Rozdział 41

1.5K 296 30
                                    

Po zjedzeniu śniadania Gellert ponownie zaprowadził Alexandriyę przed drzwi Nurmengardu, a potem wezwał służbę, która przyprowadziła...

- Na Merlina - wydusiła Alexandriya, po czym niemalże natychmiast opadła na kolana, przed pięknym, szarym wilkiem. Gellert dyskretnie machnął ręką, by odesłać służących, podczas gdy dziewczyna nie widziała niczego poza zwierzęciem przed sobą.

- Nasi ludzie znaleźli tę wilczycę w lesie - wyjaśnił Grindelwald, podczas gdy Alexandriya spojrzała jej w oczy, czując, że natychmiast nawiązuje z nią więź.

- Jaka jesteś piękna... - szeptała, a wtedy wilczyca trąciła ją nosem. Zaufała jej natychmiast.

- Tak sądziłem, że ci się spodoba - ciągnął Gellert, lecz Alexandriya zdawała się go nie słuchać. Przyłożyła otwartą dłoń do futra zwierzęcia, a następnie wyszeptała tę tylko sobie znaną inkantację, która sprawiła, że ciało wilczycy zalśniło złotem, a najjaśniej jej nogi.

Gellert obserwował to wszystko z nieustannym uśmiechem, widząc na własne oczy, jak ona operowała swoim darem coraz lepiej, coraz swobodniej, czując, że z każdym zaklęciem zbliżała się do perfekcji. Aż czasem trudno było mu uwierzyć, że mógł oglądać pradawną magię na własne oczy.

- Ma słabe nogi... - stwierdziła Alexandriya ze zmartwieniem, przy czym jednocześnie pogłaskała zwierzaka z czułością. - Ale to nie szkodzi, uzdrowię ją... Jest młoda, wyjdzie z tego bez problemu...

- Jak ją nazwiesz? - zapytał Gellert, kucając przy niej, by przyjrzeć się wszystkiemu lepiej.

Alexandriya zastanowiła się chwilę. Wpatrując się w piękne, żółtawe oczy wilczycy miała wrażenie, że ją znała, że już je gdzieś widziała...

- Wasylisa - wyszeptała ostatecznie. - Te oczy... To tak, jakby ona znowu była ze mną.

Gellert doskonale wiedział, co zrobił, gdy przyprowadził do dziewczyny tamtą wilczycę. Alexandriya spędziła z nią prawie cały dzień, lecząc ją i zapoznając z Velesem, robiąc wszystko, by miała do niej bezgraniczne zaufanie. Widział też przy tym, że jego ukochana zdawała się rosnąć w siły, a przecież na tym zawsze mu zależało.

Odciągnął ją od zwierząt dopiero na kolację, którą kazał podać im do łóżka. Było to dziwne, ale zdecydowanie nie najdziwniejsze, co dziewczyna widziała, więc już nawet tego nie kwestionowała.

Siedzieli więc razem w łóżku i jedli z potężnej deski serów oraz innych przekąsek, co też było dość nietypowe, lecz przy tym niezwykle smakowite. Co więcej, Gellert pozwalał sobie od czasu do czasu własnoręcznie nakarmić swoją partnerkę... To wszystko sprawiało, że Alexandriya czuła jakiś kryjący się za tym podstęp.

- Sasza, za tydzień są moje urodziny - zaczął nagle Gellert, zachęcając ją do zjedzenia winogrona, które wsadził prosto do jej ust.

- Jakże mogłabym zapomnieć? - powiedziała, rozgryzając winogrono z uśmiechem. - Kiedyś nie chciałeś nawet zdradzić, kiedy je masz.

- I w związku z tym planuję przyjęcie... Choć wiem, że tego nie lubisz.

Alexandriya westchnęła głęboko, po czym przełknęła winogrono.

- Nie przepadam, ale też rozumiem, że to konieczne. Ostatnio zjednałeś sobie sporo ludzi, ale w końcu jesteś cholernym krasomówcą.

- I byłbym najszczęśliwszy, gdybyś jak zwykle pojawiła się tam jako pani tego domu, i jako moja ukochana. - Podał jej kolejne winogrono, a ona uśmiechnęła się pod nosem. Ten drugi tytuł był nowością, lecz nie mogła powiedzieć, że się jej nie podobał, gdy myślała o tym, że zostanie tak przedstawiona większej grupie ludzi.

- Pojawię - zadeklarowała. - Nie mogę przecież ci niczego odmówić w twoje urodziny, prawda?

On zaśmiał się krótko.

- Nie mów tak, Sasza, bo jeszcze to wykorzystam.

Alexandriya na moment zawiesiła na nim wzrok, po czym postanowiła zaryzykować.

- Możesz - powiedziała pewnie. - Zresztą, co może być takiego złego, o co mnie poprosisz?

Na to nie dostała werbalnej odpowiedzi, lecz takie spojrzenie, które dało jej do zrozumienia, że on miał dokładny pomysł na to, o co mógłby ją poprosić. Zamiast tego, podniósł mały kawałek sera i również nim ją nakarmił.

- Zleciłem już wykonanie sukni dla ciebie na tę okazję - dodał, co tylko oznaczało, że nawet gdyby odmówiła, to w zasadzie by tego nie przyjął.

- Kolejny prezent dla mnie? - Alexandriya uniosła brwi. - To przecież twój dzień. A co do tego, to nadal nie mam pojęcia, co powinnam dać tobie... Skoro ty masz już wszystko.

- Oj, ja nie potrzebuję prezentów, Sasza.

- Toś mi pomógł. - Przewróciła oczami, po czym przełknęła ser.

- Przecież my ciągle robimy sobie prezenty. Przy czym ty dajesz mi swoją wiedzę.

- Gellert, Gellert, na naiwną przecież nie trafiłeś. - Alexandriya zatrzymała jego rękę, zanim mógłby podać jej kolejny kawałek sera. - Nie mydl mi tu oczu.

- Naprawdę nie oczekuję od ciebie nic materialnego - przekonywał, nie wycofując ręki.

- Kto powiedział, że materialnego? - Założyła ręce. - A zresztą, dobrze, już ja znajdę jakiś prezent dla ciebie... Taki, żebyś go dobrze zapamiętał.

Zareagował na to szelmowskim uśmiechem, po czym ostatecznie dopiął swego i dał jej ten kolejny kawałek.

- W takim razie nie mogę się doczekać - stwierdził ostatacznie, po czym użył kciuka, by otrzeć biały kawałek sera z koniuszka jej ust w najczulszym geście, jaki był możliwy. - Choć ty akurat bardzo często mnie zaskakujesz, powinienem się przyzwyczaić.

- Gellert, ile razy mam ci jeszcze mówić, że nie złapię się na takie słówka? - mówiła zirytowana, zastanawiając się, czy on kiedykolwiek odpuści sobie tę paplaninę.

- Ale jednak tu jesteś.

- Bo... - Alexandriya zawahała się w ostatniej chwili.

Czy była mu gotowa powiedzieć, że go kochała - ba, czy w ogóle tak czuła? W szkole się nim zauroczyła, to był fakt, ale czy teraz, po kilku latach i tym wszystkim, co się między nimi wydarzyło, mogła to nazwać miłością?

Co do tego nie miała pewności.

- Bo nie znoszę Petersburga, ot dlaczego. - Zrehabilitowała się pospiesznie. - Tylko na Syberii byłoby mi lepiej niż tutaj, ale gdzie ja tam znajdę drugiego kompana do rozmów o władzy nad światem, pradawnej magii i tym podobnych?

- I za to cię uwielbiam - powiedział Gellert jak zwykle, a następnie nachylił się, by obdarzyć ją krótkim pocałunkiem mającym przypieczętować jego słowa.

- A co do tego przyjęcia... - zaczęła dziewczyna, kiedy już od siebie odstąpili. - Rozumiem, że przyjdą kolejni ludzie skłonni wspierać naszą sprawę, i trzeba będzie ich poprzekonywać?

- Paru takich się znajdzie, ale w większości będą to już nasi lojalni przyjaciele. Wiesz... Chcę, żeby niedługo kilkoro z nich zamieszkało w wieży. Żeby wzmocnić to miejsce, między innymi...

- O ile nie będą przeszkadzać mi w mojej samotni w górach, to nie mam nic przeciwko. - Alexandriya wzruszyła ramionami.

- Chciałbym, żebyś ich bacznie obserwowała w czasie tego przyjęcia. Nie możemy przecież wybrać tych, którzy tu zamieszkają zbyt pochopnie. A ty i twój wiedźmi zmysł...

Wtem Alexandriya zrozumiała od razu.

- Dobrze. Wiem, co robić.

Jucha • Gellert GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz