Wdrapała się na wyższą koję, żeby stłumić rodzące się poczucie nowej samotności. Z tej pozycji sufit kajuty znajdował się klaustrofobicznie blisko, kiedy wyciągnęła rękę, nie dała rady wyprostować jej w łokciu, zanim dotknęła drewnianych paneli. Drewno było chropowate i chłodne, jego dotyk na skórze przypominał, że rzeczywistość wokół jest namacalna.
„Hekla". Wuj Birger. Morze Południowe. Jytte.
Czuła, jak z każdym ruchem statku w żołądku przelewa jej się imbirowa herbata, jak odpływ pozostawiając po sobie tępą, ssącą pustkę. Ostatni raz (prawie nie) jadła dobę wcześniej, ale nawet nie była pewna, czy w ogóle jest głodna. Ból głowy czaił się na skraju myśli.
Ah-ah-ah-ah...
Fale bawiły się i rzucały statkiem z boku na bok, wiatr uderzający w bulaj echem powtarzał jej nierówny oddech. Pieśń morza – „nie z ludzkich piersi, ni z ziemi wyrosła".
Ah-ah-ah...
„Pieśń przypomina bolesną śmierć ojca"...
Czy ta sama woda kołysała teraz jej rodziców? Czy martwi śnili?
Ojca morskie tulą fale;
Z kości jego są korale,
Perła lśni, gdzie oko było;
Każda cząstka jego ciała
W drogi klejnot się przebrała
Oceanu dziwną siłą*.
Ażurowa poszwa na kołdrę pachniała lawendą, zaciśnięta pod nią dłoń dotknęła skóry tuż nad kolanem, delikatny strup wbił się pod paznokieć – ah...! – i Elsa natychmiast cofnęła rękę.
To przecież grzech, najgorszy grzech!
Wspomnienia paliły.
Ostrożnie sięgnęła po wstążkę przytrzymującą koniec warkocza i pociągnęła do góry. Powietrze było pełne soli, gdyby rozdygotana szyba pękła, pewnie poczułaby ją na wargach. Jej włosy wyglądały, jakby posypała je pieprzem. W komodzie pod ścianą drżały nożyczki do paznokci, w najwyższej szufladzie z lewej strony, tej najmniej oczywistej, do której wciąż mogłaby sięgnąć, gdyby nie wyrzuciła kluczyka.
Kiedy chciała odciąć kolejny kosmyk, po prostu wyślizgnęły jej się z dłoni, halka zaczepiła się o drzazgę, a ostrze musnęło skórę, którą odkryła, niemal niewidocznie, gdyby nie była tak blada, prawdopodobnie nawet by tego nie zauważyła.
Ale poczuła.
Dasz sobie radę, Elso.
Kłamstwo.
Wciąż nie przestała tęsknić za bólem.
Szarpnęła za warkocz, na dłoń spadło jej kilka ciemnych włosów, jak opiłki brązu, czaszka zapiekła i nagle znów była wyłącznie blondynką jasną jak zamieć i jak dziewczyna z portretu.
Medalion, w którym tkwiło jej uwięzione wspomnienie, był drobny, misternie zdobiony. Przy mechanizmie lśnił blado szafir, na pokrywie srebrzyły się inicjały J.R. Kiedy go jej podawał, Elsa zauważyła, że drżą mu palce, dziwnie sztywne i niewprawne.
„Skoro zostaliśmy sami", odezwał się, zanim jeszcze Anna zdążyła dotrzeć do drzwi, „chciałbym, żebyś kogoś poznała".
Na sam dźwięk tych słów Elsie ścierpła skóra, a jednak zrobiła dokładnie to, co on – odsunęła krzesło, wstała, zajęła miejsce przy czystym stoliku po drugiej stronie przedziału, a kiedy pochylił się nad blatem w jej stronę, ona też się nachyliła.
![](https://img.wattpad.com/cover/265065074-288-k698616.jpg)
CZYTASZ
Heimr Árnadalr
Fanfic„Przeszłość ma w zwyczaju powracać. A gdy to nastąpi... musimy być przygotowani". Brzemię klątwy królowej zaczyna ciążyć całemu królestwu. Księżniczka musi walczyć o swoje szczęśliwe zakończenie z dawnymi demonami. Na wydobywcę lodu zostają nałożone...