Rozdział 43

1.5K 298 18
                                    

Alexandriya zaczęła bardziej doceniać swój nowy strój dopiero wtedy, gdy go ubrała. Suknia wyglądała znacznie lepiej na niej niż w pudełku, skrojona idealnie na jej ciało, połyskująca przy każdym ruchu. Dopiero na sobie dziewczyna zauważyła, że długie rękawy imitowały też rękawiczki, zakładane na środkowy palec jak obrączka połączona z materiałem.

Jej długie włosy były w całości pofalowane, opaska spoczywała już na jej głowie, a sznurek od peleryny przewiązanej pod szyją imitował naszyjnik... Była gotowa, i to przed czasem.

Pozostawało dołączyć do Gellerta, który zapewne stał już przed wejściem, wyczekując pierwszych gości. Upewniwszy się, że jej wilki były bezpieczne, wyszła z komnaty i ruszyła na dół, w stronę wejścia do Nurmengardu - tam, jeszcze na korytarzu, wpadła na Gellerta.

Och, on też był widokiem, który chciało się oglądać. Miał na sobie czarną koszulę z bufiastymi rękawami, której kołnierz oraz mankiety wysadzane były tymi samymi kamieniami, co jej suknia. Do tego miał pasujące czarne spodnie i buty, i najwyraźniej brakowało mu tylko płaszcza, którym zazwyczaj dopełniał swoje stroje.

- Gdzie się tak spieszysz? - zapytała Alexandriya żartobliwie nim dotarł do drzwi, a wtedy on natychmiast się obrócił.

Wyglądał, jakby go zamurowało. Zmierzył ją wzrokiem, a następnie prędko do niej podszedł z zachwytem wymalowanym na twarzy. Alexandriya czuła, że był szczery; ona tamtej nocy doskonale wiedziała, jak dobrze wyglądała.

- Sasza... - powiedział, od łapiąc ją za ręce i nie przestając pożerać jej wzrokiem. - Wyglądasz jeszcze piękniej niż się spodziewałem.

- Wszystkiego najlepszego, Gellert - szepnęła, po czym nachyliła się, by zrobić coś, czego w zwyczaju nie miała inicjować... I pocałowała go prosto w usta, zapewniając tym sobie jego uwagę na cały wieczór.

Chwilę później stali przed drzwiami, by powitać każdego gościa osobiście. Wymieniali z nimi konieczne grzeczności i zapraszali do sali, która została udekorowana głównie na czarno, biało oraz granatowo, a ustawione przy ścianach okrągłe stoły uginały się od ilości jedzenia. Jednak przy jednej kobiecie - blondynce w szmaragdowozielonej sukni, urodziwej, zadbanej...

- O, Sasza, chciałbym ci przedstawić... - zaczął Gellert, wskazując na nieznajoma kobietę. - Mila Sokolova. Ona pomoże ci z celtyckimi księgami, doskonale się na tym zna.

- Bardzo miło mi poznać - powiedziała Mila.

Usłyszawszy to imię i akcent nieznajomej, Alexandriya zmarszczyła czoło, a następnie spojrzała na nią podejrzliwie.

- Ty iz Rossii? - zapytała po rosyjsku, a kobieta od razu kiwnęła głową.

- Da.

Alexandriya uśmiechnęła się. Ucieszyła się na samą myśl, że wreszcie będzie mogła porozmawiać z kimś w ojczystym języku, poza tym uznała, że to dzięki swojemu pochodzeniu była tak urodziwa.

- Dogadamy się - stwierdziła głośno, rozbawiając oboje.

- Nie wątpię - stwierdził Gellert.

Kiedy wszyscy zaproszeni już przybyli, Gellert i Alexandriya sami przeszli na salę; nie mieli tam jednak zaznać ani chwili spokoju. Dziewczyna ledwo odebrała od mężczyzny kieliszek wina, którym miał zostać wzniesiony toast, gdy goście zaczęli się przepychać w jego stronę z prezentami. Alexandriya nawet bała się wyobrażać sobie, co też mogliby mu podarować, a i tak z nóg zwalił ją już pierwszy podarunek.

- Panie Grindelwald, jeśli mogę... - zaczął pewien dojrzały mężczyzna, skłaniając się przed nim nieco. - W podzięce za to, że wreszcie ktoś odważył się mówić o rzeczach, o których już dawno powinien usłyszeć świat czarodziejów. Dziękujemy za prowadzenie nas... I jako dowód wdzięczności ja i moi przyjaciele - wskazał na grupę kilku mężczyzn, którzy obserwowali wszystko z pewmej odległości - chcemy wręczyć ten podarunek. Jeśli pozwolisz...

Mężczyzna wyjął różdżkę i już chciał nią machnąć, alarmując Alexandriyę gotową się bronić. On jednak rzeczywiście nie zrobił nic złego, a wyczarował na pustej ścianie sali srebrną ramę z obrazem.

To był portret, potężny, na oko trzymetrowy. Przedstawiał nikogo innego jak Grindelwalda na czarnym tle z białym symbolem Insygni Śmierci, dzierżącego różdżkę niczym władca świata. Sala wybuchła aplauzem, rozległy się westchnienia zachwytu, a Alexandriya nie mogła uwierzyć w to, co widziała. To przeszło jej najśmielsze oczekiwania i wiedziała, że uderzy Gellertowi do głowy.

- Dziękuję, dziękuję - powiedział Grindelwald głośno, z uśmiechem, podchodząc do obrazu i jednocześnie uciszając całą salę jednym gestem ręki. - Wspaniały portret, tak, ale niestety niekompletny. Brakuje na nim mojej ukochanej.

To spotkało się z rozczuleniem oraz podziwem tłumu jednocześnie. Alexandriya, na którą skierowała się część oczu, pokręciła głową z niedowierzaniem. Gellert bawił się tym tłumem, robił z nim co chciał... I to jeszcze w taki ckliwy sposób.

- Jesteś niemożliwy - wyszeptała do niego, a właściwie tylko poruszyła ustami, bo nie mógł usłyszeć jej ponad głosami tłumu. Zrozumiał ją jednak i uśmiechnął się szelmowsko, rozkładając ręce, przez co pokazał, jak bardzo był z siebie dumny.

- Och, proszę się nie martwić, panie Grindelwald! - zawołał mężczyzna, który wyczarował portret. - Zaraz to naprawimy! Petr, chodźże tutaj...

Podczas gdy dwóch mężczyzn wymachiwało różdżkami przed portretem, Gellert wrócił do Alexandriyi, która wciąż ogarnięta była przez niedowierzanie.

- I co, powiesimy to sobie w sypialni? - zapytała po części retorycznie, a po części na serio, bo z nim nigdy nie było nic wiadomo. On zaśmiał się głośno; wyraźnie mu się to wszystko podobało.

- Czemu nie, Sasza? - Objął ją w talii i przysunął bliżej do siebie. - Czemu nie?

- Gotowe! - zawołał mężczyzna pod obrazem, na co para uniosła głowy. Tuż obok Grindelwalda pojawił się magiczny wizerunek Alexandriyi, ubrany dokładnie tak samo, jak ona w tamtej chwili. Wyglądała pięknie, temu nie mogła zaprzeczyć, ale jej nigdy nie zależało na władzy, rozgłosie, portretach... Podczas gdy Gellert dosłownie się w tym wszystkim pławił.

- Teraz można bić brawa - powiedział Gellert, a tłum natychmiast usłuchał. - Teraz tym bardziej powinniśmy go sobie powiesić, nie uważasz? - dodał tak, by tylko Alexandriya go usłyszała.

Pozostali goście postanowili pójść w ślady pierwszego prezentu i każdy z nich - najwyraźniej na szybko - próbował też zawrzeć coś dla Alexandriyi lub z nią związanego, by Gellert ich bardziej docenił.

Cieszyło ją jednak, gdy otrzymywał cenne księgi bądź zwoje, ponieważ wiedziała, że odda je jej, a ona wręcz nie mogła się doczekać, aż zacznie się w nie zagłębiać.

Tamtego wieczoru przekonała się też na własnej skórze, jak łatwo jednał sobie ludzi, jak bezproblemowo godzili się za nim iść i go wspierać. Zdawał się doskonale wiedzieć, co powiedzieć do każdego człowieka, gdy tylko na niego spojrzał... Patrzenie na to wszystko było fascynujące, ale też poniekąd przerażające - Alexandriya cieszyła się jednak, że ze swoją nieprzepadającą za spotkaniami towarzyskimi naturą nie musiała odzywać się zbyt wiele przy takim mówcy jak on. Nie miała nic przeciwko temu, by tylko przy nim stać i po prostu ładnie wyglądać, popijając wyśmienite wino, które wybrał na tamtą okazję.

Tamte dziwaczne prezenty wydawały się pierwszym znakiem tego, że to nie będzie zwykła noc.

Jucha • Gellert GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz