Rozdział 25

2K 389 79
                                    

Emocje związane z listem od Gellerta zdążyły jednak opaść przez kilka kolejnych dni, w czasie których Alexandriya na niego czekała. Spędziła je na poszukiwaniu innych ksiąg, które mogłyby powiedzieć jej więcej o wiedźmiej furii, jednak zbiory Nurmengardu ją zawiodły, w tym nawet prywatna biblioteczka Grindelwalda, do której dał jej pełny dostęp. Kiedy miała dość papieru, wychodziła na zewnątrz wraz z Velesem, gdzie patrzyła, jak na nowo uczył się polować i chodzić po śniegu bez strachu o pułapkę.

Dzień jego powrotu miał być szczególny z wielu powodów. Alexandriyi nie chodziło już nawet o ten śmiały list, do którego wracała myślami, a o sprawę z kłusownikami. Kiedy tylko zauważyła jego powóz na porannym niebie, przygotowała się w błyskawicznym tempie. Ubrała kobaltową szatę, którą wręczył jej już dawno temu, a włosy upięła częściowo, reszcie pozwalając opadać na jej ramiona. Chciała wyjść mu na powitanie niczym prawdziwa pani domu, którą ją nazywał.

Kiedy zeszła do holu, ujrzała otwarte drzwi i Gellerta nadzorującego służbę, która wnosiła do środka potężne skrzynie. Na widok Alexandriyi oderwał się jednak od tego, rozkładając ręce.

- Sasza - powiedział z uśmiechem, gdy ta się do niego zbliżała.

Nie wiedziała nawet, co czuć na jego widok, bo tyle emocji zaczęło się kłębić wewnątrz niej. Z jednej strony radość, że wrócił, z drugiej strony złość, że tak jej namieszał w głowie. Z jednej strony pożądanie, które tak umiejętnie wywoływał, z drugiej irytacja, że łatwo osiągnął swój cel.

- Witaj w domu, Gellert.

- W istocie, czuję, że jestem w domu - powiedział, po czym nachylił się, by złożyć przelotny, niby nic nieznaczący pocałunek na jej policzku. Zaskoczyło ją to; oboje zadrżeli wewnętrznie, gdy się wydarzył, a w myślach natychmiast pojawiły się słowa z listu.

- Cieszę się, że znowu cię widzę. Cudownie wyglądasz.

- Ja ciebie też - odparła, starając się zachować powagę. - Czekałam, aż wrócisz, bo mam ci coś do powiedzenia.

- Wysłucham wszystkiego - zadeklarował się. - Lecz daj mi moment na zajęcie się tym - wskazał głową na skrzynie - i odświeżenie się.

- Zlecę śniadanie, w takim razie. Czekam w jadalni.

- Doskonale.

Alexandriya ruszyła więc w tamtą stronę, wciąż układając sobie w głowie, co mu powie. Śniadanie zostało już podane, a dziewczyna dawno siedziała przy jednym końcu stołu, gdy Gellert wreszcie przyszedł do jadalni i zamknął za sobą drzwi zaklęciem. Alexandriya widziała, że upewniał się jeszcze, że nikt nie będzie mógł otworzyć, co przestraszyło i podekscytowało ją jednocześnie.

- Jeszcze nie zaczynajmy - powiedział, podchodząc do stołu, lecz nie siadając. - Mam coś dla ciebie, tak jak zapowiadałem i chciałbym od razu ci to dać.

Zaintrygowana Alexandriya podniosła się ze swojego siedzenia, by do niego podejść. Ciekawość zżerała ją od środka, a już zwłaszcza, gdy machnął różdżką, a przed nimi pojawiły się ogromny, stary kufer ze złotymi zdobieniami, które lepiej lub gorzej wytrzymały próbę czasu.

- Co to takiego? - zapytała, unosząc brew.

- Otwórz.

Jedno dotknięcie magiczną dłonią wystarczyło, by kufer sam zaczął się otwierać, ujawniając... Książki.

Choć Alexandriya zawsze ceniła sobie wiedzę, sądziła, że Gellert bardziej ją zaskoczy, zwłaszcza zważając na to, ile o tym opowiadał.

- Co to za książki? - zapytała, prostując się, bo ich okładki pozbawione były tytułów.

Gellert uśmiechnął się tajemniczo.

- Wiesz, że moja ciotka to ceniona historyczka - mówił, powoli przechadzając się, by stanąć za nią. - I nie miała problemu, by wskazać mi, gdzie znajdują się najcenniejsze księgi celtyckich wiedźm i druidów. Nie podejrzewała chyba, że je odnajdę... Ale są właśnie przed tobą, w tej skrzyni, wszystkie, które zdołałem wyszukać.

Tamto wyjaśniło Alexandriyi wiele i sprawiło, że serce zabiło jej szybciej. Przed nią leżały dni, miesiące badań oraz rozwoju jej mocy w zupełnie innym kierunku niż dotychczas. Była pewna, że Celtowie posiadali zupełnie inną magię niż Wasylisa - nie potrafiła się doczekać tego, by ją odkryć, nawet jeśli wiedziała, że zajmie jej to dłużej przez konieczność tłumaczenia tekstów.

- I są dla mnie? - zapytała z niedowierzaniem, nawet jeśli znała odpowiedź. W jej oczach błyszczały iskry ekscytacji i zapału, kiedy Gellert położył dłonie na jej ramionach, po czym zaczął mówić cicho, prosto do jej ucha:

- Sasza, wiele razy ci już mówiłem, że twój dar jest bezcenny. A ja staram się jak mogę, by się za niego odwdzięczać, za twoją naukę... I pomóc ci go rozwijać. Oboje na tym zyskujemy, czyż nie?

- Dziękuję - powiedziała, odwracając głowę, by spojrzeć na niego bokiem. - Jestem przeszczęśliwa, te księgi... Już wiem, że będzie w nich potężna wiedza.

On tylko się uśmiechnął.

- Wszystko dla ciebie i twojej mocy. To jak... Zjemy teraz?

- Nie. - Alexandriya uwolniła się spod jego rąk, by stanąć naprzeciw niego. - Tak jak mówiłam, mam ci coś do powiedzenia... A skoro już jesteśmy w temacie mojej mocy, to powiem ci to teraz.

Tamte słowa z jakiegoś powodu znacznie zmartwiły Gellerta, co było widać po jego twarzy.

- Coś się stało? - zapytał natychmiast. - Czujesz się źle? Twoja moc osłabła? Wiesz, że Czarną Różdżką mogę...

- Przeciwnie - przerwała mu. - Gellert, gdy cię nie było, ja...

Grindelwald patrzył na nią z wyczekiwniem, tak, jakby próbował przewiercić ją wzrokiem. Denerwowało go, że to przeciągała, jednak starał się cierpliwie czekać na odpowiedź. Jego dar przewidywania zawodził go w tamtej chwili, zaślepiony emocjami; miał złe przeczucia, które zupełnie się nie sprawdziły.

- Zabiłam dwóch kłusowników - przyznała wreszcie, a usta Gellerta nieświadomie się rozdziawiły.

- Naprawdę?

- Spaliłam ich i ich dobytek - kontynuowała. - To byli ci, którzy zastawili pułapkę na Velesa.

Coś jak błogosławieństwo spadło wtedy na Gellerta, którego ogarnęła nieopisana euforia. Natychmiast zbliżyl się do Alexandriyi, by ją objąć i przytulić do siebie.

- Wiedziałem, że się nie myliłem. - Zaczął gładzić ją po plecach. - Sasza, właśnie po to to wszystko robimy... By ukarać tych, którzy na to zasługują. Bądź z siebie dumna.

Alexandriya nie była w stanie mu na to odpowiedzieć, bo skupiła się tylko na tych objęciach. Już dawno nie czuła się tak dobrze, jak w tamtej chwili. Ciepło bijące od jego ciała rozpalało ją całą i kolejny raz przypominało o tym liście, o którym żadne z nich nie odważyło się jeszcze wspomnieć.

- Zamierzam wyzbyć się wszystkich kłusowników z tej wioski - powiedziała, co ucieszyło go jeszcze bardziej.

- Jeśli tylko zechcesz, mogę ci w tym pomóc. Choć na pewno doskonale poradzisz sobie sama.

- Właśnie... Bo jest jeszcze jedna sprawa. Gdy ich zabijałam, doświadczyłam wiedźmiej furii. Słyszałeś o tym? - zapytała, wreszcie mogąc z kimś o tym porozmawiać, czego nie mogła się doczekać.

- A tak... Lecz nie mam na ten temat wystarczającej wiedzy. Wierzę, że ty mi to rozjaśnisz...?

- Sama nie wiem wiele, lecz pewne jest, że wtedy moja moc jest jeszcze silniejsza... Dobrze, że mnie takiej nie widziałeś.

- Dlaczego?

- Bo furia wpływa też na wygląd.

- Och, tym się nie przejmuj. - Gellert ujął jej twarz swoją dłonią, a następnie nachylił się, by mówić do jej ucha:

- Nie ma już żadnej rzeczy, która mogłaby sprawić, bym cię nie pragnął.

Jucha • Gellert GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz