- O, Vera! Jesteś. Co tak wcześnie? - spytał Pietro czekający razem z Wandą jakieś pół kilometra od domu.
- Szkoda gadać. - machnęła ręką czarnowłosa wracając ze szkoły, ze skróconego pobytu w kozie - No ale mniejsza. Udało mi się stamtąd wyrwać wcześniej. A wy co tu robicie?
- Czekamy na ciebie. Kiepsko by było, jakby mama dowiedziała się, że byłaś w kozie już pierwszego dnia. - powiedziała Wanda.
- Także nagniemy trochę prawdę i powiemy, że zostaliśmy po lekcjach na spotkanie. - odezwał się Pietro - Ty miałaś spotkanie w kozie, my mamy teraz spotkanie z tobą, ale to tylko drobne szczególiki. - wyjaśniał, po czym objął obie siostry i cała trójka zaczęła kierować się do domu.
- Jesteście kochani. - powiedziała Vera.
- Nie ma opcji, żebyśmy cię tak zostawili. - powiedziała z uśmiechem Wanda.
W końcu trojaki znalazły się w domu. Zaczęli zdejmować plecaki.
- Czekaj, to wyszłaś sama z tej kozy czy z Barnes'em? - spytał po chwili Pietro.
- Co proszę? - spytała ich mama, która momentalnie znalazła się na korytarzu.
- Nie, mamo... Emm... - złapał się za głowę blondyn.
- Jest w porządku, Pietro. - Vera położyła dłoń na ramieniu brata - Tak, byłam dziś w kozie. Uszkodziliśmy ławkę na chemii i... To znaczy nie my - wskazała na rodzeństwo - My w sensie ja i taki jeden debil...
- Vera, wyrażaj się. - upomniała ją mama.
- No i byliśmy chwilowo w kozie. - przetarła dłonią twarz.
Widać było na twarzy ich matki lekkie rozczarowanie i zmartwienie, ale nie powiedziała nic. Skierowała się z powrotem do kuchni.
- Chodźcie na obiad. - powiedziała jakby słabszym głosem.
Veronice zrobiło się trochę głupio, że już pierwszego dnia musiała zasmucić mamę takimi wiadomościami. Pietro również odczuł zakłopotanie, gdyż starał się chronić siostrę, po czym najzwyczajniej w świecie bezmyślnie ją wkopał. Wanda z kolei współczuła im oboje i także źle czuła się z zaistniałą sytuacją.
- Robisz to na złość? - odezwała się w końcu mama zwracając do Very.
- Nie, mamo... to był wypadek przy eksperymencie. To nie było celowe. - tłumaczyła czarnowłosa.
- Tak, nigdy nic nie jest celowe. - mówiła to odrobinę zdenerwowana, podając jednocześnie talerze dzieciom.
Ostatnią porcję przyniosła sobie, po czym dosiadła się do stołu.
- Kolega mnie rozpraszał i...
- Kolega... - powtórzyła po Veronice matka - Zawsze ktoś. To nigdy nie jest twoja wina, zawsze kogoś.
- Nie bardzo rozumiem do czego zmierzasz, mamo. - dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Nigdy nic nie rozumiesz...
- Możesz przestać? - uniosła się Vera - Robimy powtórkę z rozrywki? O co ci chodzi?
- Zawsze musisz komplikować sprawy i później umywasz od tego ręce, Veronica. - mama w końcu na nią spojrzała.
- Przecież mówiłam ci, że to nie było celowe. Myślisz, że sama z własnej woli chciałam pójść siedzieć w kozie? Nie. Tak samo jak nie chciałam przenosić się do tej szkoły. Znalazłabym tam pracę i dalej wynajmowała mieszkanie. Nie zatruwałabym ci tu życia. Miałabyś jeden problem z głowy. - gwałtownie odsunęła krzesło i zostawiajac talerz z nietkniętym jedzeniem, ruszyła na górę do swojego pokoju.
CZYTASZ
the Last Year | Bucky Barnes fanfiction | AU
FanfictionWszyscy dobrze znamy Avengersów i to, jak potoczyły się ich losy. Ale co jeśli zamienilibyśmy tych niesamowitych herosów na nietypowych licealistów ostatniego roku? Gdzie Steve Rogers zamiast kapitanem jest niezawodnym przewodniczącym szkoły, Vision...