[76] To było żenujące

1.2K 82 47
                                    

Tak w sumie to mało zostało tych rozdziałów i będę tęsknić za sarkastyczną postacią Allie i uroczym Peterem... Co powiecie na stworzenie ze mną kolejnego opowiadania o Spider-Manie?

– Allie, twój telefon dzwoni od ponad dziesięciu minut. – Peter szturchnął mnie łokciem w żebra.

– Niech sobie dzwoni – burknęłam. – Kiedy ostatnim razem odebrałam, Lisa chciała zrobić jakiś eksperyment, przez który musiałam obciąć włosy, bo były spalone. Naprawdę, podziękuję.

Peter westchnął przeciągle i objął mnie mocniej, bawiąc się moimi obciętymi do ramion włosami.

– Podejrzewam, że wolałabyś odebrać, Allison – Głos Pietra rozbrzmiał tuż obok mojego ucha. Nawet na niego nie patrząc, pokazałam mu środkowy palec. Posiadanie ducha, który wszystko wyolbrzymiał i gapił się jak śpimy, jest do kitu. – Mówię całkowicie poważnie. To Happy. Dzwoni już chyba dwudziesty raz.

Podniosłam się gwałtownie i sięgnęłam po telefon leżący na biurku. Odebrałam, mrucząc pod nosem wszystkie rzeczy, które mogłabym zrobić Pietro, gdyby tylko żył. Coś w stylu wydłubania mu mózgu przez nos.

– Halo?

– No nareszcie! – Po drugiej stronie usłyszałam zdenerwowany głos Happy'ego. – Już chciałem wysyłać policję do Parkera.

– Pomińmy fakt, że namierzyłeś mój telefon – powiedziałam, siląc się na spokojny ton. Nie spałam niemal całą noc, bo patrolowaliśmy z Peterem ulice, a tuż przed powrotem do jego domu dostałam pokrywą od śmietnika w głowę, bo jakiś facet uznał, że świetnie nadaje się jako frisbee. Ostatnie, o czym w tej chwili marzyłam, było słuchanie wywodów Happy'ego. – Chcesz czegoś konkretnego?

– Twój samochód stoi w siedzibie Avengers. – Stalker. Jak jeszcze powie, jakiego koloru stanik mam na sobie, to nie wytrzymam. Gorzej, jeśli będzie wiedział, że nie mam żadnego na sobie... – Mam dzisiaj po was przyjechać, czy zrobi to Vito?

Zmarszczyłam brwi i zmrużyłam oczy, starając się przypomnieć sobie, dlaczego miałby po nas przyjeżdżać, ale pulsujący ból głowy nie pozwalał mi połączyć faktów. Wygrzebałam się spod kołdry, przy okazji miażdżąc Peterowi nogę i stanęłam na środku pokoju.

– Pytałeś już Lisy? – spytałam, starając się dać sobie więcej czasu. Po tonie jego głosu rozpoznałam, że nie jest dzisiaj w humorze, dlatego wolałam nie przyznawać się, że nie wiem, po co Vito lub on miałby po nas przyjeżdżać.

Wyszłam z pokoju na sztywnych nogach i udałam się do kuchni, gdzie na ścianie wisiał kalendarz.

– Tak, powiedziała, żebyś ty wybrała. – Przewróciłam oczami, co spowodowało jeszcze większy ból głowy i zerknęłam na godzinę. Ósma czterdzieści cztery. Potem spojrzałam na kalendarz i zamarłam.

Dzisiaj jest pierwszy września. Cholerne rozpoczęcie roku szkolnego.

– Happy – powiedziałam cicho, marząc o tym, żeby rozłączyć się i rzucić telefonem o ścianę. Teraz rozumiałam, dlaczego w domu jest tak cicho. May już dawno wyszła i zostawiła nam talerz pełen kanapek. Tuż obok leżała karteczka z napisem: Miłego pierwszego dna w szkole!. – Powiem ci później. Zadzwonię lub napiszę. Pa!

Rozłączyłam się, zanim zdążył coś powiedzieć i pobiegłam do pokoju Petera, zataczając się i wpadając na ściany. Może udając Starkównę, coś się we mnie zmieniło, a może zawsze taka byłam, ale właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, że zachowuję się jak kujon i totalny nerd, który zaraz spóźni się do szkoły. To nie powinno mnie tak wystraszyć, ale serce biło mi jak szalone.

Nie udawaj kujonie | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz