Rozdział 47

1.6K 286 74
                                    

Gellert wrócił dopiero po południu kolejnego dnia, kiedy Alexandriya odsypiała długą noc. Na wieści o jego powrocie natychmiast wstała, doprowadziła się do porządku, ubrała długą, granatową szatę, a następnie ruszyła go jak najszybciej odnaleźć. Miała wieści, które nie mogły czekać już ani chwili dłużej.

Znalazła go na jednym z balkonów, wpatrującego się w niesamowity, górski krajobraz rozpościerający się tuż przed nim. Robił tak zazwyczaj, gdy coś mu się nie udawało... Lub gdy coś knuł.

Nawet od tyłu wyglądał majestatycznie, w długim, czarnym płaszczu i z rozwianymi włosami, oparty o barierkę z szeroko rozstawionymi rękami. To nie był jednak moment na zachwycanie się nim.

- Gellert... - zaczęła, czując ścisk w żołądku, bo wiedziała, że nie było już odwrotu. Choć przygotowywała się na tę rozmowę prawie całą noc, gdy przyszło co do czego, niezwykle się zestresowała.

- Och, Sasza, wstałaś, jak dobrze. - Gellert na dźwięk jej głosu natychmiast się odwrócił i z uśmiechem rozłożył ręce, by ją powitać. - Jesteś zbawieniem dla moich oczu. Wreszcie ktoś, kogo chcę widzieć, tylu nieznośnych ludzi stanęło na mojej drodze od wczoraj...

Normalnie Alexandriya zapytałaby go o nich, próbowała pocieszyć, ale w tamtej chwili miała coś ważniejszego do przekazania.

- Musimy porozmawiać. Sami - odpowiedziała kobieta, wahając się, czy wejść na balkon.

- Chodź do mnie, w takim razie, mów. - Rozłożył ręce jeszcze bardziej, by zamknąć ją w uścisku, gdy tylko się do niego zbliżyła. Jednym, leniwym wręcz ruchem machnął w stronę drzwi na balkon, by je zamknąć na klucz, dając im pełną prywatność.

- Powiem wprost. - Alexandriya wycofała się z uścisku i spojrzała w jego przeszywające oczy. - Jestem w ciąży.

Gellert uniósł brwi, wahając się tylko przez moment, zanim uśmiechnął się szeroko.

- Och, to wspaniałe wieści, Sasza - Złapał ją za ręce, które od razu ucałował. - To sama radość, najpiękniejsza nowina.

Alexandriya odetchnęła z ulgą, bo jego reakcja przeszła jej najśmielsze oczekiwania.

- Nie byłam pewna, jak zareagujesz.

- Jak mógłbym zareagować? - Ścisnał jej dłonie, po czym przełożył swoje nanjej brzuch. - To dar od natury, prawdziwy cud. Pomyśl, jak potężne będzie to dziecko...

- Też o tym pomyślałam... - przyznała, wiedząc, że to będzie go najbardziej interesowało. - Jeśli to dziewczynka, mogłaby być wiedźmą tak jak ja...

- Lub jasnowidzem jak ja - przerwał jej z dumą. - Tak czy siak, to cudowne dziecko, nasze... A ty jak się z tym czujesz? Stąd były twoje dolegliwości, rozumiem?

- Tak... I jestem zaskoczona... Ale chcę tego dziecka. Każda wiedźma potrafi być matką.

- Jak cudownie to słyszeć - mówił przejęty Grindelwald... Może nawet aż za przejęty. Wydawało się jej jednak, że w jego dwukolorowych oczach widziała szczerą ekscytację.

- Ale do rzeczy, Gellert. - Alexandriya spoważniała nagle, wyrywając się z radości chwili. - Oboje się chyba zgadzamy, że nikt nie może się dowiedzieć, że to nasze dziecko.

- Tak, to oczywiste - przyznał bez zawahania, również tracąc uśmiech. - Próbowaliby je zabić...

- Musimy coś wymyślić. Nie mogę za parę miesięcy chodzić wśród ludzi z brzuchem.

Gellert nie potrzebował żadnych dodatkowych wyjaśnień.

- Niczym się nie martw. Znajdę dla ciebie jakieś tymczasowe mieszkanie...

- I co, będę siedzieć tam sama? - przerwała mu Alexandriya, nagle czując rodzącą się w niej złość. - Gellert, nie chcę się wynosić z mojego domu. To oni powinni.

Te słowa nieco go zaskoczyły, po chwili jednak skinął głową z aprobatą. Rozejrzał się, jakby dla upewnienia, że nikt ich nie słuchał, a następnie ciężko wypuścił powietrze.

- Słusznie. - Złapał ręce za plecami. - Dobrze, więc odeślę stąd część z nich, w takim razie, zostawię tych najbardziej zaufanych... A reszcie zwyczajnie wyczyścimy pamięć.

- Tylko co po narodzinach? Nie możemy tu ukrywać dziecka latami.

- Cóż... - Zamyślił się na chwilę, a Alexandriya wpatrywała się wtedy w srebrną broszkę z paktem krwi, którą niemalże zawsze nosił bezpiecznie w ramach naszyjnika. - Wiem - powiedział nagle. - Powiemy, że to dziecko pary naszych popleczników, którzy zginęli w walce za wyższe dobro... A my, w ramach wdzięczności, zajmiemy się ich pociechą... Choć też nie bezpośrednio, bo wtedy uznają, że to nasze dziecko, tylko adoptowane. Zwyczajnie nie będziemy pokazywać go światu, dopóki nie dorośnie.

Alexandriya nie miała pewności co do tego planu, lecz w tamtej chwili nie potrafiła wymyślić niczego lepszego, więc postanowiła na razie po prostu to zaakceptować.

- No... Zobaczymy...

- Na razie niczym się nie przejmuj. - Gellert ponownie złapał ją za ręce, nie pozwalając  - Będziesz teraz odpoczywać, i będziesz miała wszystko, co najlepsze, a twoja moc będzie rosnąć razem z dzieckiem...

- Akurat to, że magia jest silniejsza w trakcie ciąży nie jest jakkolwiek potwierdzone, Gellert. Jak dla mnie wręcz przeciwnie... Ciało jest przeciążone, slabsze...

- Jeszcze się przekonamy, prawda? - dopytywał, po czym złożył czuły pocałunek na jej czole, taki, który natychmiast wprawił ją w znacznie lepszy nastrój. - Który to zresztą może być tydzień?

Mały uśmiech wstąpił na twarz kobiety, która czuła, że doskonale znała odpowiedź, po prostu wiedziała, kiedy to się stało... To była jedna ze wspanialszych nocy w jej życiu.

- A pamiętasz tę noc, którą spędziliśmy w bibliotece? - zapytała, czując motyle w brzuchu na samo wspomnienie.

- Ach... No tak. - On również się uśmiechnął, gdy mu o tym przypomniała. - Czyli będzie... Sześć tygodni? Swoją drogą, moglibyśmy to powtórzyć - dodał, nachylając się, by ponownie czule ją pocałować, tym razem w usta, co posłało dreszcze przez całe jej ciało. Przecież robił to już setki razy, a i tak coś w niej wtedy drgnęło...

- To czekam tylko, aż zaprosisz mnie do kolejnej biblioteki - szepnęła, a odpowiedź miała wymalowaną na jego twarzy. Po jego wzroku czuła, że to zaproszenie może dostać jeszcze tego samego dnia.

- Nie mów mi takich rzeczy, Sasza, bo powinnaś leżeć...

- Oj, jest mi trochę niedobrze, ale kaleką nie jestem... Poza tym, mogę dziś na przykład wziąć zdrowotną kąpiel, bo w księdze znalazłam już eliksiry pomagające w ciąży, kwestia tego, czy ktoś do mnie dołączy czy nie... Co ty możesz zresztą wiedzieć o ciążach, wielki panie czarnoksiężniku?

Te ostatnie słowa go rozbawiły, a on uniósł jedną dłoń, by jak najdelikatnien dotknąć jej twarzy.

- I właśnie taką cię kocham.

Alexandriyi na moment odebrało mowę, czego znakiem było bezwiedne otwarcie się jej ust.

Kocham? Nie przesłyszałam się?

- A to coś nowego... - wydusiła wreszcie, ale jego to nie ruszyło.

- Wiele teraz nowego przed nami, i to nie tylko przez dziecko, Sasza. Schwytać chce nas cała Europa, nawet i Ameryka... A oni dobrze wiedzą, że nie mają najmniejszych szans.

Jucha • Gellert GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz