Roseanne Se Chang wraca do Korei po ośmiu latach spędzonych na obczyźnie. Musi zmierzyć się z wieloma przeciwnościami losu jak nienasycone ambicje swojego ojca czy krytykę ze strony najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Staje się ona istną sensacj...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
“She’s dancing in the dark, a real work of art.”
– No, no. Nie znałem cię od tej strony Rosie. Potrafisz być niegrzeczna. – zaśmiał się cicho, gdy opuszczaliśmy pokład samolotu. Na mojej twarzy zagościł szkarłatny rumieniec, który został spotęgowany przez uderzenie gorącego Hiszpańskiego powietrza. Dawno tu nie byłam.
– Aish. Zamknij się. – walnęłam go w ramię, idąc do samochodu.
– Uważaj na słowa skarbie, bo następnym razem nie skończy się tylko na palcach. – otrzymałam od niego klapsa w tyłek, przez co zmrużyłam oczy w złości wsiadając do auta.
Miał naprawdę brudne myśli. Gnojek.
Chłopak zajął miejsce kierowcy i ruszył, uprzednio zapinając pasy. Za nami jechał van z ochroną i naszymi bagażami. Czułam się bezpieczna, ale jednocześnie obserwowana. W każdym bądź razie bardziej zależało mi na bezpieczeństwie chłopaka niż moim własnym, głównie dzięki temu znosiłam obstawę w postaci ochrony jadącej za nami całą drogę.
Po kilkunastu minutach drogi w trzydziestoparo stopniowym upale dotarliśmy na miejsce. Otworzyłam bramę pilotem, a naszym oczom ukazała się wielka biała rezydencja.
– Takie pytanie.. ile macie jeszcze domów, o których nie wiem? – wjechał na teren posesji, uważnie się rozglądając dookoła.
– Hm.. w stanach mamy dwa, w Anglii, parę we Francji, w Korei z trzy i do tego tutaj jeden. Pewnie jest wiele innych, o których nie mam pojęcia. – wyliczałam na palcach, otrzymując zdziwienie ze strony chłopaka.
– Mój ojciec zawsze bywał rozrzutny, poza tym lubił pokazywać swoją pozycję. – dodałam nie chcąc wyjść w jego oczach na pustą. Pomimo tego, że znaliśmy się już długo i nasza relacja przetrwała wiele wciąż nie chciałam w jego oczach wyjść na pustą bogatą frajerkę. Choć, wiem że nigdy by tak o mnie nie pomyślał, to czułam się spokojniejsza tłumacząc się z każdej jednej sytuacji.
– Nie oceniam cię, Rosie. Będziemy mieli w czym przebierać na przyszłość. – puścił mi oczko, parkując na jednym z wolnych miejsc w obszernym garażu.
Wysiedliśmy z samochodu, Tae wziął od ochrony nasze bagaże a następnie się z nimi pożegnaliśmy. Cały pobyt mieli spędzić w odosobnionym domku dla gości na terenie posesji. To miało nam zapewnić bezpieczeństwo, i z drugiej strony swobodę. Ostatnie co chciałam wiedzieć to kilku goryli kręcących się po korytarzach, podczas naszych przymusowych wakacji.
O ile można to coś nazwać wakacjami. Osobiście uważałam, że była to ucieczka jednak ubrałam ją w przebranie wakacji by brzmiało bardziej zachęcająco. Byłam wściekła, jednocześnie czułam się słaba dlatego że nie byłam w stanie zmierzyć się z problemem twarzą w twarz. Jedyne co umiałam całe życie to uciekać z podkulonym ogonem.