Alexandriya sama nie była pewna, ile czasu spędziła latając pomiędzy szczytami, co jakiś czas zatrzymując się, by podziwiać widok... I przemyśleć wszystko, co robiła.
Zaczynało się już ściemniać, gdy wleciała na mały obszar górskiego zbocza, na którym mogła stanąć jako człowiek. Spojrzała stamtąd na Nurmengard, ciemniejszy niż niebo, które się nad nim znajdowało. W twierdzy widać było tylko jedno światło, zgadywała, z kuchni, gdzie służba musiała jeść swój ostatni posiłek dnia; podejrzewała, że Grindelwald zaszył się już w swojej komnacie i nie będzie na nią czekał. Czuła, że zapewne uraziła mu dumę.
Minęło już trochę czasu, odkąd w pełni porzuciła swoje życie w mieście, zapomniała o rodzicach i bracie, ale dopiero w tamtej chwili zaczynała się zastanawiać, czy dobrze wybrała.
Zdawało się, że w życiu z Grindelwaldem niczego jej nie brakowało. Nie musiała pracować, bo dzięki Czarnej Różdżce Gellert zapewniał jej wszystko, co tylko mogła sobie wymarzyć, a pieniądze czy nawet możliwości magiczne nie grały roli. Podarował jej tę bezcenną księgę, dzięki której miała całe dnie na doskonalenie swojej magii, odkrywanie tego, co zostawiła jej przodkini...
Ale czy poszła za nim dlatego, że chcieli tego samego, niesamowitej magicznej mocy i wolności dla czarodziejów, czy tylko dlatego, że coś do niego czuła?
I czy mogłaby mu się w ogóle sprzeciwić po tym wszystkim, sprzeciwić się komuś, kto miał niepokonaną różdżkę?
W to, że byłby w stanie kogoś zabić, nie wątpiła. Sama czuła, że umiałaby się tego podjąć, zwłaszcza po zaklęciach, które odnalazła w księdze. Ale czy zabiłby ją?
Zimny wiatr otarł jej policzki, wdzierając się pod jej granatowy kaptur, sprawiając, że nieco zadrżała. W tamtej chwili oprzytomniała, biorąc głęboki wdech, dając płucom wypełnić się ostrym, górskim powietrzem, od którego chciało się żyć. Ponownie wlepiła wzrok w Nurmengard, wtedy położony jakby u jej stóp, i uniosła dumnie głowę.
Pragnęła, by czarodzieje byli wielcy. By wszyscy mugole zapłacili za to, że to magia, o wiele od nich silniejsza, od lat musiała się chować. I zdawała sobie sprawę z tego, że z Gellertem mogła to osiągnąć, nie tylko dzięki różdżce, ale też dzięki jego ambicji oraz nadzwyczajnej charyzmie. Na samą myśl o potencjalnym powrocie do Petersburga robiło się jej niedobrze.
Obiecała sobie tylko, że nie pozwoli mu już powtórzyć błędu tamtego dnia. Jej sekret był jej, i to ona decydowała, kto mógł go znać. Postanowiła, że zmusi Gellerta do tego, co chciała tym, co Wasylisa w księdze określiła jako "zaklęcia lub ich brak, które działają na każdego mężczyznę".
- Nie chciałam tego robić, Gellert... - szepnęła sama do siebie. - Ale chyba oboje musimy nauczyć się grać w tę grę.
Alexandriya spojrzała za siebie. Za wysokimi szczytami chowały się ostatnie promienie słońca; z drugiej strony było już całkiem ciemno. Dziewczyna uznała, że to był dobry moment, aby powrócić do środka.
Wejście do Nurmengardu zawsze wywoływało uczucie, że było się niezwykle małym i bezbronnym wobec potężnych, wysokich murów, jednak tamtym razem Alexandriya poczuła to jeszcze bardziej, bo w środku było zupełnie ciemno. Przyzwyczaiwszy wzrok, ruszyła już znaną drogą na górę, prosto do swojej komnaty. Gdy przechodziła obok pomieszczenia, w którym kilka godzin wcześniej spotkała Franza i Gellerta, jego drzwi nagle się otworzyły.
Grindelwald wyszedł ze środka, choć panowały tam zupełne ciemności, a następnie zastąpił jej drogę.
- Wróciłaś - powiedział, a wtedy Alexandriya zdjęła kaptur, prostując się dumnie.
- Tak. Lecz nie zmieniłam zdania - odpowiedziała natychmiast, na wypadek gdyby zamierzał się kłócić. On jednak był, jak niemalże zawsze, spokojny i opanowany.
- Zrozumiałem swój błąd. Pozwól, że go naprawię.
- To znaczy?
Gellert spojrzał nieznacznie w bok, w kierunku ciemnego pomieszczenia, z którego wyszedł.
- Zleciłem przygotować kolację dla nas... Lub tylko dla ciebie, jeśli nie pasuje ci dziś moje towarzystwo.
- Z tobą - powiedziała stanowczo, pamiętając o tym, co sobie postanowiła. - Jeśli mamy coś rozwiązać, to rozmową, czyż nie?
- Twoja inteligencja nie przestaje mnie zaskakiwać.
Alexandriya nie przejęła się zbytnio tym komplementem, przeczuwając, że mogła go dostać tylko po to, żeby wprawić ją w lepszy nastrój. Weszła do środka, a tam zauważyła, że pomieszczenie oświetlał jeden, jedyny świecznik na środku stołu... Palący się na czerwono.
- A to co?
- Nastrój - odparł Gellert, wślizgując się do pomieszczenia tuż za nią i zamykając za sobą potężne drzwi. - Nie przypomina ci Durmstrangu?
- O, czyli dziś wspominamy - powiedziała nieco ostrzej niż planowała. - W zasadzie wróciłabym do naszych spacerów w Durmstrangu. Było... Prościej. I nikt nie znał mojego sekretu poza tobą - dodała, nie potrafiąc się powstrzymać.
Grindelwald westchnął, wymijając ją, by ponownie stanąć naprzeciw niej.
- Rozumiem już twój gniew - przyznał, spuszczając nieco głowę. - Zmodyfikuję mu pamięć. Nie zdradzę już twojego sekretu. Zrozumiałem, że to zbyt wyjątkowy dar nawet w magicznym świecie, nawet jeśli dążymy do ujawnienia...
Alexandriya spędziła tamtego dnia za dużo czasu na przemyśleniach, by dać nabrać się na tamtą postawę niewinnego szczeniaka.
- Ja myślę - powiedziała, ani na moment nie tracąc swojej defensywnej postawy. Gellert przyjrzał się jej podejrzliwie, ale ostatecznie zapytał tylko:
- Usiądziemy?
Alexandriya nieznacznie spojrzała w stronę stołu, przy którym stały tylko dwa krzesła na jego odległych końcach.
- Ale nie tak jak zawsze. Chcę być twarzą twarz z tobą, blisko.
Gellert uniósł brwi, po czym prędko spoważniał.
- Jak sobie życzysz.
Atmosfera w pomieszczeniu była niezwykle napięta, a Alexandriya aż za dobrze wyczuwała ją swoimi wyostrzonymi zmysłami. Nie wierzyła w te wszystkie grzeczności, rozmowa między nimi była tak sztuczna, że wręcz nieco ją męczyła. Gellert też to czuł, i też miał tego dosyć, choć nie wiedział, skąd ta okropna aura się brała. Wyglądało na to, jakby wszystko sobie wyjaśnili, a jednak jakaś siekiera zdawała się nieustannie wisieć w powietrzu.
Gellert uniósł rękę, by przestawić krzesła, przy czym przypadkiem otarł się o jej ramię. Krótki dotyk u obojga wywołał gęsią skórkę; Alexandriya słyszała tylko bicie własnego serca w przestronnym pomieszczeniu, wpatrzona w sylwetkę chłopaka obok niej, otuloną naprawdę słabym, czerwonym światłem. Grindelwald wyraźnie przełknął ślinę.
Alexandriya pozwoliła sobie wykonać dodatkowy krok w jego stronę, starając nie oddychać się za głośno, bo każdy dźwięk w tamtej chwili był doskonale słyszalny. Gellert zapomniał o krzesłach; zaczęli patrzeć sobie w oczy, jakby pytając się, co teraz miało się wydarzyć, gdy przerwało im skrzypienie drzwi.
- Kolacja gotowa, panie Grindelwald - powiedział ktoś ze służby, natychmiast zabijając atmosferę.
Gellert odchrząknął, po czym spojrzał nieznacznie w kierunku drzwi.
- Podajcie, w takim razie.
CZYTASZ
Jucha • Gellert Grindelwald
Fanfiction❄ Alexandriya chciała wyrwać się ze znienawidzonego miasta, a Gellert mógł jej w tym pomóc. On za to chciał posiąść wiedzę, którą tylko ona miała. Zawarli bardzo prosty układ, który wkrótce pozostawił za sobą trwałe ślady... Z juchy.