Gilbert.
Takie imię Gellert i Alexandriya wspólnie wybrali dla swojego nienarodzonego jeszcze dziecka, przy czym kierowali się kilkoma przesłankami. Znaleźli wiele jego znaczeń, lecz najbardziej spodobało im się jasna obietnica, szczególnie związane z darem jego ojca, który twierdził, że czuł, że to imię przyniesie mu dobre życie.
Poza tym, Gellertowi pasowało, że zaczynało się od tej samej litery, co jego własne imię - jego syn mógłby kiedyś, gdy byłoby bezpiecznie powiedzieć światu, kim byli jego rodzice, użwyać tego samego monogramu składającego się z dwóch liter G. Drugie imię Alexandriya wybrała sama - Wasylij, jako hołd dla Wasylisy.
Para ustaliła także, że poród odbędzie się w Nurmengardzie, głównie dla bezpieczeństwa. A choć Gellert dysponował najpotężniejszą różdżką na świecie, i tak zamierzał ściągnąć wtedy wszystkich uzdrowicieli, jakich miał pośród swoich popleczników. Jeśli chodziło o narodziny jego syna, nie zamierzał ryzykować - poza tym, potem mógł wyczyścić pamięć wszystkim obecnym.
Był koniec sierpnia, gdy Alexandriya siedziała przy jeziorze, mocząc swoje obolałe i opuchnięte nogi. Jej brzuch był już naprawdę wielki, a ciąża męczyła ją niemiłosiernie... Na szczęście, według przewidywań Gilbert miał przyjść na świat już za kilka dni.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę. - Głos Gellerta wyrwał ją z wpatrywania się w wodę, a on sam zbliżał się do niej z kubkiem w ręku.
- Wreszcie wróciłeś - powiedziała z radością, bo nie widziała go od minionego wieczoru.
- Tak, wszystko załatwiłem... I przyniosłem ci zioła. - Gellert usiadł obok niej i wręczył jej gorący kubek, za który cicho podziękowała, po czym ucałował jej policzek. - Jak się czujesz?
Alexandriya westchnęła głęboko, jedną dłoń kładąc na ciemnofioletowy materiał sukni, która wtedy przykrywała jej ciążowy brzuch.
- Sfrustrowana. Mam już dosyć czekania, ostatnie dni były dziesięć razy dłuższe niż wszystkie inne...
- Wiem, wiem... - Gellert objął ją czule. - Ale już lada dzień - dodał, schylając się, by ucałować również jej brzuch.
Kobieta uśmiechnęła się. Za każdym razem, gdy on dotykał jej brzucha miała wrażenie, że wręcz przekazywał dziecku swoją magię, której przepływ niemalże potrafiła wyczuć. To było tak dziwne, nieopisywalne uczucie, jedno z najprzyjemniejszych, jakie spotkały ją w życiu.
- Nie mogę się doczekać, aż go zobaczę - przyznała, po czym wzięła łyk ziółek.
- Ja także. Narodzi się wielki czarodziej...
Alexandriya nagle uniosła brwi, czując nagłe poruszenie w brzuchu.
- Chyba cię usłyszał. - Zaśmiała się pod nosem. - Kopie.
Gellert natychmiast położył dłonie na jej brzuchu, aby wyczuć ruchy syna.
- On też już chce nas zobaczyć. Czuję to, Sasza... - Przymknął oczy, oddając się swojemu zmysłowi jasnowidzenia. - Tydzień.
- Jeszcze tydzień? - Alexandriya jęknęła z frustracji. - Chyba oszaleję do tego czasu.
- Tylko tydzień, Sasza. Tylko...
Przewidywania Gellerta okazały się jak najbardziej trafne. Równo tydzień później, po porodzie tak wspieranym magią, że potrwał naprawdę krótko, na świat przyszedł Gilbert Wasylij Grindelwald, który miał być jednak ukrywany pod nazwiskiem Karimov.
Gellert nie uczestniczył w większości porodu - był zajęty zapewnianiem bezpieczeństwa, musiał dopilnować, by nikt poza wyznaczonymi przez niego osobami nie dowiedział się, a już tym bardziej nie przeszkodził we wszystkim. Kiedy dostał wiadomość, że to już, zabrał się za usuwanie pamięci uzdrowicielom, tylko dwóm z nim zlecając przeniesienie Alexandriyi i dziecka z łaźni do sypialni.
I to dopiero właśnie w sypialni, w tamten wrześniowy już wieczór Gellert Grindelwald zobaczył swojego syna po raz pierwszy.
