- Ile to będzie jeszcze trwać... - westchnął Pietro siedzący na krzesełku.
Na siedzeniach obok położyła się Wanda, układając sobie głowę na kolanach brata. Zmęczenie nieustannym stresem i strachem wzięło górę, powodując, że dziewczyna zrobiła się senna. Pietro objął siostrę, dając jej swoją bluzę do przykrycia. Siedział więc w samej koszulce, również wymęczony, wyzuty z emocji i delikatnie gładził ramię rudowłosej.
Bucky z kolei usadowił się na podłodze, na wprost rodzeństwa Maximoff. Siedział z głową opartą o ścianę i ze skulonymi nogami, które oplótł rękami. Pod jego oczami uwidoczniły się wory, spowodowane zmęczeniem i płaczem. James czuł się wycieńczony. W międzyczasie pobytu w szpitalu poszedł do auta po telefon, by powiadomić tatę gdzie jest i co się stało. Mimo usilnych namów jego ojca, aby chłopak wrócił do domu lub aby to tata przyjechał do Bucky'ego towarzyszyć mu, brunet stanowczo odmawiał.
Nie powiedział tego wprost ani tacie, ani Wandzie czy Pietro. Nie powiedział absolutnie nikomu, że mimowolnie pragnienie położenia się w swoim łóżku coraz częściej do niego napływało. Nie powiedział, że jest tak bardzo wymęczony, iż nawet ciężko mu oddychać. Nie powiedział, że jego głowa wydawała się, jakby miała zaraz pęknąć z bólu, nie prosząc jednocześnie o tabletkę. Nie powiedział, że dużo wygodniej było mu siedzieć na krzesełku, a bez problemów - nawet można by rzec, z chęcią - ustąpił miejsca Wandzie, by mogła się położyć i odpocząć na kolanach brata.
Nie powiedział, że jego serce było wręcz rozszarpane niepewnością i niewiedzą, co wcześniej poprzedziło przerażenie spowodowane zagrożeniem życia Very.
Opuścił głowę, opierając ją o kolana.
Nie mógł wymazać z głowy obrazu zakrwawionej twarzy czarnowłosej. Coś wyjątkowo bolesnego kłuło jego klatkę piersiową na myśl, że dziewczyna zdana była na pomoc innych. Że sama nie była w stanie funkcjonować z racji wypadku. Ponownie widząc oczami wyobraźni maskę z tlenem na twarzy Very, brunet poczuł, jak ogarnia go nieprzyjemny stres. Nie miał bladego pojęcia w jakim stanie była reszta ciała dziewczyny. Nic więcej nie dane mu było dostrzec. Bał się. Okropnie się bał, że Veronica poniosła obrażenia nieodwracalne do wyleczenia. Doskonale zdawał sobie sprawę jak to jest mieć uszczerbek na zdrowiu, ile czasu potrzeba, aby zaakceptować tę trudną rzeczywistość, kiedy jest się innym, niż pozostali. Kiedy wiele osób postrzega cię, jako niepełnosprawnego. I przecież ludzie z niepełnosprawnościami są normalnymi, cudownymi istotami. A jednak znajdują się te jednostki, które krzywo spojrzą na twój uszczerbek na zdrowiu, które szepną coś do znajomego z szyderczym i oceniającym wzrokiem, które będą miały obiekcje do twojej osoby, mimo iż tak naprawdę nie zaszło im się za skórę. I właśnie te pojedyncze przypadki sprawiają, że psychika się załamuje. Że pewność siebie i poczucie własnej wartości zanika. Że wiara we własną osobę i samoakceptacja nie znajdują dla siebie miejsca.
Brunet zacisnął pięść protezy swojej lewej, metalowej ręki.
Nagle przypomniał sobie gwiazdkę na ramieniu, którą narysowała mu Veronica. Przypomniał sobie jej niezgrabne kształty, które były dla niego piękniejsze, niż jakikolwiek idealny, perfekcyjnie odmierzony linijką rysunek. Pamiętał, jak z roztapiającym sercem przyglądał się malunkowi, który uznał za bardzo unikatowy. Od tamtego momentu był charakterystycznym elementem jego ręki. Uznał jednak, że dobrym pomysłem będzie wyrównanie gwiazdy, dzięki czemu nie wyglądałaby ona dziecinnie. Za każdym razem, kiedy na nią patrzył, czuł się szczęśliwy. To małe malowidło przypominało mu, jak wielkie szczęście miał możliwość doświadczać.
Wydawało mu się, że na to nie zasługiwał. A jednak prawda była taka, że to jemu dana została szansa poznania dziewczyny i życia obok niej każdego dnia.
CZYTASZ
the Last Year | Bucky Barnes fanfiction | AU
FanficWszyscy dobrze znamy Avengersów i to, jak potoczyły się ich losy. Ale co jeśli zamienilibyśmy tych niesamowitych herosów na nietypowych licealistów ostatniego roku? Gdzie Steve Rogers zamiast kapitanem jest niezawodnym przewodniczącym szkoły, Vision...