[89] Do zobaczenia za minutę

780 70 69
                                    

Kolejny rozdział w poniedziałek! Jeszcze przed końcem sierpnia powinnam podać informację na temat następnego opowiadania, tytułu i częstotliwości rozdziałów ;)

Gdyby ktoś mnie zapytał, jak znaleźliśmy się na platformie, z której mieliśmy zostać przeniesieni do innych czasów, wzruszyłabym ramionami. Ostatnie tygodnie, podczas których Tony i Scott budowali maszynę, która miała wysłać nas w przeszłość, były dla mnie jak sen. Chodziłam, mówiłam i jadłam tylko i wyłącznie dlatego, że ktoś mnie do tego zmuszał. Najczęściej tym kimś był Pietro.

Czerpiąc moc, nie potrafiłam skupić się na niczym innym. Wszyscy przygotowywali się do misji. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to nawet nie użyję magii, którą tak skrzętnie chomikowałam. Miałam nadzieję, że nie będę musiała jej użyć.

– Allie, musisz już iść. – Pietro położył dłoń na moim ramieniu. Jego wzrok spotkał mój w lustrze, w którym przeglądałam się od jakichś piętnastu minut.

Przez ostatnie dni kłóciłam się z rodzicami, i z Tonym, i z Clintem... Chyba prościej będzie powiedzieć, że kłóciłam się ze wszystkimi. Bardzo chciałam wybrać z nimi do przeszłości i po wielu dniach ciągłej wymiany argumentów, w końcu – choć niechętnie – się zgodzili.

Miałam razem z Bruce'em, Steve'em, Scottem i Tonym cofnąć się do 2012 roku i z Bannerem przekonać Starożytną, by oddała nam Kamień Czasu.

– Wyglądasz zabójczo – powiedział Pietro, wciąż przypatrując się mojemu odbiciu. Byłam ubrana w biały kombinezon z symbolem Avengers.

Zmarszczyłam brwi i uśmiechnęłam się krzywo.

– Myślałam, że gdy powrócisz do żywych, to twoje żarty o śmierci się skończą – zauważyłam z niesmakiem. Pietro zaśmiał się, a potem złapał mnie za ramiona i obrócił przodem do siebie.

– Chodź tu, podróżniczko w czasie – mruknął i przyciągnął mnie do siebie. Objęłam go mocno, chowając twarz w jego miękkiej koszulce. Oparł brodę o czubek mojej głowy i zaczął gładzić mnie po plecach, kiwając się przy tym lekko na boki. – Obiecaj mi, że wrócisz. Obiecaj, że nie zrobisz niczego głupiego i że nie postanowisz nagle heroicznie się poświęcić.

– A czy ty czegoś takiego nie zrobiłeś?

– Allison, mówię całkowicie poważnie. – Słyszałam w jego głosie powagę i strach. Odsunął się ode mnie na tyle, by móc spojrzeć mi w oczy. – Obiecaj.

Przewróciłam oczami, ale odpowiedziałam:

– Obiecuję.

Oczy Pietra zaszły mgłą.

– Wiesz, jesteś moją jedyną przyjaciółką. Jedyną rodziną, jaką mam. Nie mogę... – urwał nagle, jego dolna warga zaczęła drżeć. – Nie mogę cię stracić.

– Hej, Pietro. – Moje serce zabiło boleśnie. Przez ostatnie pięć lat tak się do niego przywiązałam, że nie wyobrażałam sobie życia bez niego. – Nie mam zamiaru umierać. Jeśli coś się stanie, to podejrzewam, że i tak byś to poczuł. Obiecuję, że będę na siebie uważać.

Otarłam łzę, która spłynęła po jego policzku, a potem pocałowałam go w tamto miejsce. Pietro przygryzł dolną wargę i przejechał ręką po włosach, próbując się uspokoić.

Znów się do niego przytuliłam i odczekałam do momentu, aż jego oddech się uspokoił.

– Lepiej już chodźmy – powiedział cicho. Skinęłam głową i złapałam go za rękę.

Nie spieszyliśmy się, idąc korytarzami siedziby Avengers. Próbowaliśmy nacieszyć się swoim towarzystwem. Choć Scott wytłumaczył nam, jak to ma działać – tutaj nie było nas zaledwie minutę – to z mojej perspektywy nie widzieliśmy się dość długo.

Kiedy wreszcie doszliśmy do reszty, Pietro przytulił mnie jeszcze raz, niemal miażdżąc mi wszystkie kości.

– Nie żegnaj się ze mną tak, jakbym miała już nie wrócić. – Klepnęłam go w ramię i uśmiechnęłam się pokrzepiająco.

Stanęłam na swoim miejscu, a potem spojrzałam kolejno na twarze wszystkich osób stojących wokół mnie. Gdy napotkałam wzrok Natashy, odwzajemniła mój uśmiech.

– Do zobaczenia za minutę – powiedziała.

W jednej chwili stałam na ogromnej platformie, a w drugiej znalazłam się w jednej z wąskich uliczek w Nowym Jorku. Kiedy Bruce, Steve, Tony i Scott się naradzali, ja stanęłam tuż przy wyjściu na ulicę i rozejrzałam się uważnie.

Znaleźliśmy się w 2012 roku, tego samego dnia po bitwie z Chitauri. W oddali zobaczyłam wznoszący się budynek Stark Tower, a w moich oczach pojawiły się łzy. Tyle wspomnień. Tyle radosnych chwil z osobami, które teraz zniknęły.

A teraz mieliśmy je odzyskać.

Pięć lat to całkiem sporo nadrabiania, pomyślałam, wciąż wpatrując się w świecący szyld.

– Allie, musimy już iść. – Przysięgam, że w chwili, gdy wielka zielona ręka Bruce'a dotknęła mojego ramienia, przeżyłam deja vu. – Do Sanctrum Sanctorum trochę daleko. Musimy się pospieszyć.

Na tyle długo przebywałam w towarzystwie Strange'a, a także mojej jeszcze-nienarodzonej-córki (swoją drogą, Missy Parker żyje, to znaczy, że udało nam się wszystkich uratować, nie? Chyba że w tamtej rzeczywistości Thanos został zabity wcześniej i to się nie wydarzyło, więc moje starsze ja żyło sobie ze swoim mężem i dziećmi. Choć wtedy Missy nie przychodziłaby tutaj, żebym zerwała z Flashem... Powinnam przestać myśleć o tym w tej chwili), że w mojej głowie wciąż rozbrzmiewało: „Nie daj się zauważyć, nie zwracaj na siebie niepotrzebnej uwagi". Z całą pewnością mogę stwierdzić, że dziewczyna z rudymi, niemal czerwonymi włosami i białym kombinezonie z symbolem Avengers oraz wielki zielony gość nie zwracali na siebie uwagi, idąc zrujnowanymi ulicami Nowego Jorku. Wcale a wcale.

Wyczuliście ten sarkazm, prawda?

– Może będzie lepiej, kiedy się rozdzielimy? – spytałam, gdy spanikowany Bruce po raz kolejny wciągnął mnie do ukrytej w cieniu uliczki. – Ty, z siłą Hulka, możesz przeskakiwać z dachu na dach. Ja pójdę ulicą. Spotkamy się na miejscu.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł, Allie – wyszeptał Bruce, co w jego wykonaniu z pewnością nie było szeptem. – Mógłbym zabrać cię ze sobą. Albo mogłabyś użyć swoich odrzutowych butów.

Skrzywiłam się i pokręciłam głową.

– Zapomniałam zabrać ją z pokoju. Nie założyłam jej. – Kłamstwo numer jeden. – Poza tym, T.A.R.C.Z.A. pewnie monitoruje teraz przestrzeń powietrzną. Nie chciałabym się im tłumaczyć, dlaczego dziewczyna, która lata po Stark Tower w pieluchach, jest dorosła i lata w kostiumie, którego Stark nie wyprodukował. – Kłamstwo numer dwa.

Siła Hulka, inteligencja Bruce'a – to było nowe powiedzenie Bannera, które przytaczał za każdym razem, gdy opowiadał o swojej nowej postaci. Jednak najwidoczniej coś z tępego rozumowania Hulka musiało pozostać, bo Bruce skinął głową.

– Uważaj na siebie.

Zanim zdążył zmienić zdanie, wyszłam z ukrycia i ruszyłam ulicą. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł mi po plecach.

W ciągu dwudziestu sekund zdążyłam skłamać dwa razy. Nie nosiłam bransoletki od Lisy od ponad pięciu lat. Nie mogłam patrzeć na strój, który był dziełem jej rąk. A zważywszy na to, że Loki dopiero zagrażał Ziemi, T.A.R.C.Z.A. pewnie sądziła, że już po wszystkim. Jeśli było inaczej, to Starożytna i tak wiedziała o naszym przybyciu. O ile jest tak inteligentna, jak mówił Doktorek, to już od dawna wiedziała o naszej wizycie. Dlatego nie bałam się o Bruce'a.

Odwróciłam się, żeby sprawdzić, czy na pewno za mną nie idzie, kiedy na kogoś wpadłam.

– Uważaj jak cho... – warknęłam, kiedy jednak spojrzałam na osobę, na którą wpadłam, głos uwiązł mi w gardle.

Przede mną stał chłopczyk o ciemnobrązowych włosach i oczach koloru czekolady, przepełnionych strachem i ciekawością.

Wpadłam na małego, jedenastoletniego Petera Parkera.

Nie udawaj kujonie | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz