32꧂ Zabawa andrzejkowa

606 56 42
                                    

- Więc... mniej więcej tak to wszystko wygląda. - podsumowała Vera, siedząc razem z Loki'm w kuchni, w jej nowym mieszkaniu.

Nie było ono ogromne, jednak nie posiadało też zbyt dużo zbędnych mebli, przez co dziewczyna na spokojnie mogła znaleźć dla siebie dużo miejsca. Umeblowanie było głównie w kolorze brzozowego drewna. Ściany były białe, z kolei jeśli chodzi o dekoracje czy akcesoria do pomieszczeń, Veronica uznała, że dobrym pomysłem będzie połączenie koloru bordowego i głębokiego fioletu. Tak więc koce, poduszki, świeczki czy inne ozdoby idealnie wpasowywały się do pokoi. Całość mieszkania wyglądała zarówno przytulnie, jak i elegancko.

- Nie wiem, co jest gorsze. To z Barnes'em czy z twoją matką. Tego się nawet chujowym nie da nazwać, Vera... - przetarł czoło, po czym upił łyk kawy, którą przyszykowała mu czarnowłosa.

- Wiem, uwierz. - prychnęła - Wiesz co? Jeszcze chociażby wczoraj nie mogłam powstrzymać płaczu. Cały czas chodziłam z chusteczkami w ręce. A dziś... fakt, rozpłakałam się w szkole po rozmowie z Bucky'm, ale jakoś... teraz... powstrzymuję się, żeby nie zacząć się histerycznie śmiać. - powiedziała, uśmiechając się pod nosem - Naprawdę mam wrażenie, jakbym wypłakała już wszystkie łzy i wykorzystała cały limit odczuwania smutku. Teraz chce mi się, kurwa, śmiać. - poczęła upijać kawę, jakby nigdy nic.

Laufeyson spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami, w ostatniej chwili zatrzymując kubek ze swoim napojem tuż przy ustach. Odstawił go na mały stół, po czym wyprostował się nieco.

- Vera? - zaczął niepewnie.

- Tak? - zapytała z uśmiechem na twarzy.

Loki patrzył na nią nieprzekonany i zmartwiony.

- Jeśli masz ochotę się śmiać, to oczywiście, zrób to. Ale... nie chcę, żeby to zabrzmiało wrednie, no... ciężko mi to mówić, ale się martwię i...

- No dawaj. - zaśmiała się.

- Nie myślałaś o psychologu? - zacisnął usta.

Veronica wybuchnęła śmiechem. Odłożyła kubek z kawą, po czym zgięła się w pół, nie mogąc przestać się śmiać.

Laufeyson podrapał się po głowie. Nie miał bladego pojęcia co powinien zrobić. Wiedział jednak, że dziewczyna potrzebuje pomocy i wsparcia.

- Veronica. Uspokój się. - powiedział lekko zdenerwowany.

- Okej, okej... - odparła biorąc głęboki wdech i ocierając łzy od śmiechu - Będę spokojna. Daj mi chwilę. - mówiła - Swoją drogą, dobre to było z tym psychologiem.

- Mówiłem serio. - odparł, nie unosząc nawet kącików ust.

- Czyli aż tak źle to wygląda? Ta cała sytuacja? - zatoczyła palcem kółko w powietrzu, wciąż mając na twarzy uśmiech.

- Moim zdaniem... jest źle. Naprawdę źle. Po twoim zachowaniu i wyglądzie zaczynam się obawiać czy nie popadasz w depresję i jakieś zaburzenia nastroju czy inny pieron.

- Nie, co ty pieprzysz. - mówiła z przesadną euforią.

- Veronica... masz wory pod oczami, patrzysz przez półprzymknięte oczy... jesteś zgarbiona, wyzuta z emocji, a teraz nagle tryskasz radością.

- I to jest zajebiste. - uśmiechnęła się szeroko.

- Nie, nie jest. - zaprzeczył, wstając z krzesełka, po czym podszedł do przyjaciółki i przykucnął przed nią - Vera, pozwól sobie pomóc.

- Kiedy ja nie potrzebuję pomocy.

- Potrzebujesz.

- Nie potrzebuję, Loki.

the Last Year | Bucky Barnes fanfiction | AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz