Chwilę później Hans stał w otwartych drzwiach, mrugając przed jasnym światłem. Powietrze było dziwnie przejrzyste; zapach jesieni stawał się coraz bardziej duszący.
Myślał o odejściu. Ciało jeszcze się nie zaleczyło, ale nie mógł dopuścić do tego, żeby siniaki zniknęły z jego twarzy szybciej niż on z tego miejsca – już czas. Musiał odejść.
Dni stawały się coraz krótsze w miarę jak październik głębiej zapuszczał korzenie, a kiedy przyjdzie śnieg, Hans utknie w tej niewielkiej chatce z dachem z torfu, kilkoma izbami, bez książek i wszystkiego, za czym tęsknił, przynajmniej do wiosny. Nie miał pojęcia, ile miesięcy może trwać zima na arendellskiej prowincji.
Musiał odejść. Dla dobra Hellandów w równym stopniu, co dla własnego. Gdyby ktoś go teraz znalazł...
P o t r z e b o w a ł odejść.
Później spojrzał w ślad za Kruszyną, jak rozgląda się przed wejściem do domu, słońce i miód, i myśli zaczęły mu się plątać.
◊ ◊ ❈ ◊ ◊
Krwistoczerwone wnętrze pieca wyglądało jak rozdziawione usta. Kruszyna powiedziała coś o ogniu – że poza nią i kotem często stanowi jedyną żywą istotę w tym domu. Że nawet trzy izby i kuchnia to czasami zbyt wiele.
Hans znał samotność z każdego z zamków królewskich, jednego większego od drugiego. Zawsze wydawało mu się, że z dala od oceanów spojrzeń chłodniejszych niż magia królowej Elsy przestanie ją czuć, ale na ultima thule* Nasturii obawa przed tym samym bolesnym, zimnym wyobcowaniem, które groziło, że go pochłonie, nie pozwalała mu zatrzasnąć drzwi nawet przed wieśniaczkami i wiedźmami.
— Nie myślałaś, żeby... — odejść — wyjechać?
Ogień był jasny, a oni przy nim siedzieli, każde z igłą w ręce. Dłonie Kruszyny, chociaż wcale nie delikatne, były poznaczone jakimś niedoświadczeniem. Im dłużej Hans się jej przyglądał, tym bardziej był przekonany, że z szyciem radzi sobie podobnie dobrze, co z gotowaniem: ledwie wystarczająco.
— Jak Geir — ni to zapytała, ni to stwierdziła. Na jej twarzy migotał odblask ognia. — Pewnie, że myślałam. Kocham góry, ale gdybym mogła, wybrałabym morze. Tylko że zawsze było coś, co mnie tutaj trzymało.
Przez chwilę patrzyła przed siebie, z wzrokiem zawieszonym gdzieś na graniach, których kontury majaczyły za oknem. Były zimne, posępne i niegościnne – i zadziwiająco piękne w blasku jesiennego słońca.
— Zawsze mi tego brakowało — wyznał Hans.
— Korzeni? — Nie zaprzeczył. — Wiesz, to nie takie proste. Z jednej strony dają ci oparcie, ale z drugiej strony trzymają cię w miejscu. Nie pójdziesz do przodu, choćbyś chciał.
— A ty byś chciała?
Liczył, że przytaknie.
Liczył, że zaprzeczy.
Nie miał pojęcia, jakiej odpowiedzi od niej oczekuje.
Usta Kruszyny wygięły się w uśmiechu, ale dystans temperował wesołość.
— To dobre życie, Loki.
Była ładna – naprawdę ładna – ale Hans nie pozwalał sobie tego zauważyć, zajęty wydłubywaniem drzazg z palców. Dotyk metalu na skórze był znajomy, więc pozwolił swoim myślom błądzić. Jego oczy wkrótce zrobiły to samo.
CZYTASZ
Heimr Árnadalr
Fanfiction„Przeszłość ma w zwyczaju powracać. A gdy to nastąpi... musimy być przygotowani". Brzemię klątwy królowej zaczyna ciążyć całemu królestwu. Księżniczka musi walczyć o swoje szczęśliwe zakończenie z dawnymi demonami. Na wydobywcę lodu zostają nałożone...