Rozdział 20

2.1K 412 240
                                    

Kiedy Gellert do niej wrócił, Alexandriya skarciła się w głowie za to, że dała mu się tak łatwo zdezorientować. Złapał ją jednak z zaskoczenia, a teraz była już gotowa mu się odwdzięczyć i, możliwie, też mu trochę namieszać w głowie. Tego przecież przez swoją księgę uczyła ją Wasylisa.

- Wybacz mi tę przerwę - powiedział, lekko się skłaniając. - Już cię nie zostawię, musiałem tylko coś załatwić.

Alexandriya poprawiła swoje oparcie o stół, przy którym po raz kolejny piła szampana.

- Och, myślę, że za jakiś czas będziesz mógł okazać mi swoje zadośćuczynienie - powiedziała niewinnie, po czym prędko zaczęła pić, by ukryć swoje zadowolenie.

- Tak? - Gellert uniósł brew, zaintrygowany. - W takim razie zadbam, żebyś na pewno mi wybaczyła - dodał już z uśmiechem, chowając ręce za plecami.

- Tej sprawy z Franzem też do końca ci nie wybaczyłam... - ciągnęła, przełknąwszy więkezość szmpana. - Także mógłbyś się postarać podwójnie.

- A co preferujesz? - zapytał bez chwili zawahania.

- Co masz na myśli?

Kolejny dziwny, szelmowski uśmiech pojawił się na twarzy Grindelwalda, który wykonał krok w jej stronę, by stać możliwie najbliżej dziewczyny z zachowaniem ostatków przyzwoitości.

- Prowadzić w tańcu... Czy być prowadzona? - szepnął, by tylko ona mogła go usłyszeć.

Alexandriya przełknęła ślinę. Liczyła, że mimo wszystko myślał o tym samym, co ona... Bo na pewno nie był to taniec.

- Och, jestem damą, Gellert. Możesz mnie poprowadzić.

- Liczyłem na taką odpowiedź... - powiedział głośno, po czym dodał już tylko do jej ucha:
- I z przyjemnością to zrobię.

Alexandriya poczuła, jak włosy na jej ciele stają dęba. Powiedział to takim tonem, że nie wiedziała, ile jeszcze wytrzyma na tym balu. Musiała go jakoś dotknąć, bo miała wrażenie, że imaczej oszaleje. Duma jednak nie pozwalała jej na to, by zrobiła to jako pierwsza, by pokazała mu, że dała się złamać; musiała coś wymyślić, by on ruszył się jako pierwszy... I na szczęście miała pomysł.

Jeden ruch dłoni za plecami wystarczył, by gorset przytrzymujący górę jej sukni z pomocą magii znacznie się poluzował. Alexandriya gwałtownie złapała się za przód sukni, udając zaskoczoną.

- Ojej...

- Co się stało? - zapytał Gellert, wykazując wyraźne zmartwienie.

- Chyba... Moja suknia nieco się rozpięła - odpowiedziała Alexandriya tak, jakby się tego wstydziła. - Mógłbyś...?

To była jedyna wada jej planu. Gellert mógł przecież powiedzieć, że mogła załatwić swoją własną magią, albo wszystko naprawić jednym machnięciem Czarnej Różdżki...

Ale tak się nie stało. On zdawał się rozumieć jej intencje lub przynajmniej mieć takie same, bo bez namysłu odpowiedział:

- Oczywiście.

Dziewczyna odwróciła się do niego tyłem, jednocześnie stając przodem do całej sali balowej tak, by jedynie on mógł widzieć jej plecy. Zobaczył je po raz pierwszy i choć były to tylko plecy, w tamtej chwili napięcie czyniło z nich plecy.

Mógł to zrobić różdżką, a jednak tego nie zrobił. Własnymi rękami ponownie zaczął związywać gorset, a ona czuła, że dotykał przy tym jej ciała o wiele więcej, niż było to konieczne. Rozpalało to ich oboje, lecz żadne nie zamierzało się do tego przyznać.

- Nie łatwiej magią? - zapytała Alexandriya prowokująco, zanim mogłaby się powstrzymać.

Choć tego nie widziała, była pewna, że uśmiechnął się, zanim odpowiedział:

- Niektóre rzeczy, Sasza... Wymagają pracy twoich własnych rąk.

Dziewczyna po raz kolejny musiała przełknąć ślinę.

- Zgadzam się, ale ci wszyscy ludzie tu są...

- To mój dom - przerwał jej. - Chyba akurat tutaj mogę robić to, co chcę. Zatem jeżeli pani tego domu potrzebuje pomocy, to żaden gość mnie nie powstrzyma.

Alexandriya przygryzła wargę. Jak można było w ogóle dyskutować z kimś, kto był takim krasomówcą jak Gellert Grindelwald? Wiedziała, że cokolwiek nie powie, on odpowie coś, co zwali ją z nóg.

- Dziękuję - powiedziała dziewczyna, kiedy już skończył. - Mężczyzna, który wie, jak to zrobić to prawdziwa rzadkość... No i skarb.

Alexandriya odwróciła się przodem do niego, a gdy ich oczy się spotkały, atmosfera zagęściła się jeszcze bardziej.

- Ode mnie wychodzi tylko to, co najlepsze.

Im dłużej trwał, tym Alexandriya bardziej miała pewność, że ten bal był planem Gellerta nie na zebranie nowych popleczników, a tylko namącenie jej w głowie. On już nawet nie rozmawiał z tymi gośćmi...

- Nie powinniśmy porozmawiać z gośćmi?

- Może tak, może nie... - Grindelwald wzruszył ramionami. - Każdy ma tu maskę i może robić, co chce.

- Tak? To po co my ich zapraszaliśmy? Co będziemy robić po balu?

- Jak to co? Pójdziemy spać, późno już będzie.

- A to okropna hipokryzja z twojej strony, Gellert. - Alexandriya wyciągnęła rękę w jego stronę, tym razem pozwalając sobie nieznacznie poprawić mu maskę, choć ta tego nie potrzebowała. - Widziałam dziesiątki razy, jak nocą wymykasz się stąd Merlin wie gdzie, a poza tym sam mi dziś powiedziałeś, że ostatnia noc nie zeszła ci na spaniu, tylko na czymś innym.

- Kto wie... Może dziś znów będę to robił.

Głębokie westchnięcie opuściło usta Alexandriyi, która enty raz tamtego wieczoru próbowała się uspokoić. Gellert powoli, ale skutecznie doprowadzał ją do szaleństwa. Chciała mu odpowiedzieć, że może zacząć działać poza myślami, ale w tamtej chwili nie znalazła na to odwagi; zbyt wiele osób mogło ich usłyszeć, bo muzyka znowu na moment ucichła.

- Ale cóż, masz trochę racji. Wypada porozmawiać z kilkorgiem gości... - dodał po namyśle. - Chcesz mi towarzyszyć, czy wolisz rozmawiać z nimi sama?

- Ja się sama już z nimi wystarczająco nagadałam. To twoja domena.

Gellert zaśmiał się krótko, a następnie oferował jej swoje ramię.

- W takim razie chodź ze mną.

W istocie, zrobili po tym kilka rundek po całym pomieszczeniu, rozmawiając z różnymi osobami, jednak każda z tychże rozmów wydawała się Alexandriyi niezwykle nudna - zwłaszcza po tym, jak Gellert namieszał jej w głowie. Wrócili po wszystkim do bufetu, oboje już dość głodni.

- Podoba ci się któraś z tych dam? - zapytała nagle Alexandriya, wybierając dla siebie coś ze stołu.

Grindelwald uniósł brwi.

- Słucham?

- To takie dziwne pytanie? Jest tu wiele pięknych kobiet dzisiaj. - Dziewczyna wskazała na ogrom sali.

- Przecież ty dobrze wiesz, kto mi się podoba, Sasza.

- Właśnie nie wiem - drążyła specjalnie, a ich oczy znowu się spotkały. Przewiercali wzrokiem siebie nawzajem, powstrzymując się od tego, by też się nim nie rozebrać.

Oboje wiedzieli doskonale, o czym rozmawiali od samego początku, ale żadne z nich nie śmiało niczego nazwać po imieniu... I cholernie im się to podobało, dlatego żadne z nich nie próbowało powstrzymać tego drugiego. Gellert nachylił się w jej stronę, by powiedzieć cicho:

- Ach... Naprawdę chyba byłoby nam lepiej bez tych gości.

Jucha • Gellert GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz