Rozdział 40

1.8K 308 65
                                    

Mijały dni, które okazały się dość nudne i rutynowe, potrzebne jednak Alexandriyi do uspokojenia emocji. Tak jak zazwyczaj, zajmowała się zaklęciami, spędzała mnóstwo czasu na zewnątrz, podczas gdy Gellert był zajęty czymś, o czym on sam tylko wiedział. Oboje się mijali i spotykali jedynie wieczorami, w sypialni, która na dobre stała się ich wspólną.

Zima powoli odchodziła w niepamięć, a na zewnątrz robiło się nieco cieplej, co dla Alexandriyi było zbawieniem. Uwielbiała śnieg i mróz, lecz też kochała patrzeć, jak natura budziła się do życia, a wraz z tym jej moce zdawały się stawać silniejsze.

Dla dziewczyny nie było nadzwyczajne wstać przed świtem, by zobaczyć wschód słońca już na zewnątrz. Nie inaczej było tamtego chłodnego dnia; Alexandriya siedziała tuż na brzegu stawu, wymachując dłońmi nad wodą, by wypróbować zaklęcia z druidzkich ksiąg, a obok niej trochę spał, a trochę czuwał Veles, zafascynowany ruchami wody, przy czym jednocześnie bardzo śpiący.

Alexandriya czule głaskała zmęczonego wilka, któremu najwyraźniej się to podobało, gdy usłyszała gdzieś za sobą:

- Cóż robi moja ukochana?

Tuż po tych słowach poczuła ręce na swoich ramionach i pocałunek złożony na jej karku.

Gellert nie mógł się przed tym powstrzymać. Gdy do niej szedł, z daleka wydawała mu się piękną, wodną nimfą, potrafiącą czynić cuda z wodą, a to tylko sprawiało, że ubóstwiał ją bardziej.

- Ukochana? - Alexandriya uniosła brwi, by zobaczyć go podchodzącego do niej od jej prawej strony i siadającego tuż obok na ziemi. - No tego jeszcze nie słyszałam. Jakaś specjalna okazja? Oświadczyny?

On zaśmiał się, poprawiając swoje usadowienie.

- Gdybym był głupi, Sasza, oświadczyłbym ci się już dawno.

Dziewczyna wpatrywała się w niego przez chwilę wielkimi oczami, zastanawiając się, czy dobrze go zrozumiała.

- Słucham?

- Ja po prostu wiem, że ty jesteś ponad to, ponad jakieś instytucje, które odbierałyby ci pełną wolność - ciągnął Gellert, poprawiając włosy, które wypadały z jej luźno związanego warkocza. - Ty i ja nie potrzebujemy tego, by być razem i mieć pewność, że się nie zdradzimy, że wytrwamy razem...

Alexandriya już otwierała usta, żeby się z nim zgodzić, jednak ostatecznie ugryzła się w język. Po co dawać mu satysfakcję tak szybko?

- Od kiedy ty mnie tak dobrze znasz, co? - Zmrużyła oczy. - Bo nie oszukujmy się, w szkole nie spędziliśmy razem zbyt dużo czasu. A ja na początku miałam cię za... Nazwijmy to po imieniu, zadufanego w sobie.

On ponownie się zaśmiał, po czym spojrzał na swoje odbicie w tafli wody.

- Byłem trochę zajęty sobą, racja... - przyznał głośno. - I też nieco żałuję, że trafiliśmy na siebie tak późno. Ale ty... Byłaś dość skryta.

- A jak myślisz, co robiłam, Gellert? - Odgryzła się. - Chowałam się po kątach i próbowałam rozwijać swoją magię, jeszcze sama nie do końca wiedziałam, kim jestem, ale wiedziałam, żeby się lepiej nie chwalić... Zresztą, tak nie przy tobie to wciąż jestem skryta.

- Dlatego staram ci się dawać mnóstwo czasu, który możesz spędzić sama. Choć nie powiem, że zaczyna mi ciebie brakować.

Alexandriya potrafiła to docenić - zwłaszcza, że rodzina niemalże nigdy nie pozwalała jej na samotne chwile, a Gellert jak nikt potrafił zrozumieć potrzeby dziewczyny.

- Śpimy w jednym łóżku, Gellert - droczyła się, co wywołało krótkotrwałe rozbawienie u obojga.

- I w czasie snu nie rozmawiamy. A to rozmowa jest najcenniejsza, gdy znasz kogoś inteligetnego, prawda? - kłócił się. - A wracając do tematu, nie pamiętasz naszego pierwszego spotkania? Skrytość skrytością, ale mimo wszystko to ty podeszłaś do mnie pierwsza. Za co w zasadzie jestem wdzięczny.

Alexandriya doskonale pamiętała ten dzień, bo wiązał się dla niej z wielkimi nerwami, a przecież takie wspomnienia zapisywały się w świadomości najlepiej. Mimo wszystko była z siebie dumna, że wtedy odważyła się do niego podejść.

- Bo moje współlokatorki uważały, że z tobą nie da się porozmawiać, że jesteś nieosiągalny. A ja chciałam udowodnić, że rozmowa z tobą nie zabije... - Tu spojrzała mu w oczy. - Zdaje się jednak, że w tym ostatnim się myliłam, przyznaję.

Znowu zaśmiali się krótko, wiedząc doskonale, do czego oboje byli zdolni.

- Już wtedy czułem, że miałaś w sobie wielką moc.

- Aj, już przestań, Gellert. - Przewróciła oczami. - W to ci nie uwierzę. Nic nie wiedziałeś.

- Zapominasz chyba, że potrafię przewidywać przyszłość.

- I co? Spojrzałeś na mnie, jak mieliśmy po kilkanaście lat i zobaczyłeś, jak tu siedzimy?

On tylko spojrzał na nią wymownie. Alexandriya jakby mogła wyczytać z jego miny, że rzeczywiście coś zobaczył, ale nie chciał jej powiedzieć.

- Najważniejsze, że widzę cię teraz tu, przed sobą. - Zmienił temat, dotykając jej policzka. - Przepięknie dziś wyglądasz.

Na to Alexandriya dała się już złapać, bo wiedziała, że była w tym jakaś prawda. Im potężniejsza stawała się jej moc, tym piękniejsza się sobie wydawała, a nadchodząca wiosna dodawała przecież sił. Dlatego zamiast się z nim kłócić czy droczyć, odpowiedziała po prostu:

- Dziękuję.

Po tym on nachylił się, by złożyć na jej ustach krótki, ale niezwykle czuły pocałunek, który aż ją zaskoczył. Czasem trudno było uwierzyć w to, że on potrafił taki być.

- Ponowię moje wcześniejsze pytanie... Co tu robisz? Poza tym, że tak, wiem, zachwycasz się naturą.

- Trenuję zaklęcia z tej celtyckiej księgi... - Wskazała na ciężki tom gdzieś za nią. - Ale nie jestem pewna, czy robię dobrze, bo bardzo trudno się z tego wszystkiego rozczytać. Więcej czasu spędzam ze słownikiem niż na próbach, bo nie chcę się zranić... To wszystko to naprawdę silna magia, ty się przekonałeś zresztą o tym na własnej skórze.

- Hmm... - Gellert skupił na chwilę wzrok na księdze, po czym spojrzał z powrotem na dziewczynę. - Znajdę kogoś, kto ci z tym pomoże. Nie chcę, by ci się coś stało, zresztą to zapewne męczące. A na razie odpocznij. - Złapał ją za obie ręce i zachęcił do wstania, co nieświadomie zrobiła. - Chodź, zleciłem śniadanie. A potem mam dla ciebie niespodziankę.

Alexandriya dostawała od niego niespodzianki tak często, że tamte słowa w ogóle jej nie zaskoczyły - co nie zmieniało faktu, że wciąż była ciekawa tego, co to będzie, bo przecież nigdy nie było to nic małego, ani powtarzalnego. 

- Jak zwykle.

- Większą niż zwykle, wydaje mi się - zaznaczył Gellert, jednym ruchem ręki odsyłając jej księgę do środka, podczas gdy drugą wciąż ją trzymał i tak zaczął z nią iść w stronę Nurmengardu.

- Czyli co, kupiłeś mi zamek? - Zaśmiała się, choć w duchu czuła, że wcale nie było to niemożliwe.

On pokręcił głową.

- Tego akurat nigdy bym nie zrobił, Sasza. Twój dom jest tam, gdzie mój.

Jucha • Gellert GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz