[94] Nie ma innego wyjścia

789 72 57
                                    

Wypatrujcie powiadomienia 1 września o 12:00. Mam dla was coś, co prawdopodobnie was zainteresuje ;)

Jeszcze kilka lat temu bałabym się pociągnąć za spust. Bałabym się zranić kogokolwiek bardziej, niż byłoby to konieczne.

Postawmy sprawę jasno, wolałam ogłuszyć cholernego rosyjskiego bossa narkotykowego, handlującego bronią i niewolącego niewinne dziewczyny, niż go zabić, choć ten próbował zabić mnie dwa razy. Do dzisiaj mam z tego powodu blizny.

A skoro już mowa o dzisiaj... Właśnie leciałam na cholernym pegazie, jedną ręką obejmując Walkirię w pasie, a drugą wyciągając w stronę kosmitów nisko w dole. Sprawiałam, że wybuchali jeden po drugim. Czasem zabierałam od niektórych energię, by mieć siłę, by dalej wybuchać kolejnych kosmitów.

Wydawało się, że wszystko pójdzie dobrze.

Dopóki jakiś kosmita, latający na jakimś innym kosmicie (powiedzmy sobie szczerze, tam byli sami kosmici – jak mam ich inaczej nazywać?), nie wpadł na nas z ogromnym impetem, zrzucając nas obie z pegaza.

Spadałam na ziemię z dość wysoka, na tyle, by połamać sobie kilka kości, czego wolałam uniknąć.

Zamknęłam oczy, przygotowana na upadek na tę jakże cudowną stertę gruzu. W chwili, gdy miałam zderzyć się z ziemią, coś na mnie wpadło, przez co potoczyłam się w bok.

Jęknęłam głośno i otworzyłam oczy.

– Wszystko w porządku? – spytał Pietro, leżąc obok mnie. Z nosa leciała mu krew, ale najwidoczniej nic więcej mu nie było.

– Trochę się poobijałam – odpowiedziałam. Moja skóra zaczęła świecić, co znaczyło, że poobijałam się bardziej niż trochę. Uniosłam się na łokciach i chciałam dotknąć jego policzka, żeby go wyleczyć, ale Pietro odtrącił moją dłoń.

– Nie marnuj na mnie swojej mocy. – Pokręcił głową i pomógł mi wstać. – Widziałaś się z Peterem?

Pokiwałam głową. Na moich ustach pojawił się uśmiech.

– A ty widziałeś się z Wandą.

Pietro skrzywił się, ale potwierdził.

– Sądziłem, że jak mnie zobaczy, to nie przejdzie od razu do trybu starszej siostry. – Przewrócił oczami, a ja parsknęłam śmiechem. Odwróciłam się na chwilę, żeby zabić kosmitę, który chciał nam przerwać w rozmowie i znów skupiłam się na nim. – Podejrzewam, że gdyby nie moja superszybkość, to nie odeszłaby ode mnie na krok.

Czy to miał być przytyk w moją stronę, że nie jestem teraz z Peterem, skoro go straciłam? Nie, na pewno nie. Chociaż przyznaję, że poczułam się głupio. Straciłam go na tak długo, a potem tak po prostu go zostawiłam, bo musiałam iść zabijać kosmitów?

– Ja... Chyba muszę... – zaczęłam, ale słowa nie chciały przejść mi przez gardło. Dla Petera nie minęło nawet pięć minut, gdy przebywał w tym głupim kamieniu. Nie ćwiczył w tym czasie swoich umiejętności, nie miał na to tyle czasu. Wtedy walczyliśmy tylko z Thanosem, a teraz mieliśmy naprzeciw sobie całą armię.

Pietro najwidoczniej zauważył moje przerażenie, bo uniósł ręce, jakby miał do czynienia z przestraszonym zwierzakiem i powiedział:

– Nie, spokojnie, nie miałem tego na myśli. Poza tym twój chłopak ma za strażniczki najlepsze wojowniczki wszech czasów.

Czy ja wyczułam niechęć w jego głosie, gdy powiedział słowo „chłopak"?

– Strażniczki? – Uniosłam brwi, nie do końca wiedząc, co ma na myśli.

Nie udawaj kujonie | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz