68. Baronowe i hrabiny

14 3 0
                                    


Anna przymierzyła już chyba z tysiąc sukienek, podczas gdy Elsa wciąż siedziała zamknięta w gabinecie z „Hansem", jak go określiła – nie Nim, oczywiście, tylko jakimś Dahlem, wschodzącym talentem, który najwyraźniej planowała ukraść Akademii Wojskowej, jakby na jego obrazkach ze ślicznymi dziewczynami było coś, czego nie mogła dostrzec, patrząc w lustro.

Ile to mogło jeszcze zająć?

— W tej wyglądam jak łodyga rabarbaru — oznajmiła Anna, odrzucając różową suknię na rosnący w kącie gotowalni stos. — Albo jakaś krewetka.

Z irytacją stwierdziła, że w katalogu domu modowego wszystkie prezentowały się o wiele lepiej – ale z drugiej strony, chyba każda modelka z Kløverhuset była wątłą brunetką o policzkach w kolorze mleka i malin.

Anna w większości zamówionych sukien przypominała rozpadającą się kumlę*, z hałdami materiału piętrzącymi się na wysokości pośladków, jakby projektant koniecznie chciał coś zmienić, ale nie do końca wiedział, co.

Drobną pociechę stanowił tylko zeszłoroczny model z zieloną spódnicą w kształcie trójkąta – z tym, że ona z kolei miała wyjątkowo nietwarzowy odcień rozgotowanych szparagów.

Poprawiła zsuwające się ramiączko podkoszulki.

Czy w ciągu trzech dni ktoś zdąży odświeżyć jej garderobę, żeby przynajmniej odrobinę wpasowała się w nowe trendy, skoro wszystkie nowe suknie bez wyjątku są okropne do tego stopnia, że stojąc tak przed trójskrzydłowym lustrem wyłącznie w bieliźnie, prezentuje się o niebo lepiej?

Elsa coś o tym wspominała – to znaczy o odświeżaniu garderoby, nie jej bieliźnie – i to była jedna z poważniejszych rozmów, jakie odbyły, ale być może zapomniała, tak samo jak o tym, że miały się spotkać przy śniadaniu.

Możliwe, że zapomni też o piątkowym wyjeździe?

Albo gorzej – nie zapomni, ale Anna nie będzie się odpowiednio prezentować, i nawet najmodniejsze suknie starszej siostry w tym nie pomogą (zakładając, oczywiście, że zdecydowałaby jej się którąś pożyczyć) za długie i karykaturalnie pozwężane, i ostatecznie to będzie mogła pojechać sobie co najwyżej kuchenną windą, nie do Baden, a całe jej planowanie weźmie w łeb.

Okręciła się na pięcie. Gdyby tak przymknęła oczy, mogłaby udawać, że jest ubrana w skandalicznie skąpy strój kąpielowy. (Miała jakiś w ogóle? Będzie musiała zapytać Gerdę.)

Wciąż lepiej niż w czymkolwiek z Kløverhuset.

Tylko jakie to miało znaczenie, skoro i tak nikt jej teraz nie zobaczy, może z wyjątkiem Øydis przypominającej z drugiej strony parawanu, że przecież lubi rabarbar i na pewno wygląda uroczo, albo niecierpliwie wydającej z siebie chrząknięcia Fräulein Hahn. Co najmniej dwa razy użyła słowa „wulgarne", ale Anna nie była pewna, w jakim dokładnie kontekście, bo nagle zdała sobie sprawę, że być może właśnie istnieje ktoś, kto, całkiem możliwe, nie miałby nic przeciwko, żeby ją zobaczyć. Tak – teraz. Pewien ktoś, kto...

Poczuła ukłucie w piersi, jakby zimno po omacku próbowało ją odnaleźć, odruchowo złapała za kryształ i prawie zerwała go z szyi, kiedy gwałtownie zadrżała.

Zatoczyła się i kurczowo chwyciła krawędzi parawanu. Musiała wziąć kilka głębszych oddechów, wciskając paznokcie w wesołe kwiatki wyrzeźbione w jasnym drewnie.

Otrzeźwił ją wyjątkowo gwałtowny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa.

Bez słowa przemknęła za plecami pokojówki i guwernantki, z lodowatymi dłońmi przy płonących policzkach, wślizgnęła się na stołek przy toaletce i podniosła z niej otwarty egzemplarz „La Mode Ilustrée".

Heimr ÁrnadalrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz