36꧂ Gorycz

462 43 34
                                    

Veronica Maximoff.

Dziewczyna, która dosłownie jednym słowem potrafiła sprawić, że serce bruneta zaczęło bić szybciej.

Oraz dziewczyna, która kiedy nagle ucichła, sprawiła, iż serce James'a bić przestało.

Stał, nie mogąc się ruszyć. Czuł, jakby wszystkie jego kończyny zostały sparaliżowane. Stres zawładnął jego ciałem, a w głowie zapanował istny chaos. Nie był nawet pewny czy zdoła utrzymać dłużej telefon przy uchu. Powoli tracił jakiekolwiek czucie i stabilność.

Miał wrażenie, jakby znalazł się w jakiejś otoczce, zza której nic do niego nie dociera.

Słyszał jakieś słowa w słuchawce, jednak nie mógł ich rozpoznać. Był to bardziej bełkot, niż mówienie.

Kiedyś myślał, że stracenie Very w formie sprzeczki, kłótni czy ich ostatniej sytuacji było piekłem. Istną tragedią.

Otóż nie. Bo ona i tak żyła. Jakkolwiek ich relacja by nie wyglądała.

Ona żyła.

A teraz...

Świat Barnes'a legł w gruzach. Jego odłamki leżały w rozsypce, okrążając jego samego.

Całkiem samego.

- ...zaraz, ona oddycha! - usłyszał nagle głos w słuchawce.

Te słowa wystarczyły, by momentalnie oprzytomniał i aby adrenalina w ekspresowym tempie rozprzestrzeniła się w jego krwi.

Otworzył szeroko oczy, a jego usta minimalnie zadrżały.

- To na co jeszcze, kurwa, czekasz?! Dzwon po pogotowie! - wyparował Barnes, chwytając za pierwszą lepszą bluzę, po czym biegiem ruszył do swojego samochodu - Odłóż ten telefon ale masz się nie rozłączać! A teraz dzwon po karetkę, zrozumiałeś?

- ...t... tak. - odrzekł łamliwym głosem mężczyzna, po czym wyjął swój telefon i drżącymi dłońmi wybrał numer pogotowia.

James w tym czasie wsiadł do samochodu. Zamknął za sobą drzwi, po czym przełączył rozmowę na głośnik, kładąc komórkę na siedzeniu obok.

Słyszał w tle, że mężczyzna odpowiada na zadawane mu pytania dotyczące miejsca wypadku, ilości osób poszkodowanych i optymalnego stanu zdrowia.

W międzyczasie brunet niewyraźnie usłyszał w rozmowie mężczyzny z ratownikami medycznymi ulicę, na której doszło do zdarzenia. Nie mógł być wcale pewien, że jego domysły są prawidłowe. Uznał jednak, że i tak lepszym wyjściem będzie spróbować pojechać w domniemane miejsce, niż siedzieć bezczynnie i czekać, pozwalając, by jego umysł ogarnęły czarne scenariusze.

Uruchomił pojazd, po czym z piskiem opon ruszył w stronę obranego celu.

꧁꧂

- Gościu, jesteś tam? - zapytał Barnes podniesionym tonem, słysząc, że mężczyzna chwilowo nie rozmawia z ratownikami i jednocześnie pędząc przez Nowy Jork - Odezwij się!

- Jestem, jestem.

- Dobrze usłyszałem? Jesteś na Piątej Alei?

- Tak, to właśnie tu.

- Kurwa! - zahamował gwałtownie, kiedy nagle sygnalizacja świetlna zmieniła się na czerwone światło.

Oddychał bardzo ciężko, mocno zaciskając dłonie na kierownicy do tego stopnia, że opuszki jego palców wyraźnie zjaśniały.

the Last Year | Bucky Barnes fanfiction | AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz