8꧂ Rozejm

614 49 12
                                    

Vera po skończonych zajęciach czekała w parku na Loki'ego. Naprawdę nie sądziła, że aż tak zaangażuje się w odegraniu na Sam'ie. Wystarczająco przekroczył granicę mówiąc o tym akurat Bucky'emu. Od samego początku wydawało jej się, że razem z Tony'm próbują zeswatać go z nią, albo po prostu napuszczają ich na siebie, byle tylko odnieść frajdę.

Tego było już za wiele.

Dziewczyna w końcu doczekała się obecności czarnowłosego. Podchodząc do niej, na twarzy namalował się mu się uśmieszek.

- Wymyśliłeś już coś? - spytała i uświadomiła sobie, że brzmiało to dużo bardziej niemile, niż w jej głowie.

- Na wspaniałe pomysły potrzebna jest wena. - odparł obojętnie - Po co odwalać szopkę, jeśli ma być beznadziejna? Lepiej zrobić dobre wejście. - dodał stając tuż przed Verą.

- Rozumiem. - przytaknęła - Po prostu zależy mi na tym, żeby szybko oberwał i żeby odechciało mu się dalszego jajcowania ze mnie. - przetarła twarz dłońmi - Żarty żartami, ale ileż można...

- Oj uwierz, można. - parsknął Loki.

- Oh, ty jesteś wyjątkiem. - wywróciła oczami.

- Mam to odebrać jako komplement? - uniósł jedną brew, a na jego twarz wpłynął zadziorny uśmieszek.

- Rób z tym co chcesz. - odparła po chwili - Nie dbam o to.

- Czym zasłużyłem sobie na takie oschłe traktowanie? - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, uśmiech mu nie znikał.

- Bo odnoszę wrażenie, że ty też nie bierzesz mnie na poważnie. A ja nie zamierzam się cackać.

- Biorę cię nadzwyczaj poważnie, moja droga. - powiedział - Właśnie zaproponowałaś współpracę we wrobieniu Sam'a...

- I to totalnym. - wtrąciła.

- ...więc jak mógłbym cię teraz olewać? Mam specyficzny sposób bycia. Nie okazuję konkretnych uczuć w oklepany przez wszystkich sposób. To wszystko.

- Skoro tak. - odezwała się beznamiętnie, zerkając na otoczenie.

꧁꧂

Kolejnego dnia najstarsi licealiści czekali przed salą, w której mieli pisać sprawdzian z matematyki. Nie wszystkich ogarnął stres. Vision i Bruce czuli się świetnie przygotowani do testu. Z kolei dla innych matematyka nie była mocną stroną.

- Byle zdać. - westchnął Clint.

- Hej, nie będzie tak źle. - odezwała się do niego Natasha - To, że babka nie jest zbyt miła, nie oznacza, że testy będą takie same.

Barton spojrzał na Romanoff z lekkim politowaniem.

- Słyszałaś się, prawda? - spytał w końcu, a Nat zaczęła się mocno nad tym zastanawiać.

- Tak i teraz już się z tobą zgadzam. Byle zdać. - odparła i westchnęła głęboko.

Uczniowie weszli do klasy i nie musieli długo czekać, aż nauczycielka rozdała wszystkim sprawdziany.

Minęło dobre 20 minut pisania. Vera w tej chwili głowiła się nad pewnym zadaniem i skupiła na nim całą swoją uwagę, aż nagle poczuła delikatne ukłucie w plecy. Zerknęła chwilowo na nauczycielkę dostrzegając, że przegląda jakieś papiery, po czym odwróciła się za siebie.

W tym momencie zobaczyła tę jedną osobę, której naprawdę nie chciała mieć za sobą. Nie zorientowała się nawet kiedy za nią usiadł. Była tak skupiona na teście, że nie spostrzegła jego obecności dzisiejszego dnia w szkole.

the Last Year | Bucky Barnes fanfiction | AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz