64꧂ Druga szansa

270 30 41
                                    

- Roni? - zapytał Bucky.

Wyrwało to dziewczynę z zamyślenia. Oboje siedzieli teraz na stołówce, oddaleni nieco od innych uczniów. Veronica spojrzała gwałtownie na chłopaka, mrugając przy tym kilka razy.

- Co? - zmarszczyła brwi.

- Pytałem o czym myślisz. - powiedział łagodnie i cierpliwie.

- Ah... tak... - położyła sobie dłoń na czole - Em, o niczym ważnym.

Jeśli niczym ważnym można nazwać kłótnię z Loki'm i w pewnym sensie zakończenie przyjaźni, to racja - to nic ważnego. Jednak czy rzeczywiście takie było?

- Jasne. - mruknął niezadowolony, po czym zaczął grzebać widelcem w swojej owocowej sałatce.

Veronica spojrzała na bruneta lekko zdziwiona jego reakcją, która z łagodnej i troskliwej zmieniła się na zirytowaną albo i nawet naburmuszoną.

- Co? - zapytała pretensjonalnie, oczekując wyjaśnień.

- Co? - powtórzył, patrząc na Verę - Od tygodnia chodzisz jak zdjęta z krzyża; nie chciałem cię męczyć natrętnymi pytaniami mając nadzieję, że sama wyjaśnisz mi co się dzieje; jesteś tak nieobecna, że nawet nie słyszysz co do ciebie mówię i do tego widać, że twój humor to jedna wielka katastrofa, a ty się mnie pytasz: co?

- Bucky... - westchnęła po chwili, czując niemałe zirytowanie.

- Nie, Roni. Nie ma Bucky. - przerwał jej - Masz mi powiedzieć co się dzieje.

Dziewczyna obserwowała z lekko zmrużonymi oczami Barnes'a, który wyglądał na poważnie zmartwionego i dość rozdrażnionego. Jednak nie ta myśl zdominowała jej umysł.

- To brzmiało jak rozkaz. - prychnęła.

- Może takie powinno być? - odrzekł po chwili poważnym tonem, krzyżując ręce na klatce piersiowej - Skoro dobrowolnie mi ostatnio nic nie mówisz. Może właśnie powinienem zacząć trochę naciskać.

- Oh, proszę cię, nie zachowuj się jak jakiś tatuś. - zirytowała się, powracając do jedzenia.

Brunet uniósł wysoko brwi. W tym momencie jego ciśnienie poczęło się stopniowo podnosić.

- W jakim sensie tatuś? - zapytał po dłuższej chwili - Jak mam rozumieć to słowo z takim tonem?

- Jesteś nadopiekuńczy. - odparła.

- Nadopiekuńczy? - zaśmiał się.

- Tak, Bucky, jeśli dobrze słyszysz co mówię, to nie musisz mnie pytać czy właśnie to powiedziałam. - zirytowana odparła natychmiast - Jesteś nadopiekuńczy. - powtórzyła.

- Oh, nie. - prychnął - Nadopiekuńczość rozumiesz jako troskę?

- Nie, bardziej jako naciskanie.

- Nie naciskałem na ciebie przez ostatni tydzień, mimo że widziałem, jak było ci ciężko. Jak nadal jest. - zauważył - Nie drążyłem, nie zaczynałem tematu, bo domyśliłem się, że nie chcesz o tym rozmawiać. Chciałem, aby się to uleżało. - wyjaśniał dość emocjonalnie - Ale z tego wynika, że ty w ogóle nie chcesz mi od pewnego czasu o niczym mówić. - wytknął jej - Nie twierdzę, że musisz spowiadać mi się z każdej najmniejszej rzeczy. Ale jesteśmy razem w związku i chyba zasługuję, żeby wiedzieć, co dobrego i złego dzieje się w twoim życiu. - odrobinę uniósł swój głos przy końcu wypowiedzi.

Dziewczyna wpatrywała się w niego.

Wiedziała, że miał rację. Ciężko było jej to przyznać, ale zdawała sobie sprawę, że przecież na tym między innymi polega związek.

the Last Year | Bucky Barnes fanfiction | AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz