- Przykro mi, Gellert - powiedziała Alexandriya, stojąc jak gdyby nigdy nic na ogromnym liściu, który cudem zdawał się utrzymywać ją na środku stawu. - Są rzeczy, których zwyczajnie nie da się nauczyć. Zwierzęta mnie słuchają nie przez zaklęcie. - Wypowiadając ostatnie słowo, od niechcenia uniosła rękę, a kilkanaście ryb natychmiast do niej podpłynęło.
Grindelwald stał na kamienistym brzegu niezwykle czystego jeziora otoczonego górami i oddychał ciężko, nie zważając na trwającą mżawkę. Był wściekły, lecz starał się tego po sobie nie pokazywać, nie leżało to w jego naturze. Nie była to ani wina Alexandriyi, ani jego - po prostu tej magii nie było dane mu posiąść, z czym trudno było mu się pogodzić.
Jednak próbowali już, zdawało się, tysiące razy. Musiał pogodzić się z porażką.
- Najwyraźniej po to będę musiał wszędzie zabierać ciebie.
Dziewczyna zaśmiała się. Gestem dłoni odesłała ryby, a te rozpierzchły się po jeziorze. Wtem sama przemieniła się w kruka, przeleciała prędko nad wodą i wylądowała na kamieniu przed Gellertem, gdzie ponownie stała się sobą.
- Zawsze możemy udawać, że kruk się ciebie słucha.
Gellert, ku jej zdziwieniu, uśmiechnął się. Podszedł do niej i poprawił jej włosy, patrząc na nią z zadowoleniem w oczach.
- Jest jednak coś, czego na pewno możesz mnie nauczyć. Pokaż mi wreszcie to zaklęcie.
- Wykluczone. - Dziewczyna wykonała krok w tył. - Jeszcze sama go nie opanowałam, ciągle się tylko ranię - dodała, po czym odsunęła swoje rękawy, by ujawnić swoje ręce.
Wyglądały okropnie; były pełne świeższych i starszych rozcięć, a także plam po, zdawało się, odmrożeniach. To wszystko wynikało z zaklęcia, którego próbowała się nauczyć już kilka tygodni. Było niezwykle silne, lecz przy tym niezwykle niebezpieczne; mroziło ofiarę od środka, skutecznie paraliżowało i powoli, boleśnie obniżało temperaturę ciała, nawet gdyby to znajdowało się w płomieniach. Alexandriya sprawdziła także, że w ułamek sekundy potrafiło zamrażać także nieżywe rzeczy. To była wyjątkowo czarna magia, która nie chciała dać się opanować dziewczynie zbyt szybko.
- Trudno, pokaż mi je. Rzuć je na mnie - mówił złakniony tej magii Grindelwald.
- Nie ma mowy. Wyjdzie mi czy nie, zranię cię.
- Nie żartuj, Sasza - powiedział zniecierpliwiony, wyjmując Czarną Różdżkę ze swojego płaszcza. - Mam różdżkę, która niweluje każde zaklęcie. A ja chcę je zobaczyć, chcę je poczuć, zobaczyć, jak silne jest...
- To nie jest taka magia. To jest magia, która powstawała poza różdżkami i tym wszystkim, nie wiadomo, jak zareaguje.
- Nie doceniasz tego - powiedział Gellert, wskazując na różdżkę.
Dziewczyna przez chwilę milczała, aż wreszcie przełknęła ślinę.
- Gellert, wiesz, jak działają takie zaklęcia. Trzeba naprawdę chcieć kogoś skrzywdzić, by zadziałały. A ja nie potrafię, nie chcę cię zranić, ze wszystkich ludzi...
- Mam cię zdenerwować? - zapytał Grindelwald z perfidnym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
- Przestań. Wiesz, że nie o to chodzi.
- Zrób to - naciskał Gellert. - Pokaż mi swoją moc, no dalej. Przecież po coś odnalazłem dla ciebie tę księgę...
Alexandriya wzięła głęboki wdech. Trudno - skoro tego pragnął, to będzie cierpiał. Wciąż nie chciała go skrzywdzić, jednak wiedziała, że nie da jej spokoju, dopóki nie dopnie swego.
- Obyś tego nie pożałował.
- Nie krępuj się. - Gellert rozłożył ręce, dając jej do zrozumienia, że nie miał zamiaru się bronić.
Alexandriya przymknęła swoje niebieskie oczy, a następnie wzięła głęboki wdech. Ostre, górskie powietrze wypełniło jej płuca, dodając wiedźmie sił. Rozłożyła ręce, a następnie powoli zaczęła zbliżać je do siebie, gromadząc energię jakby z otoczenia. Otworzyła oczy, a Gellert zobaczył, że na moment zapłonęły w nich błękitne płomienie. Była jak w transie; zdawało się, że zapomniała, w kogo właśnie miała wycelować zaklęciem.
Pchnęła dłońmi przed siebie. Strumień białoniebieskiego światła wydostał się z nich, jednak zaklęcie, jak przewidywała, nie było doskonale. Nie trafiło w tors chłopaka, w który celowała - poleciało krzywo i uderzyło go prosto w oko. Gellert warknął z bólu i zgiął się w pół, łapiąc się za zranione miejsce.
- A nie mówiłam! - krzyknęła. - Gellert, do diabła z tobą i twoimi pomysłami... - Podeszła do niego, chcąc mu pomóc, jednak on zatrzymał ją ręką.
- Zaczekaj - wycedził tylko, wciąż trzymając się za zranione oko. Wyraźnie cierpiał; oddychał ciężko, nierównomiernie, jednak po chwili uniósł Czarną Różdżkę do swojej dłoni. Wyszeptał zaklęcie i natychmiast poczuł, jak ból znikał.
- To mi się podobało, Sasza... - wyznał, a następnie powoli odsłonił oko. - Ale zgadza się, musisz jeszcze nad tym popracować. Ale ból i tak był nie do wytrzymania...
Dziewczyna jednak wcale go nie słuchała, bo patrzyła na niego z rozdziawionymi ustami.
- Gellert, ty...
- Co? - zapytał zdziwiony, gdy zorientował się, jak na niego patrzyła.
- Twoje oczy... - wydusiła tylko.
Chłopak, który nie odczuwał już żadnego bólu, uniósł brew. Podszedł bliżej wody i nachylił się nad nią, by zobaczyć swoje odbicie. Wtedy zrozumiał, co zaskoczyło Alexandriyę.
Jego jedno oko było brązowe, a drugie błękitne, jasne, niemal świecące swoim własnym światłem. Zdumiony Grindelwald wpatrywał się w siebie przez chwilę, a następnie znowu sięgnął po różdżkę. Spróbował przywrócić swoje oczy do poprzedniego stanu, lecz nic się nie wydarzyło. Alexandriya patrzyła na to wszystko w zupełnym szoku; takiego efektu się nie spodziewała. Plama po odmrożeniu na tęczówce oka? To brzmiało absurdalnie.
- Cóż... - powiedział Grindelwald i wyprostował się po kilku kolejnych nieudanych próbach naprawy oka. - Widać, będę miał po tobie pamiątkę już na zawsze.
- Sam tego chciałeś - odgryzła się, na co Gellert wzruszył ramionami.
- A czy ja narzekam? - zapytał, podchodząc do niej blisko. - Sasza, jest wiele rzeczy, których mógłbym chcieć od twoich dłoni - dodał, łapiąc ją delikatnie za nadgarstki, by pokazać dziewczynie jej dłonie.
- Tak? - Wtedy to dziewczyna uśmiechnęła się perfidnie, czując pewną ekscytację. - To powiedz, czego chcesz, a może to dostaniesz. Nie lubię cackania się, dobrze o tym wiesz.
- Wszystko w swoim czasie - odpowiedział, krążąc swoimi kciukami po jej dłoniach.
Deszcz zaczynał padał coraz mocniej, a atmosfera robiła się coraz bardziej napięta, tak, jakby oboje znajdowali się w naczyniu pełnym wody, które w każdej chwili mogło się przelać.
- Wiesz... - Alexandriya zmierzyła go wzrokiem, po czym zawiesiła spojrzenie na jego ustach. - Zaczynasz mi się nawet podobać z tymi oczami.
- Zaczynam? Czyli nie podobałem ci się wcześniej?
- Ćśś... - szepnęła dziewczyna, kładąc dłoń na jego ustach. - Wiedźmy nie lubią zdradzać swoich sekretów ot tak, Gellert. Czasami trzeba je od nich wyciągnąć, dać coś w zamian...
Przez krótką chwilę chłopak przyglądał się jej badawczo, jakby próbując coś z niej wyczytać.
- Jesteś pierwszą dziewczyną, która odważa się mówić mi takie rzeczy.
- Chyba z jakiegoś powodu mnie tu zabrałeś. W końcu jestem, jak to mówiłeś... Panią twojego domu.
Deszcz stale przybierał na sile. Mały uśmiech wkradł się na twarz Gellerta, który podłożył dłoń pod jej brodę, zmuszając ją do spojrzenia mu z powrotem w oczy.
- Istotnie.
CZYTASZ
Jucha • Gellert Grindelwald
Fanfiction❄ Alexandriya chciała wyrwać się ze znienawidzonego miasta, a Gellert mógł jej w tym pomóc. On za to chciał posiąść wiedzę, którą tylko ona miała. Zawarli bardzo prosty układ, który wkrótce pozostawił za sobą trwałe ślady... Z juchy.