Rozdział 3

4.6K 700 127
                                    

Instytut Magii Durmstrang, 1898

Kilka dni po tym, jak Alexandriya i Gellert wymienili swoje sekrety, dziewczyna szła po śniegu w kierunku zamku wraz ze swoją przyjaciółką Anastazją. Ta druga nie znosiła zimna i rzadko kiedy w ogóle wystawiała nos poza zamek, jeśli nie musiała tego robić. Tamten wieczór, wyglądający w zimowych warunkach już jak późna noc, był szczególnie zimny, przez co Anastazja próbowała zaciągnąć przyjaciółkę jak najszybciej do zamku.

- Już myślę tylko o tej kolacji - powtarzała ciemnowłosa dziewczyna, próbując ogrzać się własnymi rękami. - Dzisiaj za dużo nachodziłyśmy się po tym śniegu. Tobie nie jest zimno?

- Wiesz dobrze, że nie - odparła Alexandriya, która szła przez śnieg bez czapki czy rękawiczek. - Urodziłam się na Syberii. Lubię zimno i... - Dziewczyna urwała nagle, bo ujrzała jakieś czerwone światło po swojej prawej. Zatrzymała się nagle, a wtedy ujrzała je ponownie: pochodziło z lasu, gdzieś z jego głębi...

- Idziesz? - zapytała Anastazja, która dopiero po kilku krokach zorientowała się, że przyjaciółka za nią nie idzie.

- Widziałaś to światło? - odparła Alexandriya pytaniem na pytanie, nie odrywając wzroku od lasu. Krwistoczerwone światło pokazało się jeszcze raz, przebijając się pomiędzy pniami i gałęziami.

- Może zorza?

- Nie, z lasu...

- To ktoś pewnie sobie trenuje czarną magię. - Anastazja machnęła niedbale ręką. - Chodźmy już.

Alexandriya zignorowała jednak te słowa. Zaczęła iść pewnie w kierunku lasu z ciekawości i z tego, że miała pewne podejrzenia, kto odpowiadał za tamto światło.

- Hej, Alexandriya! Gdzie ty leziesz? Zaraz kolacja! - krzyknęła zdumiona Anastazja, nie rozumiejąc, po co ktoś w ogóle chciałby się pchać w las, w tak mroźny wieczór, po ciemku.

- Nie czekaj na mnie! - zawołała tylko blondynka i zniknęła za drzewami. Kiedy była pewna, że nikt nie mógł jej już zobaczyć, przybrała swoją kruczą postać. Wzbiła się w powietrze i z wysoka zaczęła wypatrywać źródła tajemniczego światła, które pojawiało się i znikało co jakiś czas. Wreszcie odnalazła jego źródło, czyjąś różdżkę, a gdy tylko obniżyła lot, rozpoznała właściciela zgodnie ze swoimi przewidywaniami.

Zadowolona, zleciała jeszcze niżej, ostatecznie lądując na ramieniu tajemniczej postaci. Gdy ten ktoś zobaczył kruka, uśmiechnął się dumnie.

- Witaj, Sasza - powiedział Gellert, bo to on, jak od początku uważała dziewczyna, był sprawcą tamtych błysków. Dziewczyna ucieszyła się, że gdy była krukiem, nie mógł widzieć jej miny po tych słowach.

- Miałem przeczucie, że mnie tu znajdziesz - dodał, unosząc zgiętą rękę i dając jej przejść na przedramię. - Tylko dlaczego dalej się chowasz? - Gellert uniósł rękę gwałtownie, dając ptakowi się wybić do lotu. Kruk przeleciał więc trochę, jeszcze w powietrzu zamieniając się z powrotem w człowieka, przez co Alexandriya skoczyła trochę na śnieg, ujawniając się mu w całej krasie.

- Dobry wieczór, Gellert - powiedziała, poprawiając futrzaną pelerynę i uśmiechając się równie przebiegle. - Ja czułam za to, że jeśli ktoś coś tu knuje o tej porze, to na pewno ty.

Chłopak powstrzymał śmiech, odwracając od niej wzrok i kierując go na drzewo po swojej lewej.

- Co tu robisz? - zapytała, zakładając ręce, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.

- Wiesz, trudno to ubrać w słowa... - odparł Gellert, wpatrzony już w jedno z drzew. Uniósł swoją różdżkę i wykonał kilka ruchów w jego kierunku, a wszystko znowu zalało się krwistoczerwonym światłem. Alexandriya przysłoniła oczy, chroniąc się przed oślepieniem, a kiedy po wszystkim znowu przyzwyczaiła wzrok do ciemności, ujrzała znak wyryty na pniu.

Jucha • Gellert GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz