Rozdział 53

375 64 9
                                    

Kiedy Alexandriya obserwowała przez okno Nowych Salemian, zastanawiając się jednocześnie, jak ich zniszczyć, przypominały się jej inne momenty walki z podobnymi organizacjami. Czuła, że większość jej przodkiń pękałaby z dumy, wiedząc, że zostają pomszczone, że każdy chcący zniszczyć czary zostaje unicestwiony, a ona sama czyniła wiele, by czarodzieje mogli żyć bez ukrywania się.

- Gilbert przysłał nam list - oznajmiła Alexandriya, kiedy Gellert wrócił do ich tymczasowego mieszkania wciąż jeszcze w ciele Percivala Gravesa.

- Wszystko w porządku? - zapytał szczerze zainteresowany, odsyłając swój płaszcz na wieszak.

- Tak - odparła, mieszając coś w wielkim kotle, który stał nad lewitującym płomieniem na środku salonu. - Twierdzi, że i tak zna już wszystkie zaklęcia, których teraz się uczy.

- Nasza krew. - Gellert uśmiechnął się dumnie. - Pomyśl sobie, jaka siła w nim płynie, jaki talent. Nasz - ciągnął, po czym zbliżył się do kotła i pociągnął nosem. - Eliksir Uspokajający? Nie mów, że jest ci potrzebny. Jeśli pragniesz urlopu...

- Mnie? Skądże. - Pokręciła głową, śmiejąc się pod nosem. - Ale naszemu nowemu przyjacielowi może się przydać.

- Planujesz coś, hm? - Gellert, którego twarz powoli zmieniała się w jego własną, złapał za kosmyk niemalże białych włosów kobiety i zaczął obracać go między palcami. - Czyli mogę się niedługo spodziewać jakichś wieści od naszych ulubionych Salemian?

- Wiesz, gdzie prowadzi ciekawość, co? - rzuciła kobieta, nie chcąc jeszcze zdradzać mu swojego planu, w razie gdyby nie poszedł po jej myśli.

- Na sam szczyt, Sasza - odparł Gellert radośnie, w pełni odzyskawszy swoją postać.

Wiedźma przewróciła oczami, lecz uśmiech nie schodził jej z twarzy. Jak cudownie było żyć, gdy wszystko układało się po jej myśli, a ona znajdowała się naprawdę blisko szczytu.

Alexandriya zaczęła dość regularnie spacerować nieopodal siedziby Nowych Salemian, pozornie chodząc tamtędy z i do pracy. Zawsze starała się upewnić, że Credence ją widział, a kilka razy nawet posłała mu mały uśmiech. Nie narzucała się jednak, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń ani chłopaka, ani tym bardziej jego opiekunki. Kobieta była tak zażartą przeciwniczką magii, że Alexandriya obiecała sobie, że o ile Gellert nie wymyśli czegoś innego, to osobiście przyczyni się do jej śmierci.

Ciągle szukała dobrej okazji na realizację swojego planu, jaką było ponowne wywołanie magią małego wypadku, jednak na tyle dużego, żeby zaprosić Credence'a do mieszkania.

Okazja natrafiła się pewnego wyjątkowo mroźnego dnia, kiedy Alexandriya wypatrzyła go w sklepie. Najwyraźniej przyszedł tam z listą zakupów, a kobieta nie zamierzała marnować ani chwili. Gdy wychodził, niewerbalnym zaklęciem sprawiła, że wpadł na drzwi, a przy tym nieco się poturbował. Zdarł rękę, uszkodził nogę - a Alexandriya chwilę odczekała, zanim mu pomogła.

Pospiesznie pozbierała jego zakupy, a następnie, próbując go pocieszyć, stwierdziła, że to dziwny zbieg okoliczności, że znowu spotykają się w takiej sytuacji. Po tym od razu dodała, że mieszka niedaleko i zaproponowała, że opatrzy mu ranę. Credence próbował się wymigać, mówił, że nie trzeba, lecz Alexandriya widziała po jego oczach, że się przełamywał. Nie mógł nawet od niej uciec ze względu na uszkodzoną nogę, więc kobieta w pełni przejęła inicjatywę - w jedną rękę wzięła jego zakupy, a drugą objęła chłopaka, by pomóc mu iść.

W pewnym momencie Credence przestał protestować, czując narastający ból. Z jakiegoś dziwnego powodu ufał tej niby obcej, a jednak już nieco mu znajomej kobiecie, która jako pierwsza w jego życiu okazywała mu jak dotąd samą życzliwość.

- Już, już, zaraz wszystko będzie w porządku - zapewniała Alexandriya, stale posyłając chłopakowi uśmiechy.

Dotarła z nim do mieszkania i posadziła w wygodnym fotelu, kładąc zakupy tuż obok.

- Zaraz to zatamujemy, niczym się nie martw. - Odeszła na moment, niby po bandaż, lecz tak naprawdę po to, by pozwolić chłopakowi oswoić się z otoczeniem. Widziała, z jaką fascynacją przyglądał się bogato urządzonemu mieszkaniu, czyli otoczeniu, jakiego zapewne nigdy wcześniej nie widział.

- Pozwolisz mi przemyć twoją rękę? - zapytała łagodnie, wyrywając go z zamyślenia. Podejrzewała, że nikt nigdy nie pytał go o żadną zgodę, więc w ten sposób starała się zdobyć jego zaufanie.

Chłopak się zawahał, lecz ostatecznie pokiwał głową, a Alexandriya w matczynym, delikatnym geście zaczęła ocierać krwawiącą ranę.

- Wiem, szczypie - powiedziała łagodnie, zauważywszy grymas na jego twarzy. - Ale nie martw się, zaraz będzie lepiej.

Po oczyszczeniu rany wyprostowała się i posłała mu kolejny uśmiech.

- Kiedy wyschnie, zabandażujemy to. Boli cię coś jeszcze?

- N-noga - odparł cicho, a Alexandriya przykucnęła przy fotelu, udając, że zauważyła uszkodzoną nogę po raz pierwszy.

Kiedy zabrała się za oczyszczanie rany na kolanie, spojrzała na niego ukradkiem.

- Mogłabym poznać twoje imię? - zapytała po chwili, czując, że takie pytanie już go nie wystraszy.

- Credence - odpowiedział, wywołując u niej kolejny uśmiech.

- A ja nazywam się Margaret Graves. To już się znamy. - Zachichotała, myśląc, że musiała zabrzmieć niezwykle nienaturalnie. - No, to skoro ja zadałam ci pytanie, to teraz ty możesz mi jakieś zadać.

- Pracuje pani w pobliżu?

Nie zdziwiło jej to pytanie. Pewnie się zastanawiał, czemu tak często ją widywał.

- Och, nie pracuję, ale często chodzę na zakupy, a czasem odwiedzam mojego męża w pracy - wyjaśniła, nie mrugnąwszy nawet okiem przy tym kłamstwie.

Credence spojrzał niepewnie w stronę drzwi, prędko jednak zwrócił wzrok z powrotem na Alexandriyę.

- Mam też syna trochę młodszego od ciebie - ciągnęła, wciąż delikatnie oczyszczając ranę na kolanie. - Niestety jest teraz w szkole z internatem. Bardzo za nim tęsknię - dodała, by poruszyć tę część chłopaka, która łaknęła matczynej miłości. Zresztą akurat to, co mówiła o synu, było stuprocentową prawdą.

- Zrobić ci herbaty? - zapytała, wykonując kilka kroków w stronę kuchni. - Dziś tak mroźno, na pewno jesteś zmarznięty.

- Muszę zaraz wracać, moja... - Przełknął ślinę. - Moja mama będzie się martwić.

Widziała, z jaką trudnością przyszło mu powiedzieć "mama", lecz tego nie skomentowała.

- Nie przejmuj się. Jeśli będzie trzeba, to cię zaprowadzę.

- Nie, nie! Znaczy... Sam sobie poradzę - powiedział pospiesznie.

Alexandriya skinęła głową, po czym podeszła do czajnika.

- Ale bez herbaty cię nie wypuszczę. Nie na ten ziąb.

Credence już nie protestował, co uznała za sukces. Zaczęła sprawnymi ruchami przygotowywać napój, do którego zamierzała dolać Eliksiru Uspokajającego, by zapewnić sobie, że chłopak zostanie na dłużej. Musiała to zrobić, bo główna część jej planu wciąż była przed nią.

Nie lubiła celebrować przedwcześnie, lecz miała naprawdę dobre przeczucia. Miała wrażenie, że jeszcze tego samego dnia będzie miała do przekazania Gellertowi jeszcze lepsze wieści niż ostatnim razem...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 30 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Jucha • Gellert GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz