Veronica otworzyła oczy, po czym sięgnęła po telefon leżący na szafeczce nocnej. Zegarek wskazywał godzinę 8:42, z kolei data - 22 grudnia - uświadomiła dziewczynie, że dosłownie za dwa dni wypada Wigilia Bożego Narodzenia.
Podniosła się do pozycji siedzącej, przecierając ręką oczy. Zaczęła się zastanawiać, co planowała dziś zrobić.
- Ah, no tak... - mruknęła, łapiąc się za nasadę nosa.
Umówiła się dziś z Loki'm, aby ten do niej przyszedł i razem spędzili dzień przed oficjalnymi świętami. Uznali, że jako najlepsi przyjaciele obowiązkowo powinni przeżyć wspólnie święta. Ale skoro Laufeyson będzie spędzał je z rodziną u siebie w domu, to czemu więc nie zacząć ich nieco wcześniej?
Maximoff wstała z łóżka i powędrowała do łazienki z bandażem w ręku.
Klnąc pod nosem, ostatecznie udało jej się owinąć żebra. Po kilku dniach doszła do wprawy z opatrywaniem się jedną ręką. Początkowo pomagała jej Wanda - rzadziej Pietro. Kiedy jednak Vera miała się skonfrontować z Bucky'm i to on miał ją opatrzyć, czuła się zbyt skrępowana, by zdjąć przed nim bluzkę i pozwolić mu się dotknąć. Nie chodziło o brak zaufania wobec niego. Veronica na samą myśl o tym była po prostu mocno zawstydzona.
Tak więc nauczyła się sama owijać bandażem, nie prosząc już nawet o pomoc rodzeństwo. Mocno podniosło ją na duchu to, iż jest coraz więcej rzeczy, które potrafi wykonywać samodzielnie. Czuła się bardziej niezależna. Małe kroczki, które stawiała każdego kolejnego dnia napawały ją poczuciem polepszenia się jej stanu i zdrowia.
Veronica po porannej toalecie, pożywnym śniadaniu i pysznej kawie siedziała na kanapie w salonie, wpatrując się w choinkę, otoczoną dużą ilością lampek. Gdzieniegdzie wisiały na niej pojedyncze czarne bombki, odznaczające się na jasnym, żółtawo-pomarańczowym tle, jakie tworzyły zawieszone światełka.
Napłynęły do niej wspomnienia, związane z Bucky'm. Nie mogła wymazać z głowy tamtej sytuacji, kiedy znajdowała się blisko Barnes'a. Pamiętała jego dotyk, bliskość, czułość - wszystko, dosłownie wszystko, czego tak bardzo potrzebowała, a o czym nikomu nie mówiła. James o tym wiedział. Znał ją na wylot. Wcale nie musiał jej pytać o pewne rzeczy, by wiedzieć co należy zrobić.
Za to go ceniła.
Jednocześnie miała sobie za złe, że jej uczucia do niego po prostu wyparowały na wskutek wypadku. I będąc świadoma, że nie stało się to umyślnie i z jej winy, to jednak wiedziała - i widziała - że brunet bardzo cierpi. Była przekonana, że Bucky nie powiedziałby jej tego wprost. Nie chciałby jej zranić i wprawiać w poczucie winy. Jednak Vera, tak samo jak James, przejrzała go, dostrzegając wyraźnie w jego oczach zawód i ból.
Oczekiwał, że Veronica wróci. Niestety dziewczyna musiała przed sobą przyznać, że nie jest w stanie spełnić jego pragnień.
Przynajmniej nie na ten moment.
Nie wiedziała, ile dokładnie siedziała na kanapie wpatrując się z zamyśleniem w drzewko, ale zostało jej to przerwane dzwonkiem do drzwi.
Wstała z kanapy i podchodząc do drzwi wyjściowych, otworzyła je.
- Cześć. - przywitał się Loki, unosząc lekko kąciki ust.
- Hej. Wejdź. - przepuściła go w drzwiach, a następnie zamknęła je za nim.
Kiedy oboje już znaleźli się w salonie, Loki uniósł w górę siatki, jakie trzymał w dłoniach i patrzył wyczekująco na dziewczynę.
Veronica początkowo nie zorientowała się, że Laufeyson przyszedł do niej z jakimiś pakunkami. Była tak pochłonięta rozmyśleniami, że tak naprawdę dopiero teraz zauważyła również, że włosy Loki'ego są spięte w mały koczek.
CZYTASZ
the Last Year | Bucky Barnes fanfiction | AU
FanficWszyscy dobrze znamy Avengersów i to, jak potoczyły się ich losy. Ale co jeśli zamienilibyśmy tych niesamowitych herosów na nietypowych licealistów ostatniego roku? Gdzie Steve Rogers zamiast kapitanem jest niezawodnym przewodniczącym szkoły, Vision...