[87] Kapitanie?

829 68 34
                                    

Przepraszam za „mały" poślizg. Problemy z internetem.

Heather Cooper nie jest zwykłą nastolatką, choć bardzo się stara, żeby na taką wyglądać. W końcu ma psa – małego Jacka Russel terriera i młodszą siostrę. Nie może jednak ukryć, że jej starszy o cztery lata brat umarł. Ona miała być następna.

Heather, oprócz swoich uzależnień (tabletki uspokajające) oraz chorób (ataki paniki), potrafi też kilka rzeczy. A raczej będzie umieć.

Opowiadanie będzie prowadzone w narracji pierwszoosobowej, a zakończenie będzie szczęśliwe. Niedługo podam więcej informacji.

§§§

Uderzałam w worek treningowy, zaciskając zęby ze złości.

W pewnym momencie zabrakło mi tchu, ale wciąż nie przestawałam. Pięść wybijała rytm słów echem rozchodzących się po mojej głowie.

Nienawidzę.

Morgan.

Stark.

Widok tej pięciolatki doprowadzał mnie do szału. Spędziłam pięć lat, patrząc, jak ta dorasta, z każdym dniem coraz bardziej przypominając Lisę. Moją przyjaciółkę, która zginęła. O której zapomniał jej własny ojciec.

– Allie, chyba już wystarczy – powiedział Pietro, siedzący pod ścianą sali treningowej. Nie podszedł jednak, bo wiedział, jak by się to skończyło. Musiałam wtedy użyć mocy, żeby wyleczyć jego zakrwawioną twarz.

Tony nigdy nie opowiedział Morgan o Lisie. Nie opowiedział o mądrej, lojalnej przyjaciółce, którą była. Sam zdawał się kompletnie o niej zapomnieć. Jakby zatracił wszystkie wspomnienia. Wyprowadził się z Pepper pięć lat temu, by wychować córkę z dala od problemów. Czyli ode mnie.

– Allie...

Po raz kolejny uderzyłam w worek, wyobrażając sobie, że to twarz Tony'ego. Nienawidziłam go, bo nie przejął się śmiercią Lisy. Przejął się każdym innym istnieniem, które zniszczył Thanos. Przejął się nawet tym, że zabiliśmy Thanosa i że przyjaźnimy się z kosmicznym szopem, ale gdy dowiedział się, że nie ma Lisy, spojrzał na mnie z obojętnością.

To zabolało.

– Dość! – krzyknął Pietro i znalazł się przy mnie w ułamku sekundy. Złapał mnie za nadgarstki, powstrzymując od kolejnego ciosu. – Już wystarczy – wyszeptał i objął mnie. Wtuliłam się w niego, uspokajając oddech oraz tłumiąc w sobie złość. Głosik w mojej głowie podpowiadał mi, że powinnam sięgnąć do jego wnętrza i odebrać mu to, co mu oddałam. Potrząsnęłam głową, odganiając go od siebie.

Pietro odsunął mnie na długość ramion i delikatnie podniósł moje ręce do swoich oczu.

– No i zobacz, co zrobiłaś – powiedział z wyrzutem. Po kłykciach spływała krew, upadając bezgłośnie na podłogę. – Trzeba...

Nim dokończył, zregenerowałam się. Jedynym wspomnieniem po wcześniejszych ranach były zakrwawione dłonie i czerwone plamy na podłodze.

– Nic mi nie jest – odpowiedziałam i wyrwałam się z jego uścisku. Nie potrzebowałam pocieszenia.

– Allie, sądzę, że...

– Idę na spacer – przerwałam mu po raz kolejny. Pietro westchnął sfrustrowany, ale skinął głową.

I tak wiedziałam, że będzie czekał na mnie tam gdzie zawsze. Jak zawsze z dwoma goframi z bitą śmietaną. A ja jak zawsze się do niego uśmiechnę i będę udawać, że uwielbiam gofry.

Nie udawaj kujonie | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz