Rozdział 18

2.5K 400 56
                                    

- Nie masz swojej watahy, więc teraz ja będę twoją rodziną, mały...

Minął nieco ponad tydzień od momentu, jak Alexandriya uratowała Velesa, którego bez większych problemów wyleczyła. Sprawdziwszy wiele ksiąg, oceniła, że był naprawdę młodym samcem, dlatego zabrała go z powrotem do tamtego lasu w celu odnalezienia jego rodziców, rodzeństwa, kogokolwiek...

Nie znalazła już jednak żadnego wilka w tamtym lesie, a to wywołało u niej wściekłość. Była pewna, że mogły już zginąć, że ich nie zdołała już uratować...

Planowała się zemścić, do czego przygotowywała się ostrożnie. Chciała, by ci, którzy byli za to odpowiedzialni ucierpieli jak najbardziej - i robiła to, gładząc Velesa po głowie, gdy ten już kolejny raz przysypiał na jej łóżku. Nie wyglądało na to, jakby chciał po tym wrócić do zmarzniętego lasu.

Był ranek, a Alexandriya leżała jeszcze w łóżku, niezbyt chętna ruszyć się gdziekolwiek. Pamiętała jednak o tym, że wieczorem miało odbyć się to całe przyjęcie, na którym Gellertowi tak zależało. Dziewczyna najwyraźniej przywołała go swoimi myślami, ponieważ już chwilę później Grindelwald zapukał do jej drzwi.

- Dzień dobry - powiedział, wchodząc po tym, jak uzyskał pozwolenie.

Alexandriya wciąż była w swojej koszuli nocnej, lecz wcale się tym nie przejęła. Podniosła się do pozycji siedzącej, wciąż gładząc Velesa.

- Bardzo dobry - odparła, widząc jednocześnie, że Gellert na moment zawiesił wzrok na jej dekolcie.

- Czyli go zatrzymujesz? - zapytał jak gdyby nigdy nic, wskazując głową na wilka.

- A to jakiś problem? - Alexandriya zaczęła drapać zwierzaka za uszami, co wyraźnie mu się spodobało.

- Możesz tu robić, co tylko zechcesz - powiedział Gellert bez zawahania. - Widzę poza tym, że on na ciebie dobrze wpływa... Zapewne na twoją magię także.

- Prawie jak ty - odparła dziewczyna z szelmowskim uśmiechem na twarzy.

- Dziś bal - dodał znikąd, na co Alexandriya skinęła głową.

- Wiem, spokojnie, przygotuję się.

- Nie wątpię. Choć... Mam dla ciebie pewną propozycję. - Delikatnie przechylił głowę w stronę stojącej w jej pokoju ciężkiej szafy. - Już wisi w twojej szafie.

Alexandriya uniosła brew, jakby pytając, o co chodziło.

- Wybór należy do ciebie, ale... Nie ukrywam, że chciałbym cię w niej zobaczyć - dodał i bez żadnych dalszych wyjaśnień wyszedł, nie pozastawiając Alexandriyi wyjścia: ciekawość rozpierała ją tak bardzo, że musiała wstać i sprawdzić, o czym mówił.

Cóż mogło tam takiego być, że Gellertowi aż tak na tym zależało?

Zdezorientowany Veles uniósł głowę, gdy nagle źródło jego pieszczot zniknęło. Alexandriya stała już wtedy przy szafie, a gdy ją otworzyła, otworzyły się także jej usta.

W środku odnalazła najwspanialszą suknię, jaką kiedykolwiek widziała, a widziała już ich sporo - jej matka, chcąc często podkreślić swój status i czystość krwi, nie stroniła od wytwornych strojów nawet na najmniejsze okazje. Tamten strój był jednak tak magiczny, tak szykowany, tak pięknie wykonany... Miał w sobie to coś, co rzeczywiście mogła stworzyć tylko najpotężniejsza różdżka, którą Grindelwald przecież posiadał.

Suknia była granatowa, rozkloszowana, nawet na wieszaku widać było, że musiała sięgać do podłogi. Odsłaniała całe ramiona, a gdy Alexandriya nieco ją odwróciła, zauważyła, że i także plecy. Jej górne krawędzi ozdobione były szerokim, srebrnym paskiem połyskującym przy nawet najmniejszym świetle. Od niego na środku odchodziły dwa dodatkowe, przecinające się paski wyznaczające miejsce na szyję.

Dziewczyna zdjęła ją z wieszaka magią, bardzo powoli, bojąc się ją jakkolwiek zniszczyć. Materiał był porządny, drogi, magicznie połyskujący... Niemożliwym było, aby Alexandriya znalazła piękniejszą suknię. Oczywiście, że zamierzała ją włożyć, a gdyby mogła, to ciągle by w niej chodziła. Lubiła dobrze wyglądać, lecz zazwyczaj starała się dbać o twarz i włosy, uwodzić sobą, nie strojem... Lecz nie zamierzała nie spróbować odejść od tej zasady, zwłaszcza po słowach Gellerta.

- Jak ci się podoba, Veles? - zapytała wilka, przyłożywszy suknię do swojego ciała. - Bo jak dla mnie... Będę może mogła komuś skraść serce nawet bez użycia magii.

Wilk naturalnie nie odpowiedział, lecz jej to nie przeszkadzało. Podeszła z suknią do lustra i już zaczynała w głowie planować, jak się uczesze, co jeszcze do niej dobierze... Nagle zaczęła się cieszyć tym balem znacznie bardziej niż wcześniej.

Kilka chwil później Alexandriya nałożyła szlafrok i, wypuściwszy Velesa na podwórze wokół Nurmengardu, sama udała się do jadalni na śniadanie, gdzie Gellert już na nią czekał.

- I jak? - zapytał, gdy jeden ze służących postawił przed nim złoty talerz.

- Na razie nic ci nie powiem - odparła Alexandriya, usadawiając się naprzeciwko niego. - Mówiłam ci, że muszę mieć jeszcze kilka swoich sekretów.

- Robisz wszystko, żebym jeszcze bardziej wyczekiwał dzisiejszego wieczoru.

- Chyba przeżyjesz - odparła dziewczyna, odrzucając włosy. - Tylko nie każ mi tam siedzieć zbyt długo. Naprawdę nie lubię skupisk ludzi, tego zgiełku, to przypomina mi o tym przeklętym Petersburgu. Cenię to miejsce właśnie za to, że jest tu tak cicho, spokojnie, nikt nam się do niczego nie wtrąca...

- Och, zapewniam cię, że to raczej wyjątek od reguły. Nie zamierzam odbierać ci tutejszego spokoju.

- Ty to zawsze wiesz, co mi powiedzieć, co... - Zaśmiała się pod nosem, skinieniem głowym dziękując służącemu za talerz.

- Słynę z tego, że wiem, co mówić, Sasza. Tylko w Durmstrangu jakoś nie potrafili docenić mojej pewności.

- Może niegdyś sam założysz szkołę magii... A tam zasady będą inne.

- Szkołę magii, mówisz?

- A czemu by nie? - drążyła Alexandriya. - Ja bardzo chętnie bym się czymś takim zajęła... Mieć własną szkołę, prowadzić młodych czarodziejów po swojemu... Wiesz, ilu wspierających naszą sprawę mogłoby z tego wyjść?

- Wiesz, że to wcale nie jest niewykonalne z tym, czym dysponujemy? - zapytał Grindelwald. - Za jakiś czas możemy się tym zająć. Powiedz tylko słowo.

Alexandriya upuściła widelec, który chwilę wcześniej podniosła, by coś sobie nałożyć.

- Żartujesz... Moglibyśmy założyć szkołę? Tak po prostu?

- A czemu by nie? - Grindelwald wzruszył ramionami. - Możemy wszystko. Lecz teraz mamy wiele innych spraw do załatwienia, dlatego jeszcze do tego wrócimy... Zgadzasz się?

- Czy się zgadzam? Teraz nie będę mogła przez ciebie spać z tą myślą.

Gellert spuścił wzrok na swój talerz, a na jego twarzy pojawił się mały, niewytłumaczalny uśmiech.

- Wielka strata, że akurat przez myśl nie będziesz mogła spać... - powiedział, po czym ponownie na nią spojrzał. - Ale jak to mi powiedziałaś, chyba przeżyjesz.

Alexandriya przewróciła oczami.

- Nienawidzę z tobą tak rozmawiać. Zawsze musisz mi udowodnić, że jesteś inteligentny, a ja za wiele lat użerałam się z tymi w Durmstrangu.

- Mógłbym ci powiedzieć to samo.

Zawiesili wzrok na sobie nawzajem, a przez powietrze przeszedł jakby jakiś impuls. Nawet nie wiedzieli, jakim cudem powiedzieli do siebie jednocześnie:

- Smacznego.

Jucha • Gellert GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz