Rozdział 38

1.9K 343 85
                                    

Nastepnego ranka Alexandriyę obudził ciepły, czuły pocałunek złożony na jej karku, który natychmiast wywołał uśmiech na jej twarzy.

- Dzień dobry.

Przyjemny dreszcz przyszedł wraz z ciepłym, delikatnym szeptem, który odbił się od jej skóry. Dziewczyna zaczęła się przeciągać, przypominając sobie minioną noc, przy czym sprawdzała swoje ciało. Wciąż była zupełnie naga z wyjątkiem długich skarpet, a mimo to było jej niezwykle ciepło, zwłaszcza pod ciężką pierzyną. Jej policzek przytulony był do jednej z dziesiątek wygodnych poduszek, musiała go jednak podnieść, by przewrócić się na drugą stronę.

- Dzień dobry - przywitała się, mrużąc oczy na widok Gellerta i światła wpadającego zza niego do pomieszczenia przez wielkie okno. - O, jaka marna dziś pogoda...

- W istocie - powiedział Gellert, patrząc, jak Alexandriya trze oczy, próbując się dobudzić. - Może powinniśmy to wykorzystać, by zostać dziś w łóżku?

- A co z naszym świstoklikiem do Rosji?

Dziewczyna wreszcie była w stanie go dobrze zobaczyć i uśmiechnęła się pod nosem. On też był nagi, a wyglądał jeszcze lepiej niż wczoraj, zdawało się, a ona ani przez chwilę nie żałowała tego, co się wydarzyło.

- Przełożyłem go na jutro, bo... Przewidziałem, że dziś możemy mieć inne zajęcia - powiedział, na co Alexandriya otworzyła usta w oburzeniu.

- Ty przeklęty... - zaczęła, co przerwał jej pocałunkiem prosto w usta, bardziej namiętnym niż było to konieczne.

- Możesz wykorzystać dzisiejszy dzień, by rozejrzeć się tutaj i pomyśleć, czy chciałabyś coś zmienić - mówił przekonująco na tle śniegu sypiącego za oknami wyjątkowo gęsto. - W końcu teraz to też twoja sypialnia.

- Na razie jestem głodna, bo ktoś nie zabrał mnie wczoraj na kolację tak, jak obiecał.

Wymienili spojrzenia. Nie potrzebowali słów, nie musieli rozmawiać o tym, co się stało wczoraj zamiast kolacji, bo oboje widzieli po tej drugiej osobie, że to po prostu nie był ostatni raz.

- Pozwól mi więc naprawić mój błąd. - Gellert sięgnął po różdżkę, którą jeszcze kilka godzin wcześniej dał poznać Alexandriyi aż za dobrze. Machnął nią, a kilka chwil później ktoś zapukał do drzwi.

Przerażona Alexandriya poprawiła kołdrę, by ta na pewno nie odsłoniła jej piersi. Nie wstydziła się swojego ciała, lecz jakoś nie chciała go pokazywać komuś innemu niż Gellertowi.

Po zgodzie Grindelwalda do komnaty wszedł jeden ze służących, którego wyraźnie zaskoczył widok Alexandriyi. Ona sama starała się na niego nie patrzeć i wyglądać tak, jakby była panią sytuacji... I nie była naga. Gellert zamówił dla nich śniadanie do łóżka jak gdyby nigdy nic. Służący wyszedł, kłaniając się nieco, a Alexandriya pokręciła głową.

- Nie przejmujesz się tym, że służba zacznie teraz o nas plotkować? Czy też raczej o tym, co tu robimy?

- To mój dom i to ja mogę tu robić, co chcę. - Gellert wzruszył ramionami, a następnie ułożył ręce pod głową i tak opadł z powrotem na poduszkę. - A oni mają się tylko mnie słuchać. Poza tym, niech się przyzwyczajają. Jeśli chcę coś zrobić z tobą choćby na stole jadalni, a oni mają podawać kolację, to mają podać kolację i nawet nie mrugnąć okiem.

Dreszcz przeszedł Alexandriyę, gdy usłyszala te słowa, nawet silniejszy niż w nocy.

- To jakaś zapowiedź? - zapytała, unosząc brew, na co on zareagował uśmiechem.

- Być może.

Tak też spędzili niemalże cały dzień razem, w tamtym łóżku, jedząc, snując plany i mniej lub bardziej subtelnie sugerując, co ze sobą zrobią w przyszłości. Następnego dnia nadszedł zaś czas na spotkanie z rodzicami Alexandriyi, którego Gellert tak bardzo wyczekiwał.

Znaleźli się w Sankt Petersburgu w przeciągu kilku sekund, oboje ubrani w swoje najlepsze, najdroższe stroje. Alexandriya ponownie odziała się w ten piękny, granatowy płaszcz, Gellert nosił się za to na czarno.

- Nie wiem, czy chcę tam iść - wymamrotała, z obrzydzeniem patrząc na kamienicę, która jeszcze parę lat temu była jej domem.

- Niczym się nie martw. - Gellert objął ją od boku. - W razie czego to ja będę mówił.

- Ja to mam szczęście... - Spojrzała na niego z boku. - Że moi rodzice mówią po angielsku i że mam przy sobie krasomówcę. Ale wciąż jakoś nie mam ochoty na te nieuniknione pogawędki.

- Sasza, to może być ostatni raz - przekonywał. - Dadzą ci spokój, czuję to.

Dziewczyna wypuściła z siebie głębokie westchnięcie, po czym przerzuciła swoje białe włosy na tył, tamtego dnia związane na całej długości w bardzo szerokiego kłosa.

- Obyś, jak zawsze, miał rację - powiedziała, a następnie ruszyła z nim do drzwi. - Zapomniałam ci jednak wspomnieć... Jeśli będzie tam mój brat, nie zwracaj na niego zbytniej uwagi. Rodzice myśleli, że w dzieciństwie się droczyliśmy i potem nam przejdzie, ale nigdy nam nie przeszło. On i ja jesteśmy jak z kompletnie innych światów... No, nie będę cię okłamywać, nie jesteśmy kochającym się rodzeństwem.

- Z twoim bratem też sobie poradzę, chyba się tym nie martwisz.

- W takim razie zapraszam do krainy bufonów.

Wkrótce znaleźli się przed drzwiami mieszkania, a Alexandriya zapukała w nie pewnie, choć nie bez kolejnego westchnięcia. Ponownie otworzyła jej służąca, która wyglądała na zaskoczoną, zwłaszcza nieznajomym mężczyzną.

- Dzień dobry, Lizawieto - powiedziała Alexandriya po rosyjsku niczym wyuczoną formułkę.

- Dzień dobry... - powiedziała, kłaniając się też delikatnie w stronę Gellerta, jakby chcąc uwzględnić go w powitaniu. - Pani Kedrova! To Alexandriya!

Wkrótce Alexandriya i Gellert stali w przedpokoju naprzeciw państwa Kedrov, gdzie dziewczyna musiała zrobić to, czego absolutnie nie znosiła.

- Mamo, tato, to jest właśnie Arnold Igjen... Mój narzeczony - powiedziała, z trudem powstrzymując śmiech na widok dumnej miny, którą Gellert wtedy przybrał. - Arnold, moi rodzice, Irina i Sergey Kedrov.

- To zaszczyt wreszcie państwa poznać - powiedział Gellert, witając się z obojgiem. Alexandriya widziała kątem oka, że, oceniając po minie, jej matce już spodobał się ten fałszywy narzeczony.

- Chodźcie do jadalni. Zaraz będzie obiad - powiedziała pani Kedrova.

Podczas gdy pan Kedrov począł prowadzić Gellerta do jadalni, matka Alexandriyi zatrzymała ją tuż przed progiem i przestawiła się na rosyjski.

- Możesz być z siebie dumna, Sasza. Z daleka widać, że to dobra partia.

Alexandriyę zdenerwowały te słowa. Oczywiście, dobry mężczyzna to powód do dumy... A jej moce to powód do chowania się. Przypomniała sobie jednak wszystko, co mówił Gellert i to, że musiała zrobić dobrą minę do złej gry... I tak też się stało.

- Tak, mamo. Jestem dumna - powiedziała, a następnie pokazała jej pierścionek, by zapewnić sobie akceptację.

- Idealny - skwitowała Irina, przyjrzawszy się mu.

Chwilę później wszyscy zasiedli przy stole, a atmosfera była, przynajmniej dla Alexandriyi, wyjątkowo niezręczna.

- A więc, Arnoldzie... Czym się zajmujesz? - zapytał pan Kedrov, nawet jeszcze zanim podano zupę.

- Sergey, od tego zaczynasz? - zapytała oburzona Irina, siedząca naprzeciwko swojej córki. - Pytanie brzmi raczej, gdzie się poznaliście?

- Z radością odpowiem na oba pytania - odparł Gellert natychmiast. - Chcę, żebyście państwo wiedzieli, że Alexandriya jest w dobrych rękach.

Dziewczyna z trudem powstrzymała się od pokręcenia głową. On był w swoim żywiole, czuła to po każdym słowie... Poza tym, nie przywykła do tego, że mówił o niej pełnym imieniem, co sprawiało, że tamta sytuacja wydawała się jej jeszcze bardziej sztuczna niż była.

Rodzice Alexandriyi wydawali się jednak zachwyceni, jakby zaczarował ich samymi słowami, w czym miał zresztą wiele doświadczenia. Pan Kedrov pokiwał głową z aprobatą.

- Jaka radość, trafić w tych czasach na mężczyznę, który umie się wypowiadać.

Jucha • Gellert GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz