W potężnej jadalni Nurmengardu Gellert i Alexandriya jedli obiad, siedząc na przeciwnych końcach niezwykle długiego, czarnego stołu. Za dziewczyną znajdowało się potężne okno z widokiem na alpejskie szczyty, dzięki czemu z perspektywy chłopaka wyglądała ona wyglądała jak postać z obrazu, wmalowana idealnie w sam środek zjawiskowego landszaftu. Niezmiennie miała na sobie kobaltowe szaty, które jej podarował, a które polubiła na tyle, że często je nosiła. Obiecał przy tym, że będzie ich więcej.
- Muszę wrócić do Anglii - powiedział nagle Gellert, czym zaskoczył Alexandriyę. Dopiła swoją herbatę, a następnie spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Po co?
- Muszę tylko zabrać kilka rzeczy, które zostawiłem u ciotki. Nie mogę tam za wiele się pokazywać... Choć z drugiej strony, z tą różdżką nic mi nie grozi.
Alexandriya spojrzała na stół, gdzie tuż przy jego talerzu leżała Czarna Różdżka. Nigdy się z nią nie rozstawał, nie ryzykował tego nawet w tak bezpiecznym miejscu, jakim dla niego był Nurmengard. Dziewczyna sama nie miała pewności, czy to była już obsesja, czy po prostu ostrożność przy artefakcie, którego nie zamykało się w gablotce do podziwiania.
- Kiedy chcesz jechać? - zapytała zainteresowana.
- Właściwie za moment.
- Jadę z tobą - oznajmiła natychmiast, co u Gellerta wywołało zaskoczenie.
- Tak?
- Zawsze chciałam zobaczyć Anglię. - Wzruszyła ramionami. - A chyba mogę?
- Dobrze. W zasadzie to dobry pomysł. Przedstawię cię ciotce.
- Bathilda, tak?
- Zgadza się. - Skinął głową z dumą wymalowaną na twarzy. - Pamiętaj tylko, że na razie nie wolno nam się wychylać, przynajmniej nie w Anglii.
- Gellert, nie musisz mi tego mówić. Jeśli będzie potrzeba, ujawnię tylko moją... Ciemniejszą postać. - Uniosła jedną dłoń, imitując swoim długim rękawem skrzydło, skrzydło czarnego kruka...
Gellert ułożył dłonie pod brodą, przyglądając się jej badawczo przez jakąś chwilę. W głowie starannie dobierał słowa, zawsze niczym pisarz tworzący swoje największe dzieło; to dlatego ludzie szli za nim tak chętnie.
- Adoruję to w tobie - powiedział wreszcie, nie spuszczając z niej wzroku, pilnując, żeby brzmieć miło i spokojnie. - To, że... Zwyczajnie rozumiesz. Mnie i to, czego potrzebuję.
Alexandriya także zaczęła mu się przyglądać. Znała go już trochę, a pomimo jej uczuć do niego nie dawała mu się tak łatwo złapać na słodkie słówka.
- Czekam na dzień, w którym zaczniesz adorować i mnie samą - powiedziała odważnie.
Siedziało to w niej już długo i powoli meczyła ją zabawa w kotka i myszkę. Była z siebie dumna, choć gdzieś w środku obawiała się jego reakcji. Gellert przez moment milczał, aż się uśmiechnął.
- W takim razie jesteśmy blisko. - Wstał, podnosząc różdżkę. - Za moment widzimy się w powozie - dodał, posyłając jej jedno krótkie spojrzenie, a następnie ruszył do wyjścia.
Jeszcze tego samego dnia Alexandriya - dla niepoznaki w zwyczajnym, prawie mugolskim stroju - siedziała w salonie Bathildy Bagshot, dojrzałej kobiety, którą bardzo ucieszył widok jej prabratanka. Nie miała oczywiście pojęcia, dlaczego Gellert naprawdę ją opuścił, chłopak przekonywał ją, że po prostu chciał się usamodzielnić. Czarną Różdżką też się przed nią nie chwalił.
CZYTASZ
Jucha • Gellert Grindelwald
Fanfiction❄ Alexandriya chciała wyrwać się ze znienawidzonego miasta, a Gellert mógł jej w tym pomóc. On za to chciał posiąść wiedzę, którą tylko ona miała. Zawarli bardzo prosty układ, który wkrótce pozostawił za sobą trwałe ślady... Z juchy.