestem sto razy lepsza od Liz i na pewno Peter by mnie dla niej nie zostawił. Czując na sobie wzrok Petera, ruszyłam z parkingu, zaciskając palce na kierownicy.

– Więc? – Uniosłam brwi, nie odrywając wzroku od drogi.

– Więc... co? – dopytywał Parker.

Przewróciłam oczami.

– Spytałeś ją, czy pójdzie z tobą na Homecoming? – doprecyzowałam.

Nie udawaj kujonie | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz