— A który jest najwyższy?
Kristoff uniósł głowę. Blade wyszczerbione turnie przypominały szereg ostrych zębów; szczyty drapały chmury jak szpony.
Cioteczka Astrid opowiadała mu legendę, według której góry Dovre były okruchami z uczty bogów – tak nawet wyglądały, usypisko skalnych odłamków, które w jakiś niewytłumaczalny sposób trzymały się razem, jakby były zaczarowane.
Może dlatego wszyscy zawsze mówili o nich tak lekceważąco.
Ojciec pokazał mu Kruszynę, kiedy Kristoff miał pięć lat – być może znał ją już wcześniej, ale ten jeden raz akurat zapamiętał, bo to był ostatni trzeźwy dzień poprzedzający długi alkoholiczny ciąg i prawdopodobnie jego pierwsze świadome wspomnienie.
„Byłeś już na Kruszynie?", zapytał Jens, kiedy Kristoff miał dziewięć lat. Nie był; wtedy brzmiało to jak zaproszenie.
Krótko potem zaczęli nazywać Kruszyną Mari; Jens jako dzieciak zawsze był szerszy niż dłuższy, a Kristoff po prostu chudy, przez co wydawał się drobniejszy niż był naprawdę – a ona w ciągu lata wystrzeliła w górę i przez pewien czas górowała nad nimi oboma. Przezwisko przylgnęło do niej jak druga skóra.
I z tego powodu, kiedy miał siedemnaście lat, Kristoff po raz pierwszy dał w zęby chłopakowi, który zadał mu to samo pytanie, bo tym razem nie dotyczyło wspinaczki górskiej.
— Kruszyna. — Teraz to słowo tańczyło na jego wargach jeszcze chwilę po tym, jak je opuściło. Zawisło na niewidzialnej pajęczynie między nimi a szczytem góry.
Uświadomił sobie, że wypowiedział je po raz pierwszy od prawie dwóch lat.
Łatwiej było mówić po prostu „Mari", tak samo jak łatwiej było nie myśleć – w głowie na zawsze zmieniła się dla niego w Merete-Margit, bo prawie nikt nie zwracał się do niej pełną wersją imienia, przez co brzmiało oficjalniej, a ona wydawała się prawie nierzeczywista; tak dużo łatwiej było wyobrazić sobie, że nie istnieje i zapomnieć o bólu.
Anna wyraźnie przygasła po jego odpowiedzi. Być może nałożyło się na to – cokolwiek wydarzyło się pomiędzy nią a królową po tym, jak zostawił je same – ale, nawet jeśli nieświadomie, to o n a rozdrapywała stare rany; Kristoff nie miał siły jej teraz pocieszać.
◊ ◊ ❈ ◊ ◊
Nie odzywała się do niego aż do czasu, kiedy musieli się pożegnać.
◊ ◊ ❈ ◊ ◊
Kiedy w 1844 roku młodziutki król Agnarr odwiedził Lodowe Pola, akurat budowano tam drogę. Z okazji jego wizyty ktoś postawił przy niej tabliczkę z napisem „Droga imienia króla Agnarra", a jego tak to ucieszyło, że wypisał swoje imię na górskiej ścianie.
— Pisspreik* — skwitował Kristoff, patrząc na cienie rzucane na dukt przez jarzębiny.
Helvegen była przynajmniej tak stara jak jeziora, do których prowadziła, jeśli nie starsza, i nikt nigdy nie nazywał jej Drogą Króla Agnarra – może poza anegdotkami Peterssena, którymi raczył półgłosem królową Elsę.
Teraz lord podniósł na niego wzrok ze swojego miejsca, mrużąc ciemne oczy:
— Miarkuj się, chłopcze. — Ostre słowa i uprzejmy uśmiech – zanim na powrót zwrócił się do królowej.
CZYTASZ
Heimr Árnadalr
Fanfiction„Przeszłość ma w zwyczaju powracać. A gdy to nastąpi... musimy być przygotowani". Brzemię klątwy królowej zaczyna ciążyć całemu królestwu. Księżniczka musi walczyć o swoje szczęśliwe zakończenie z dawnymi demonami. Na wydobywcę lodu zostają nałożone...