Rozdział 17

2.2K 415 97
                                    

Pod wpływem dotyku Alexandriyi, najedzony i ukojony Veles zasnął, a dziewczyna nie zamierzała mu w tym przeszkadzać. Pozwoliła mu spać na jej łóżku, a następnie powoli się wycofała, by dać mu chwilę spokoju. Sama ruszyła do komnaty Gellerta; zastanawiała się, co miał jej do powiedzenia.

Alexandriya raczej nie zapuszczała się do jego pokoju. To był jego azyl, jedyne miejsce, którego nie lubił pokazywać, dlatego zaproszenie w tamto miejsce było dla niej wyjątkowe.

Drzwi do jego komnaty były identyczne, jak te do jej, duże, ciężke i wywołujące pewne uczucie niepokoju. Zapukała, na co usłyszała w odpowiedzi delikatne:

- Otwarte.

Pchnęła drzwi do przodu, a wtem nieco oślepiło ją światło z ogromnego okna, za którym widoczna była druga strona Nurmengardu. Pomieszczenie wyglądało zupełnie jak to, w którym sama mieszkała, jednakże znajdowało się w nim o wiele więcej książek, papierów i tym podobnych. Panował tam swego rodzaju paradoksalnie uporządkowany nieład.

- A gdzie twój nowy towarzysz? - zapytał Gellert, natychmiast wstając od biurka, gdy Alexandriya pojawiła się w pomieszczeniu.

- Śpi - odparła, zamykając za sobą drzwi. - Ale to dobrze, bo tak zdrowieje.

- Planujesz go zatrzymać?

Dziewczyna westchnęła głęboko.

- Chciałabym, ale jego miejsce jest w lesie, w jego watasze... Tylko zanim go tam zwrócę, to zadbam o to, żeby wytępić tych, którzy zastawili tę pułapkę.

W tamtym momencie Gellert miał wrażenie, że ujrzał w jej oczach jakiś błysk. Nie skomentował go, lecz jedynie począł się jej bacznie przyglądać.

- To się nawet ciekawie składa, że o tym mówisz...

- W sensie?

- Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać - wyjaśnił, a następnie podszedł do niej na tyle blisko, na ile mogli jeszcze rozmawiać bez dotykania się. - Sasza, wiesz, że mam coraz więcej wrogów. Coraz więcej osób wie, że mam Czarną Różdżkę...

- Czyli my mamy więcej wrogów.

Szelmowski uśmiech na ułamek sekundy wstąpił na jego twarz, a on sam spuścił wzrok.

- Doceniam, że tak to widzisz. Ale chciałbym jednak jeszcze raz się upewnić, że rozumiesz, że czasem nie mam wyboru.

- Jakiego wyboru?

Gellert przez moment milczał, wpatrując się w jej oczy. Z jego twarzy nie dało się wiele wyczytać, jednak Alexandriya cierpliwie czekała.

- Musiałem... Wyeliminować kilku z nich.

- Zabiłeś kogoś - stwierdziła natychmast, a po samej minie Gellerta wiedziała już, że miała rację.

- Dla wyższego dobra - powiedział po kolejnej chwili milczenia, na co dziewczyna pokręciła głową.

- Nie musisz mi się tłumaczyć - powiedziała prędko, na co Grindelwald uniósł brwi. Widać było, że nie do końca spodziewał się takiej odpowiedzi.

- Są ludzie i szumowiny - kontynuowała z determinacją. - Niektórzy zwyczajnie muszą tak skończyć. Chociażby ci, którzy zranili tego wilka, a zapewne i wiele innych zwierząt. - Gdy wypowiadała ostatnie słowa, Gellert ponownie ujrzał w jej oczach jakiś błysk, jakby na ułamek sekundy stanęły w nich łzy, a następnie zniknęły bezpowrotnie.

Gellert był zadowolony, nie mógł tego ukryć. Wyciągnął swoją dłoń i ujął nią twarz dziewczyny, której policzek się od tego rozgrzał, a ciepło to zaczęło promieniować na całe ciało.

Jucha • Gellert GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz