Ku zdziwieniu Alexandriyi, Gellert nie przeszkadzał jej przez cały dzień, a zobaczyła się z nim dopiero wieczorem, gdy zdecydowała się mimo wszystko zjeść kolację w jadalni. Nawet tam wzięła jednak swoją księgę, by móc przeglądać ją przy jedzeniu. Nie pchała się w rozmowę z nim tak po prostu, dla zasady, jednak on i tak ją zaczął.
- Okazało się dzisiaj, że muszę znowu pojechać do Anglii... Chciałabyś pojechać ze mną? - zapytał nagle, na co Alexandriya spojrzała na niego nieznacznie. Stwierdziła od razu w głowie, że nie będzie siedziała w Nurmengardzie i czekała na niego, podczas gdy też mogła zobaczyć kawałek świata.
- Tak - odparła, spoglądając z powrotem na księgę. - Chętnie znowu pozwiedzam.
- Planuję wyjechać z samego rana - dodał, na co ona kiwnęła głową ze wzrokiem wciąż wlepionym w stronice.
- Świetnie. Będę gotowa.
Grindelwald natychmiast wyczuł, że coś było nie tak.
- Podziwiam twój zapał, ale napracowałaś się już dzisiaj - powiedział, wskazując na jej książkę.
- Oj, o mnie się nie martw - syknęła w odpowiedzi, wciąż czytając.
Gellert wycofał się w swoim siedzeniu, by lepiej ją widzieć i móc zmierzyć ją całą wzrokiem.
- Wściekła jesteś, Sasza. Rozumiem, że na mnie.
- Jaki ty błyskotliwy potrafisz być - odgryzła się zanim mogłaby się powstrzymać. Nie chciała się zachowywać w ten sposób, ale na Merlina, nikt tak na nią nie działał jak on.
- Chodzi o wczorajszy wieczór? - Uniósł brwi. - Przeprosiłem cię już za moje wtargnięcie...
- Mówiłam ci, że to akurat żaden problem.
- W takim razie o co chodzi?
Alexandriya westchnęła teatralnie, a następnie zamknęła swoją księgę i wstała.
- Czy ty mnie widzisz jako kobietę, Gellert? - zapytała wprost, biorąc księgę pod pachę. - Czy tylko jako wiedźmę?
Reakcja od niego nie przyszła od razu, bo zdawał sobie sprawę, że na tamto pytanie nie istniala prawidłowa odpowiedź. Wiedział, że Alexandriya była na tyle inteligentna, by przekabacić wszystko na swoją stronę, dlatego musiał się zastanowić - ona jednak nie chciała czekać, nie, kiedy przypomniała sobie jeszcze o jego liście... Czy bał się naprawdę zrobić to, co tak skrupulatnie opisał?
- No właśnie. Nawet nie umiesz na to odpowiedzieć - burknęła, a potem po prostu wyszła, nie ruszywszy nawet swojej kolacji. Gdzieś w środku nie chciała ryzykować, że powie mu coś jeszcze głupszego niż zazwyczaj.
Od tamtej pory napięcie pomiędzy nimi zaczęło rosnąć jeszcze bardziej, a dosięgnęło zenitu, kiedy rankiem znaleźli się razem w jednym powozie. Nie było gdzie uciec: byli tylko on i ona na małej, ciasnej powierzchni, bez możliwości wyjścia i teatralnego trzaśnięcia drzwiami. Coś musiało w końcu wybuchnąć, coś musiało się stać...
- Spojrzysz na mnie dzisiaj? - zapytał Grindelwald, mając powoli dosyć całej sytuacji. Alexandriya siedziała naprzeciw niego na czarnym siedzeniu, z włosami splecionymi w długi warkocz, w tym pięknym płaszczu, który jej podarował i nie obdarzyła go nawet zerknięciem od początku podróży. Ta zabawa wyraźnie przestawała mu się podobać.
- A co, jeśli nie?
- Ja nie rozumiem, o co ci chodzi, Sasza. Byłoby łatwiej, gdybyś mi powiedziała.
- Nie mam na to ochoty - burknęła, wciąż na niego nie patrząc, co przelało czarę goryczy.
Jedno machnięcie ręki zamknęło jej księgę, a tom po chwili wylądował w dłoni Grindelwalda.
- Co ty robisz?! - zapytała Alexandriya, patrząc na niego z całkowitym oburzeniem.
- Od kiedy zachciało ci się zgrywać nieznośnicę? - odgryzł się.
Dziewczyna prychnęła i skrzyżowała ręce na piersi.
- Czyli jak za tobą nie latam na każdym kroku, to nagle jestem nieznośnicą, tak? A jak jestem przykładnie na każde wezwanie wielkiego pana Grindelwalda, to jestem adorowana, tak?
On uśmiechnął się szelmowsko, po czym zaczął mówić spokojnie, co tylko zdenerwowało ją bardziej:
- Ja zawsze cię adoruję. A to ty nie chcesz tego czasem ujrzeć.
- Przecież widzę, że mnie nie chcesz! - wykrzyczała, wstając, gdy zwyczajnie już nie wytrzymała, gotowa zestrzelić mu tamten uśmieszek z twarzy. - To po co mam się starać? Umiem sobie odpuścić, kiedy widzę, że coś nie ma sensu. Lubisz mówić piękne słowa, z którymi nic nie robisz.
- Ja cię nie chcę? - zapytał Gellert takim tonem, jakby głęboko go uraziła. Również wstał i podszedł do niej, podburzając ją jeszcze bardziej.
- Jak ty mnie potrafisz do szału doprowadzić, ty...
Nie dokończyła - nie było jej dane. Grindelwald wręcz brutalnie jedną ręką złapał jej nadgarstek, a drugą wsadził pod jej szyję, by przyciągnąć do siebie, a następnie złączyć ich usta.
Jakże spragniony, jakże przepełniony pożądaniem był ten pocałunek. Pod zaskoczoną Alexandriyą ugięły się nogi; to, co wtedy od niego czuła, co wychwytywały jej wiedźmie instynkty... Zaprzeczało wszystkiemu temu, co tak bardzo ją zdenerwowało.
Z powozu nie było gdzie uciec, a ona nie chciała zresztą uciekać... Oddała się więc chwili, odwzajemniając pocałunek z entuzjazmem. Nagłe szarpnięcie latającym powozem sprawiło, że oboje wpadli na jej wcześniejsze siedzenie, a Grindelwaldowi bardzo się spodobało, że znalazł się w ten sposób bezpośrednio nad nią.
- Czas wyprowadzić cię z błędu - oznajmił, wspierając obie swoje ręce na miękkim oparciu, w które siła upadku je wcisnęła.
Ledwo zdążyła wziąć wdech, zanim znowu poczuła na ustach możliwie jeszcze bardziej wypełnione żądzą pocałunki. Jej ruchy w potężnym płaszczu były ograniczone, a całe ciało cieplejsze niż kiedykolwiek, uginające się pod napieraniem Gellerta, który emanował mocą. Złapała się jego szyi, a po chwili jej plecy wreszcie uderzyły o siedzenie, a on podciągnął się na nie, po czym ułożył nogi po obu jej stronach.
Te pocałunki nigdy nie były niewinne, a jednak stały się jeszcze bardziej skandaliczne, gdy oboje otworzyli usta, a ona włożyła rękę w te jego przeklęte, przydługawe włosy, by przyciągnąć go jeszcze bliżej do siebie. Oboje czerpali z tego przyjemność, bez względu na to, czy chcieliby się przyznać, dlatego żadne z nich nie chciało tego przerywać. Złote minuty mijały im gdzieś w chmurach, na europejskim niebie, bez żadnego świadka...
- Masz jeszcze wątpliwości, czy cię chcę? - zapytał, wbijając w nią płomienne spojrzenie, gdy oderwał się od niej po powietrze. Uniósł jedną rękę, by przejechać kciukiem po jej wilgotnych ustach, dumny, że je takimi uczynił.
- To czemu robisz to dopiero teraz? - odgryzła się, oddychając ciężko pod jego ciałem. Czuła się jak upojona najmocniejszym winem, jakie znał człowiek, i tego stanu nie chciała prędko porzucać. Jego oczy o dwóch różnych tęczówkach wciąż wpatrywały się w nią intensywnie, posyłając dreszcze przez całe jej ciało.
Uśmiech na tej przystojnej, złowieszczej twarzy potrafił zdziałać cuda, a nie inaczej działo się tamtego dnia.
- Umiem się opanowywać, Sasza - powiedział tak, jakby był władcą świata. - Ale cóż... Teraz to już sama się prosiłaś.
- Och, jak miło z twojej strony, że spełniasz moje prośby. - Przewróciła oczami, a następnie przyciągnęła go do następnego pocałunku. - A jak dalej będziesz taki miły, to ci nawet pokażę, co wczoraj odkryłam...
CZYTASZ
Jucha • Gellert Grindelwald
Fanfiction❄ Alexandriya chciała wyrwać się ze znienawidzonego miasta, a Gellert mógł jej w tym pomóc. On za to chciał posiąść wiedzę, którą tylko ona miała. Zawarli bardzo prosty układ, który wkrótce pozostawił za sobą trwałe ślady... Z juchy.