Rozdział 16

2.1K 406 73
                                    

Wbrew oczekiwaniom Alexandriyi, tamta kolacja nie wniosła wiele. Pojednała się z Gellertem, który zarzekł się, że już nigdy nie zdradzi żadnego z jej sekretów. Dotrzymywał słowa; choć przyprowadzał do Nurmengardu kolejnych gości, przy żadnym z nich nie powielał tego, czego dopuścił się przy Franzie.

Alexandriya powróciła więc do tego, co lubiła w ostatnim czasie najbardziej - do badań nad księgą Wasylisy. Nieustannie próbowała opanować te zaklęcia, które jeszcze nie były jak dla niej perfekcyjne, jednocześnie starając się też eksperymentować.

Wkrótce nadeszła zima, a wszystko wokół Nurmengardu bardzo szybko okryło się grubą warstwą śniegu. To, że Alexandriya czuła się wspaniale, było niedopowiedzeniem. Przypomniała jej się Syberia, a także i Durmstrang, miejsca, z których miała najwspanialsze wspomnienia... Mroźny, biały krajobraz wprawił ją we wspaniały nastrój już od pierwszego dnia, a ona nie zamierzała marnować ani chwili i udała się do lasu.

Kroczyła po nim dumnie, w nowej szacie, którą dzień wcześniej dostała od Gellerta. Była granatowa, obszerna i ozdobiona białym futrem, oczywiście sztucznie wyczarowanym, bo innego dziewczyna nie uznawała. Jej włosy były rozpuszczone, dodatkowo ją otulając pod sporym kapturem.

Pierwszy raz szła przez las, w którym jeszcze nie była, kilometry od Nurmengardu, lecz wciąż w górach. Słuchała drzew, gdy mogła, uzdrawiała je, szukając jednocześnie odpowiedniego miejsca do ćwiczenia zaklęć. Sprawdzała kolejne drzewo, gdy nagle do jej nosa dotarł specyficzny, dobrze znany jej zapach.

- Jucha... - szepnęła sama do siebie. - Cholera, czuję juchę...

Rozejrzała się, nie ujrzała jednak nic poza bezkresnym morzem bieli pośród drzew. Była tylko ona i pustka; nie widziała nikogo, ni żywego, ni martwego, ni człowieka, ni zwierzęcia.

Czuła jednak doskonale, że to była świeża krew, czego zwyczajnie nie mogła zignorować. Ruszyła za jej wonią, przystając co moment, by wyszukać potencjalnego źródła, lecz nie potrafiła go namierzyć.

Wtem usłyszała skowyt, głośny i przejmujący, który postawił wszystkie włosy na jej ciele. To było jak przepełniony żalem płacz, jęk, wyrażenie największego cierpienia bez ani jednego słowa...

- Wilki? - zapytała samą siebie, bo tylko do tego zwierzęcia pasowały jej tamte dźwięki. - Przecież nie widziałam tu ani jednego... Appare Vestigium.

Złoty pył popłynął z jej dłoni, a następnie jak po nitce poprowadził ją dalej w las, na nierówny teren. Chwilę później przy zamarzającym już potoku odnalazła źródło skowytu, a ją samą coś chwyciło za serce.

- Na Merlina...

Rzuciła się na śnieg splamiony krwią. Tuż przed nią leżał piękny, dorosły wilk, z futrem tak jasnym, jakiego jeszcze nigdy widziała. Nie był śnieżnobiały, jednak szare włosy przedzierały się tylko w okolicach jego uszu i karku, przez co i tak wtapiał się w zimowy krajobraz. Wyróżniła go jednak szkarłatna jucha, która splamiła całą jego łapę - a ta znajdowała się we wnykach.

Widok człowieka rozzłościł drapieżnika, czemu Alexandriya zupełnie się nie dziwiła. Zamierzała zająć się tym, kto to zrobił znacznie później, ponieważ w tamtej chwili priorytetem było dla niej dobro zwierzęcia.

- Już, spokojnie... - szepnęła do niego uspokajająco, przykładając dłoń do wnyk, by zniszczyć je zaklęciem. Wilk kłapnął zębami w jej stronę, co zupełnie jej nie zniechęciło.

- Pomogę ci - szepnęła ponownie. - Jestem twoim przyjacielem...

Wiedziała, że jej wiedźmia magia już wtedy zadziałała. Zwierzak spojrzał prosto w jej oczy, jakby ją rozumiał; były niesamowite, błękitne niczym płomienie, które Alexandriya wyczarowała niegdyś dla Gellerta. Wilk patrzył przez moment na nią, aż wreszcie wydał z siebie kolejny skowyt; dał znak, że uległ.

Dziewczyna położyła dłoń na wnyce, a następnie jednym, cichym zaklęciem rozwarła ją. Wilk został uwolniony, lecz nie próbował uciekać; poważnie zranił nogę i pogorszył sprawę, prawdopodobnie próbując wyszamotać się z pułapki.

- Nie bój się, zabiorę cię ze sobą. Już nikt cię nie skrzywdzi - zapowiedziała Alexandriya, jakby czuła, że do zwierzęcia dotrze każde jej słowo.

Rzuciła pierwsze zaklęcie uzdrawiające, jakie przyszło jej do głowy, a wtedy okazało się, że rana była jeszcze poważniejsza, niż jej się wydawało. Brakowało niewiele, a gdyby nie znalazła tamtego wilka, zmarłby z utraty krwi i wycieńczenia. Natychmiast postanowiła zabrać go do Nurmengardu, by nakarmić go i zasięgnąć porady z księgi Wasylisy.

Zniszczywszy wnyki, Alexandriya pomogła sobie magią, a następnie uniosła wilka własnymi rękami, by się z nim deportować. Gdy kilka chwil później znalazła się w Nurmengardzie, drzwi otworzył jej sam Gellert, który zmierzył ją wzrokiem.

Jej widok z wielkim zwierzęciem na rękach, które miała czerwone od juchy, zupełnie go zdezorientował.

- A to co? - zapytał, wskazując głową na drapieżnika.

- Wilk - odparła Alexandriya oczywistym tonem. - Jest ranny. A ja zamierzam go uzdrowić.

Grindelwald wyglądał, jakby nie potrzebował po tym już ani słowa dodatkowego wyjaśnienia.

- Oczywiście. - Skinął głową, kiedy ona przeszła obok niego, prosto w stronę schodów. - Pięknie wyglądasz - dodał tak, jakby komentował pogodę.

Alexandriya zatrzymała się wtedy, delikatnie odginając głowę, by spojrzeć na niego kątem oka.

- To mi mówisz, gdy przychodzę z wilkiem na rękach?

- Właśnie tak - odpowiedział, wyraźnie dumny z siebie. - Gdy znajdziesz chwilę, to... Przyjdź do mojej komnaty. Chcę ci coś powiedzieć.

- Zapraszasz mnie do swojej komnaty? To aż boję się pytać, co się stało.

- Nie będziesz... Niezadowolona - odparł tajemniczo.

Alexandriya chciała dopytywać, jednak najpierw musiała zająć się wilkiem. Zabrała go do siebie, ułożyła na własnym łóżku i podała wodę. Podczas gdy zwierzak zaczął łapczywie pić z magicznie dopasowującej się do niego miski, ona pobiegła po zioła, które, jak wiedziała, natychmiast pomogą mu z utratą krwi.

Kilkanaście minut później wilk był już napojony, a jego rana oczyszczona, niemalże w pełni uzdrowiona i na wszelki wypadek obandażowana. Polizał dłoń Alexandriyi jakby w geście wdzięczności, a ta poczuła, że mogłaby wtedy zrobić dla niego wszystko. Kiedy zaoferowała mu spory kawałek mięsa, zwierzak natychmiast zaczął jeść tak, jakby nie jadł od kilku dni, nawet jeśli nie mógł podnieść nic poza głową.

- Jedz, jedz na zdrowie, ty... W zasadzie przydałoby ci się jakieś imię - mówiła dziewczyna, gładząc go, czując pod palcami przyjemnie miękkie, bardzo grube futro. - Jesteś w końcu wyjątkowy, taki jasny, zresztą nie bez powodu cię znalazłam, czuję to...

Alexandriya wciąż głaskała wilka, przy czym zapatrzyła się w widok za swoim ogromnym oknem. Różne imiona przelatywały jej przez głowę, lecz dopiero, gdy drugi raz upewniła się, że to samiec, wpadła na jakiś pomysł.

- No przecież! Veles, Veles będzie idealne - powiedziała sama do siebie, a następnie ponownie skierowała wzrok na drapieżnika. - Podoba ci się, prawda? Jak bóg... A ktokolwiek znieważy boga, słono za to zapłaci...

Jucha • Gellert GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz