35꧂ Połączenie komórkowe

614 47 29
                                    

- Ostatnio czuję się lepiej. - odpowiedziała Vera spokojnym głosem - Naprawdę lepiej. Trochę lżej.

- Czy jest to związane z James'em? - zapytała kobieta.

- Tak. - przytaknęła po chwili - Początkowo byłam na niego naprawdę wściekła. Za to, że mnie okłamał. - przygryzła wargę - Chociaż wiem... i wiedziałam, że nie chciał źle.

- Mimo wszystko nie powinien tego robić. Ostatnim razem, kiedy przyszłaś na wizytę, byłaś naprawdę w rozsypce.

- Tak, wiem... - przetarła twarz dłonią - I wiem, że cel nie uświęca środków. I teraz wychodzi na to, że go bronię. - zaśmiała się krótko - Ale uznałam, że zejdę ze swojej dumy. Że chociaż na moment zapomnę o urazie. - chwilowo ucichła, po czym wzięła głęboki oddech - Postawiłam się na jego miejscu. Zaczęłam się zastanawiać, co ja bym zrobiła w takiej sytuacji.

- I do jakiego wniosku doszłaś?

- Że zrobiłabym tak samo. Tak mi się wydaje. - zacisnęła usta - Nie chciałabym, żeby się martwił. Bałabym mu się powiedzieć, że idę na spotkanie z byłym, żeby sobie nie pomyślał, że go robię w balona i kręcę z tamtym. Nawet jeśli zapewniłabym go, że całkowicie zakończę tę znajomość, on i tak by to analizował i rozmyślał nad tym godzinami. Zdążyłby się już tym zadręczyć z tysiąc razy. I jestem pewna, że kierował się takimi samymi przemyśleniami, jeśli o mnie chodzi. - westchnęła - Mamy... naprawdę podobną naturę.

- Mogłabyś mi sprecyzować tę myśl? - zapytała łagodnie - Co masz konkretnie na myśli mówiąc o tej samej naturze? U ciebie i u James'a?

- Chodzi mi o to, że... stawiamy innych ponad siebie. Ponad swoją strefę komfortu. I nawet nie zdajemy sobie sprawy, jakie to może później ciągnąć za sobą konsekwencje. Tak było w przypadku właśnie ostatniej sytuacji. Chęć zrobienia czegoś jak najlepiej, w naszym mniemaniu, dla drugiej osoby wypacza nam logiczne myślenie. I dodatkowo mamy coś takiego, że nie powiemy komuś o problemie, nie obgadamy go wspólnie. Zaczniemy ogarniać to po cichu, żeby nie ujrzało światła dziennego. Mówimy dopiero po fakcie czy się udało. Jeśli nie, chowamy to w sobie. I to jest niezdrowe. Dla psychiki. Wiem to. - podrapała się po głowie - I to jest kolejny przykład na to, że nasze logiczne myślenie idzie do lasu. Bo dbamy o to, by ktoś dla nas bliski nie nosił tego ciężaru z nami. A sami popadamy w coraz głębszy dół z tym wszystkim, udając, że jest w porządku.

Nastała cisza. Kobieta pokiwała w zrozumieniu głową.

- To by wszystko wyjaśniało. To o czym powiedziałaś. Na temat zachowania James'a. - pokiwała głową - Tym bardziej, że mówiłaś mi ostatnio o waszej relacji. O tym chociażby, jak na ciebie patrzy.

- Zgadza się. - przyznała - Także po części go rozumiem. A z drugiej strony wciąż uważam, że mógł mi to powiedzieć, ale... teraz jakoś łatwiej jest mi na to spojrzeć z taką łagodnością i zrozumieniem.

- I zauważ, że po czasie wszystko zaczyna się jakoś łączyć. Im chłodniej i obiektywniej patrzymy na daną sytuację, tym lepiej jest nam ją przyjąć do wiadomości. - mówiła kobieta - I tak jest w tym przypadku. Bo wcześniej, kiedy patrzyłaś na to wszystko przez pryzmat swoich świeżych emocji i przede wszystkim bólu, było to conajmniej tragiczne. Sama wiesz. A teraz, patrząc na to z innej perspektywy, którą mi dziś przytoczyłaś oraz poprzez to właśnie chłodniejsze spojrzenie, wydaje się, jakby nie była to sprawa bez wyjścia. Że jednak jest sposób, aby to jakoś albo naprawić, albo zaakceptować i żyć dalej.

- To racja. - Maximoff uśmiechnęła się pod nosem.

- Ale? Albo może bardziej: i?

Veronica zmarszczyła brwi w niezrozumieniu.

the Last Year | Bucky Barnes fanfiction | AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz