Roseanne Se Chang wraca do Korei po ośmiu latach spędzonych na obczyźnie. Musi zmierzyć się z wieloma przeciwnościami losu jak nienasycone ambicje swojego ojca czy krytykę ze strony najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Staje się ona istną sensacj...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
“I didn't know that I was starving till I tasted you”
– Rosie? – głos bruneta usłyszałam jak zza mgły. To wszystko wydawało się być takie nierzeczywiste, a ja czułam się jak w cholernej symulacji. Zupełnie jakby moje życie było w czyiś rękach.
Wciąż byłam skulona w jego ramionach wcale nie mając zamiaru się z nich wydostawać. Pragnęłam poczuć się bezpieczna chociaż na ten moment.
– Rose.. powiesz mi co się stało? Jesteś rozstrzęsiona. – odgarnął pasmo moich ciemnych włosów za ucho i spojrzał na mnie z góry. Na jego twarzy wymalowana była troską i chęć pomocy. Nawet nie miał pojęcia jak bardzo to doceniałam.
Nie mając siły nic więcej mówić uniosłam dłoń i wskazałam palcem na leżący w kącie pokoju bukiet kwiatów. Pozostał tam od czasu mojego ataku na chłopaka. Choć cała sytuacja wyglądała dość zabawnie, mi wcale nie było do śmiechu. Wręcz przeciwnie, miałam ochotę zwinąć się w kłębek i zamknąć w sobie. Pogrążyć w rozpaczy, już nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Dlaczego ktoś chciał bym tak cierpiała?
Omal nie straciłam rodzinnego dziedzictwa, o które dbali moi przodkowie. Prawie nie straciłam osoby, którą kocham i dowiedziałam się że wciąż ranię zakochanego we mnie przyjaciela.
Doprawdy moje życie lubiło ze mną pogrywać, czyż nie?
Chłopak niechętnie wstał, pozostawiając po sobie pustkę której tak bardzo się obawiałam. Chciałam go już z powrotem obok siebie. Podszedł do bukietu, schylił się po niego i odszukał bileciku. Jego mięśnie wyraźnie się napięły, a szczeka mocno zacisnęła. Był zaniepokojony i wściekły.
Rzucił bukiet na biurko i wyjął telefon z kieszeni swoich spodni.
– Co robisz? – spytałam, ocierając łzy.
– Dzwonię na policję. Ten palant za to zapłaci. – odparł twardym tonem, który wręcz ociekał złością. Na tyle, że poczułam się zaniepokojona jeszcze bardziej. Przeszły mnie nieprzyjemne ciarki, pociągnęłam kolana bliżej klatki piersiowej i pogrążyłam się w myślach.
Już po kilku minutach w budynku pojawiła się policja, złożyłam zeznania. Wiedziałam jednak, że jedyną poszlaką może być bukiet i firma dostarczająca kwiaty. Na tej podstawie są w stanie uzyskać jakiekolwiek informacje. Mimo to byłam prawie pewna, że niczego przydatnego się nie dowiemy.
– Rosie, już jesteśmy. – usłyszałam cichy głos Jeon’a. Wyjrzałam przez szybę, faktycznie znajdowaliśmy się już pod domem. Nawet nie zauważyłam kiedy się tu znaleźliśmy.