Roseanne Se Chang wraca do Korei po ośmiu latach spędzonych na obczyźnie. Musi zmierzyć się z wieloma przeciwnościami losu jak nienasycone ambicje swojego ojca czy krytykę ze strony najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Staje się ona istną sensacj...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
“Nareszcie mógł nazywać dziewczynę swoją. Był przeszczęśliwy mając świadomość, że ten przeuroczy aniołek jest cały jego.”
Po imprezie charytatywnej moja popularność wzrosła, nawet otrzymałam weryfikację na większości mediów społecznościowych. Wszystko zaczęło się rozwijać, nowi inwestorzy dzwonili a media nie mówiły o niczym innym jak o sporej kwocie uzbieranej przez fundację na szczytny cel. Dzisiaj według grafiku miałam zaplanowanie spotkanie z radą, wśród której będzie nowy członek naszej firmy Hwang Hyunjin. Czyli dla wszystkich niedoinformowanych zabójczo przystojny, czaruś z cudownymi włosami.
Wstałam dość wcześnie, wzięłam prysznic i wykonałam makijaż, a następnie umyłam zęby i zeszłam na śniadanie. Zjadłam posiłek wspólnie z babcią, rozmawiając na różne tematy. Zwłaszcza na temat mojego chłopaka. Teraz oficjalnie mogłam tak mówić i nie ukrywałam, że napawało mnie to dumą.
– Pani Chang, przyszedł do pani list. – do jadalni wkroczył mężczyzna w średnim wieku.
– Do mnie? – spytałam niepewnie, na co pracownik skinął głową wręczając mi korespondencję.
– Babciu! To list z uczelni. – podekscytowałam się nieco.
Zanim rozerwałam kopertę z logiem uczelni, zawahałam się.
A co jeśli mnie nie przyjęli?
Co jeśli jestem zbyt beznadziejna?
– Rosie, jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną. W dodatku taką inteligentną, na tej uczelni świat się nie kończy. W razie potrzeby złożysz papiery do następnej. – uspokoiła mnie kobieta, kładąc ciepłą dłoń na moim nadgarstku.
Miała rację, owszem na tej uczelni świat się nie kończył. Jednak naprawdę zależało mi na tej konkretnej, nie znałam powodu aczkolwiek po prostu chciałam być częścią tej szkoły.
Przymknęłam powieki, nabierając głęboki wdech i rozerwałam żwawo kopertę, wydobywając z środka list.
– Z przyjemnością informujemy, iż pozytywnie rozpatrzyliśmy pani podanie na naszą uczelnię. Nie kryjemy naszego zachwytu związanego z zaszczytem nauczania członkini rodu Chanów. – wstałam od stołu, rzucając się w objęcia babci z radości. Byłam ogromnie szczęśliwa, będę studiowała na mojej wymarzonej uczelni.
– Widzisz? Mówiłam ci, że w ciebie wierzę. Wiara czyni cuda. – poklepała mnie delikatnie po plecach, widziałam po niej że była ogromnie dumna. Nie ukrywam, że jej opinia była dla mnie znacząca. Była moją jedyną rodziną, matki już nie uznaję za jej część.