Kiedy wszedł, Alexandriya leżała pod szmaragdową kołdrą, w rękach trzymając dziecko, które jawiło jej się wtedy jako najpiękniejsze na świecie - malutkiego chłopca o białych włosach, który, choć dopiero od kilkudziesięciu minut na świecie, już potrafił przyssać się do piersi matki. Ona sama nie wyglądała tak, jak zazwyczaj wyglądały kobiety po porodzie - wycieńczone, spocone... Alexandriya, dzięki swoim wiedźmim mocom, wydawała się tylko delikatnie zmęczona.
Gellert zbliżał się do niej z małym uśmiechem na twarzy i wyciągniętą różdżką. Choć uzdrowiciele zadbali o wszystko, to dopiero machnięcie Czarną Różdżką sprawiło, że Alexandriyę kompletnie opuścił ból. Po tym stanął tuż przy niej, a ona ze łzami w oczach wyszeptała:
- Spójrz. Jest przepiękny.
Gellert usiadł przy niej na łóżku, a następnie ucałował ją w czoło, by po tym przyjrzeć się dziecku. Nawet tam, wtedy, od noworodka...
Czuł magię.
- Wspaniały - powiedział cicho, kładąc dłoń tak, by syn naturalnym odruchem zacisnął swoją malutką dłoń wokół jego palca. I wtedy Gellert po raz kolejny poczuł tę magię, już pulsującą w żyłach tej małej istotki...
- Chciałbyś go potrzymać? - zapytała, poprawiając ułożenie chłopca w swoich rękach.
- Oczywiście, ale nie przerywajmy mu na razie. - Gellert otarł łzy z jej twarzy, a także poprawił opadające jej na czoło niemalże białe kosmyki. - Potrzebujesz czegoś?
- Chyba tylko czegoś do picia, a poza tym proszę, zostań tu - powiedziała Alexandriya, w tamtej chwili bardziej niż kiedykolwiek złakniona jego obecności. On, ona i ich dziecko... Choć trochę dziwna była to rodzina, w tamtej chwili w jej sercu liczyła się dla niej najbardziej.
- Naturalnie, że zostanę, Sasza, ja też pragnę być z moim synem... Już wszystkim się zająłem, pamięć uzdrowicieli wyczyszczona... - odparł Gellert, a następnie machnął różdżką, aby przywołać do siebie napój dla ukochanej.
Alexandriya za każdym razem, jak tylko spojrzała na dziecko w swoich ramionach, rozklejała się zupełnie. Od małego wmawiano jej, że kiedyś zostanie matką, ale wtedy nie wyobrażała sobie, że będzie to tak wyglądać... Była szczęśliwa, przeszczęśliwa i nie wyobrażała już sobie rzeczywistości bez swojego syna. Miała pewność, że nigdy nikogo tak nie kochała, jak tę małą, bezbronną istotkę w swoich ramionach.
Kilka chwil później Gellert pomagał jej się napić, dzięki czemu, zdawało się, odzyskała pełnię sił.
- Nie mogę się doczekać, aż urośnie, aż usłyszymy jego pierwsze słowa... - mówiła Alexandriya, wciąż czując łzy zbierające się w jej oczach. - Nauczę go wszystkiego, co mogę. Od rosyjskiego po każde wiedźmie zaklęcie, które chłopiec może opanować...
- Być może jako dziecko wiedźmy będzie mógł zgłębić więcej twojej wiedzy - stwierdził Gellert, odkładając szklankę na szafkę nocną.
- Może... Och, byłoby cudownie - odpowiedziała kobieta, po czym zauważyła, że syn odrywa się od jej piersi. - Skończył... Możesz go teraz wziąć.
Gellert rozłożył ręce, a Alexandriya przekazała mu chłopca najdelikatniej jak potrafiła. Mężczyzna przyjrzał się mu ponownie, tym razem w pełnej krasie, a następnie ucałował go w głowę, co rozczuliło kobietę. Przytulił go do siebie, a to tylko potwierdziło mu najważniejsze i wywołało u niego szeroki uśmiech.
- Ty też musisz czuć, ile magii on ma w sobie. Będzie potężny.
- Czuję. - Alexandriya pokiwała głową. - Ale dziwić się, z takimi rodzicami jak my?
CZYTASZ
Jucha • Gellert Grindelwald
Fanfiction❄ Alexandriya chciała wyrwać się ze znienawidzonego miasta, a Gellert mógł jej w tym pomóc. On za to chciał posiąść wiedzę, którą tylko ona miała. Zawarli bardzo prosty układ, który wkrótce pozostawił za sobą trwałe ślady... Z juchy.