Rozdział 44

1.5K 286 27
                                    

To było nie do uniknięcia, że ostatecznie Gellert i Alexandriya rozdzielili się w trakcie przyjęcia, jednak tym razem dziewczyna czuła się znacznie pewniej niż przy poprzedniej okazji. Porozmawiała z Milą, co było dla niej niezwykle odświeżające - móc mówić w swoim języku, a jednocześnie z kimś inteligentnym i innym niż stale towarzyszący jej Grindelwald. Jeśli tacy ludzie mieli tam z nimi zamieszkać, to nie zamierzała się w żaden sposób sprzeciwiać.

Alexandriya odkryła też coś w sobie w trakcie tamtej uroczystości, w czasie której działał przecież eliksir Wasylisy. Podeszło do niej wielu mężczyzn, w pewnym momencie nawet straciła rachubę, ilu, być może nawet każdy, który był obecny na przyjęciu.

I dzięki temu zauważyła, że chyba nigdy w życiu nie pociągał jej żaden mężczyzna poza Grindelwaldem. Nawet jeśli byli obiektywnie przystojni, sama rozmowa z nimi ją odrzucała, a gdy pomyślała o jakimkolwiek zbliżeniu się w inny sposób, robiło się jej niedobrze. To natomiast sprawiało, że marzyło się jej już zdjąć suknię i pokazać mu w tym, co miała pod spodem.

Uwadze Gellerta nie umknęły te tłumy mężczyzn interesujące się jego ukochaną. To był znak, by do niej jak najszybciej wrócić i pokazać im, że na Alexandriyę mogą co najwyżej popatrzeć.

- Mogę prosić?

Alexandriya usłyszała tamte dwa słowa jako niespodziewany szept pieszczący jej ucho. Zaraz po tym jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz, gdy na ramieniu poczuła znajomą dłoń, przez którą pulsowała magia.

To musiała być przecież bajka. Ta udekorowana sala, ta piękna muzyka w tle, ta magia wirująca w powietrzu... Alexandriya odwróciła się do niego przodem z sercem bijącym tak mocno, jakby chciało wyrwać się jej z piersi.

- Nigdy chyba bardziej nie cieszyłam się twoim widokiem - przyznała, a potem dała mu złapać się za rękę i poprowadzić gdziekolwiek tylko chciał.

Nie lubiła tańczyć, ale z nim na parkiecie było jak w domu. Wtuliła się w niego, czując, że schodzi z niej stres natłoku spotkań z nowymi ludźmi, który trudno znosiła jej introwertyczna natura.

- Potrzebowałam tego - szepnęła, opierając się na nim w tym wolnym tańcu, który zaczęli.

- Wystarczyło powiedzieć, Sasza...

- Czasem człowiek nie wie, czego potrzebuje, dopóki tego nie dostanie. - Uniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy. - Podobają ci się twoje urodziny?

- Jak dotąd tak... - Obrócił ją delikatnie, po czym przyciągnął z powrotem do siebie. - Ale liczę, że to jeszcze nie koniec. Noc jest młoda.

- Ach, no oczywiście... Nie myśl, że o tobie zapomniałam. Mam dla ciebie prezent, ale chciałabym ci go dać, gdy będziemy już sami.

Widziała, że tylko tymi słowami rozpaliła coś w jego oczach.

- Nie mów mi takich rzeczy, Sasza... - Przysunął się do jej ucha, by tylko ona mogła go słyszeć. - Bo zaraz wszystkich stąd wyrzucę...

Zaśmiała się pod nosem.

- Nie miałabym nic przeciwko temu...

Tamten taniec był jednym z najbardziej intymnych i czułych momentów, jakie jak dotąd mieli okazję dzielić, chociaż wydarzył się przy dziesiątkach innych ludzi.

Wkrótce przyjęcie naprawdę zaczęło dobiegać końca. Gdy pierwsi goście wyszli, cała reszta prędko ruszyła za nimi, więc Alexandriya i Gellert przeszli na przód Nurmengardu, by ich pożegnać. Żadne z nich nie nalegało, aby zostali dłużej - Grindelwald osiągnął już to, co chciał, poza tym nieustannie wymieniali spojrzenia, które w myślach prowadziły ich tylko do jednego miejsca.

Kilkunastu ostatnich gości krzątało się jeszcze gdzieś przy wejściu, już wszystko miało się skończyć, już wrota miały zostać zamknięte, gdy nagle spomiędzy ludzi na dziedziniec wbiegł jakiś młody mężczyzna.

Alexandriya go nie znała, lecz nawet w słabym świetle lamp przy bramie widziała, że miał obłęd w oczach. To nie był nikt z gości, jednak jego wzrok skupiał się tylko i wyłącznie na Grindelwaldzie.

- Ty! Grindelwald! Znalazłem cię! - wrzasnął głosem przyprawiającym o dreszcze, celując różdżką przed siebie. - To ty zamordowałeś mi ojca! - wrzasnął jeszcze głośniej, a wszyscy wokół patrzyli na to w kompletnym szoku, nawet Alexandriya. Tylko Gellertowi nie drgnęła nawet powieka, przeciwnie, stał tam i obserwował to ze stoickim spokojem, może nawet lekkim rozbawieniem.

- A wy co, ludzie?! - Mężczyzna zwrócił się do wychodzących gości, gdy jego czyny nie spotkały się z żadną reakcją ze strony Grindelwalda. - Bawicie się z mordercą?! Jesteście z siebie dumni?! On chce was...!

Nocną ciszę przedarł nieprzyjemny dla uszu świst, a po nim nastąpił rozbłysk zielonego światła, huk i głośne, zbiorowe westchnięcie - a ciało mężczyzny wylądowało na ziemi. Różdżka wypadła mu z dłoni i potoczyła się gdzieś na bok.

Alexandriya stała tam zmrożona. Choć znajdowała się najbliżej Gellerta, nie zarejestrowała nawet momentu, w którym wyjął różdżkę i rzucił niewybaczalne zaklęcie. To wydarzyło się tak szybko, tak gwałtownie, że przez moment sama odczuła strach. Na Grindelwalda zdawało się to w ogóle nie wpłynąć - pospiesznie schował różdżkę, a po tym zwrócił się do przerażonego tłumu z uśmiechem na twarzy.

- Wybaczcie mi ten incydent, drodzy goście. Tak dzieje się niestety zawsze, że wielkie idee prędko zyskują wrogów... - Nieznacznie spojrzał na ciało leżące kilka metrów przed nim. - Ten szaleniec już któryś raz próbował dokonać zamachu na moje życie. - Skłamał. - Zgaduję, że nie będzie ostatni... Jestem jednak gotów się poświęcić. Wszystko dla wyższego dobra.

- Dla wyższego dobra! - odkrzyknął mały tłum, który czekał na wyjście, jakby kompletnie zapominając o tym, co przed momentem się wydarzyło. Bez zawahania uwierzyli w słowa Grindelwalda, a potem jak gdyby nigdy nic deportowali się, ostatecznie pozostawiając parę w kompletnej ciszy.

Mimo tego, Alexandriya wciąż była w pewnym sensie wstrząśnięta. To wszystko wydarzyło się tak znienacka, poza tym pierwszy raz widziała Gellerta... Takiego. Gdy spojrzał jej w oczy, przeszedł ją dreszcz, i nie był on przyjemny.

- Nie wiem, czy to był dobry ruch, Gellert - wyszeptała po chwili, przełykając ślinę. - Będą się ciebie bać.

- Mają się mnie bać, Sasza - odparł jej bez zawahania, na co ścisnęło ją w sercu. W tamtej chwili nie była nawet pewna, czy nie chciał też skrzywdzić i jej - jednak jej obawy okazały się bezpodstawne, kiedy już moment później czule pocałował ją w czoło.

- Zrobisz, co trzeba? - zapytał cicho, a ona skinęła głową.

Jeden ruch jej ręki sprawił, że ciało zamordowanego mężczyzny stanęło w płomieniach i natychmiast przemieniło się w popiół, który ona rozpierzchła gdzieś w kierunku gór razem z wiatrem. Po tym przywołała do siebie różdżkę nieszczęśnika, przez co Gellert uniósł brwi.

- Co robisz z różdżką?

- Zasadzę ją. Wyrośnie z niej magiczne drzewo - wyjaśniła, po czym pogładziła przedmiot dłonią. - To dąb.

Gellert pokiwał głową ze zrozumieniem, a potem jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się do niej szelmowsko. Minimalnie naciągnął jej dekolt w dół, by zobaczyć kawałek skrywającego się pod materiałem gorsetu.

- A teraz... Widzę, że dostałaś cały mój prezent...

Jucha • Gellert GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz